[ Pobierz całość w formacie PDF ] .Wallie wiedział.Poczuł ulgę na widok zdziwionej miny Broty.Żaden urzędnik portowy nie mówił takich rzeczy.- Cóż, przejdźmy do interesów - powiedziała handlarka.- Ile?- Pięć.Oligarro zmarszczył brwi.- Myślałem, że opłata wynosi dwa.- Może tak, a może nie.Zapłacicie pięć i kto się o tym dowie?Kobieta uśmiechnęła się i potrząsnęła skórzaną sakiewką.Oligarro próbował się spierać, ale w końcu zapłacił.Miła starsza pani wzięła pieniądze, pożegnała się uprzejmie i podreptała na brzeg.Piąta wykonała wulgarny gest za jej plecami i ruszyła do nadbudówki, żeby wyegzekwować pieniądze od lorda Shonsu.Wallie dostrzegł przez okno Katanjiego idącego do miasta.W stroju niewolnika Pierwszy zupełnie nie rzucał się w oczy.Brota wróciła do swoich zajęć, a załoga robiła, co do niej należało.Siódmy znowu wyjrzał na nabrzeże i zobaczył dwóch czarnoksiężników.- Dlaczego nigdy nie pokazują rąk?Nie doczekał się odpowiedzi.Holiyi i Linihyo znieśli na brzeg sztabę z brązu, wrócili po drugą i zrobili z obu coś w rodzaju namiotu dla krasnoludków.Niebawem zjawili się domokrążcy i Lina poszła targować się z nimi o świeże owoce i inne artykuły spożywcze.Pozostali członkowie załogi ruszyli na brzeg w poszukiwaniu informacji.Większość skierowała się na lewo, do miasta, kilku w prawo, ku Rzece.Brota rozsiadła się na krzesełku przy trapie i czekała na kupców.W szpalerze masztów i takielunków portowa ulica wyglądała jak aleja obsadzona zimowymi drzewami.Panował na niej ożywiony ruch.Koła głucho dudniły po deskach.Woźnice przeklinali i krzyczeli na żeglarzy i niewolników.Żeglarze odpowiadali równie hałaśliwie i dalej układali towary gdzie popadnie, tarasując drogę.Piesi rozpychali się i uskakiwali przed pojazdami.Na rejach siedziały ptaki podobne do mew i od czasu do czasu sfruwały po odpadki.Gdy przybyła grupa jeźdźców, wyładowano bydło.Zwykły rozgardiasz przerodził się na krótko w chaos.W końcu zwierzęta popędzono do miasta i harmider ucichł.Statek bydlęcy odpłynął, co ucieszyło załogę Szafira.Nnanji rozpoczął codzienne ćwiczenia.Honakura siedział na skrzyni i intensywnie myślał.Wallie i Tomiyano stali każdy przy swoim oknie i w smętnym milczeniu gapili się na tłum.Wszyscy ze złością tłukli komary.Czarnoksiężnicy jak zwykle patrolowali nabrzeże parami.Bez przeszkód sunęli przez ciżbę, ignorując niecierpliwych, którzy nie mieli odwagi ich wyminąć.Nie mieli ustalonych rewirów, dlatego Wallie nie potrafił stwierdzić, ilu ich jest.Mógł opierać się jedynie na kolorach szat, ale wyglądało na to, że partnerzy często się zmieniają.- Shonsu! - zawołał nagle Tomiyano.- Shonsu! Tamten Czwarty l Poznajesz go?- Nasz zniewieściały przyjaciel z Aus!- Ixiphino?Nnanji podszedł do okna.Od strony miasta nadchodził urzędnik portowy z Aus, szczupły i przystojny, w pomarańczowej przepasce biodrowej i lśniących skórzanych sandałach.Walliemu i tym razem skojarzył się z modelem prezentującym stroje plażowe.Obok niego kroczył czarnoksiężnik piątej rangi, w czerwonej szacie, wysoki i przygarbiony.Za nimi niewolnik ciągnął wózek wyładowany koszami.- Teraz nie ma już żadnych wątpliwości - stwierdził Wallie.-To czarnoksiężnik! I spójrzcie tam!W pewnej odległości za czarnoksiężnikami podążał Katanji.Najwyraźniej ich śledził.Mały spryciarz!W pewnym momencie małą grupkę zasłonił kadłub jednego ze statków.Tomiyano wybiegł z nadbudówki i jak wiewiórka wspiął się na olinowanie.Akurat wtedy przybiegła Thana i spytała, czy nie widzieli jej brata.Chwilę później zjawiła się Jja.Wallie podzielił się z nią nowiną.Wrócili pierwsi wywiadowcy.Fala nie odkryła niczego interesującego, natomiast Lae widziała w mieście fałszywego żeglarza towarzyszącego czarnoksiężnikowi.Poszła za nimi.Na nabrzeżu odczekała jakiś czas, by się upewnić, że nie jest śledzona.Lae znała się na wszystkim, nawet na szpiegowaniu.- Sądzę, że przyszli z wieży - oznajmiła bardzo pewna siebie.Tomiyano zsunął się po linach i wpadł do kajuty.- Skręcili w prawo - rzucił i podbiegł do okna wychodzącego na rufę.- Tamten biały statek.Jednomasztowiec, który wskazał Trzeci, stał na końcu pirsu, przy mało zatłoczonej poprzeczce litery T.- Wytłumacz szczurowi lądowemu pewną rzecz – poprosił Wallie.- Taki mały żaglowiec z pewnością mógł wejść głębiej do portu? Dlaczego zacumował akurat tam?Nie rozumiesz? – rzucił kapitan niecierpliwie.– To maleństwo zbudowano z myślą o szybkości.Ma duży kil.Za duży, żeby można korzystać ze środkowej części pokładu.Wallie spojrzał na Lae.- Widziałaś przypadkiem, co wiozą w koszach?Kobieta zerknęła na Tomiyano.Uśmiech pogłębił jej zmarszczki.- Ptaki, panie.Żeglarz wymamrotał parę niecenzuralnych uwag na temat czarnoksiężników i ich głupich sztuczek.Czas mijał niepostrzeżenie.W głębi umysłu Walliego rozbłysło małe światełko.Katanji zawsze widywał przy wieżach ptaki chodzące po ziemi.Czarnoksiężnicy je karmili.Ich znakiem cechowym były pióra, ale.Wallie próbował sobie przypomnieć, jakiego ptaka mag wyczarował z garnka.A kosze?- Może wiesz, co to za ptaki? - zapytał i wstrzymał oddech.- Wydawały głosy jak gołębie.- O, bogowie! Ośmiornice i pióra!Światełko zajaśniało jak latarnia morska.Obecni spojrzeli na niego ze zdumieniem.Pogrążony w myślach Wallie nie zauważył na pół rozbawionych, na pół zaniepokojonych spojrzeń, które wymienili towarzysze.Jego mózg pracował na najwyższych obrotach
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plhanula1950.keep.pl
|