[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Podniósłwzrok na Clat Hę.- Czy teraz już możesz iść spać?Skinęła głową, znużona.- Odwiedzę cię pózniej - powiedziała, wychodzącz pokoju.Za nią podreptał robot.Oui-Gon i Obi-Wan zo-stali sami.Rycerz wyciągnął się wygodnie w fotelu.Chłopak czekał.Oui-Gon mógł zacząć rozmowę lub odprawić go, jak zwykle.Błękitne oczy rycerza patrzyły na niego przenikliwie.- Obi-Wanie - zapytał w końcu Jedi - o czym my-ślałeś, uruchamiając statek?- O czym myślałem? - zastanowił się chłopak.- Chybao niczym szczególnym.Po prostu bałem się piratówi chciałem być od nich jak najdalej. Był zbyt wyczerpany, by zastanawiać się, czy ta odpo-wiedz przypadnie Oui-Gonowi do gustu.Lepiej było po-wiedzieć prawdę, bez względu na to, czy Jedi pochwali go zato, czy zgani.Już nie starał mu się przypodobać.Więc nie myślałeś też o tym, że podczas wyprowa-dzania Monumentu z doku mogłeś staranować ich statkii zabić w ten sposób setki piratów? - zapytał Oui-Gon obo-jętnym tonem.Nie miałem czasu o tym myśleć - odrzekł Obi-Wan.- Prowadziła mnie Moc.Byłeś przestraszony? Zły?Jedno i drugie - przyznał chłopak.- Ja.naprawdęspaliłem tych piratów.Zabiłem ich, ale nie było we mniezłości.Zrobiłem to tylko po to, by ratować nasz statek.Oui-Gon nieznacznie kiwnął głowq.- Rozumiem - powiedział krótko.To była odpowiedz,jakiej oczekiwał.Zwiadczyła o rosnącej dojrzałości Obi--Wana.A jednak czuł się jakoś dziwnie niezadowolony.Czyżby wgłębi ducha liczył, że chłopiec nie zda tego egzaminu? Jedinie powinien wobec nikogo żywić takich uprzedzeń.Niemógł jednak nic na to poradzić.Musiał przyznać, że Obi-Wan bardzo mu pomógł w tej walce.%7łe odważnie podjął sięzadania, które Oui-Gon mu powierzył.Pilotowanie takwielkiego statku to nie byle co.W jego rękach były setkiistnień, a on nie stchórzył, nie zawahał się.Nerwy go niezawiodły.Doprawdy, bardzo dzielnie się sprawił.Czemu więc Oui-Gon mu nie ufał?  Bo nie ufam nikomu.Bo bezwzględnie zaufałem kiedyśKanatosowi i wynikła z tego tragedia".Rana do tej pory się nie zablizniła i pewnie nie zablizni sięnigdy.Oui-Gon wolałby oberwać dziesięć razy mocniej odpiratów, niż ciągle od nowa przeżywać tamten ból.Obi-Wan stał przed nim, zakłopotany.Był tak zmęczony,że ledwo trzymał się na nogach.Jak odpowiedział: dobrzeczy zle? Nie miał pojęcia.Wyczuwał wewnętrznąszamotaninę Oui-Gona, ale nie rozumiał jej.Razem trudzili się, by uratować statek.Wspólna walkapowinna ich zbliżyć do siebie, a tymczasem byli sobie bar-dziej obcy niż kiedykolwiek.Czy powinien o to zapytać wprost? Być może.Tylkowtedy jest szansa, że Jedi udzieli równie prostej odpowiedzi.Już zbierał się na odwagę, gdy nagle rozległo się głośne,natarczywe pukanie do drzwi.Do środka wpadł Si Treemba.Nie mógł złapać tchu.Z jego błyszczących oczu wyzierało przerażenie.Co się stało? - zapytał Oui-Gon.Wstał i ostrożnieporuszył ramieniem, chcąc sprawdzić, czy żel gojący trzy-ma się jak należy.Szybko - wysapał Si Treemba.- Szybko.Jembaukradł nasz daktylit. ROZDZIAA 15Nie odejdziesz z tym.- Oui-Gon zagrodził drogę Jem-bie.Głos miał całkiem spokojny.Za jego plecami stali wmilczeniu Arconianie.Wśród nich Obi-Wan ze swoimmieczem.Jedi był jednak bardzo osłabiony, chwilami zda-wało się, że upadnie.Jemba zakołysał się jak wielki szary robak.- A jak mi w tym przeszkodzisz, ty słabeuszu? - roześmiałsię szyderczo.- Nikt nie powstrzyma Wielkiego Jemby! TwoiArconianie zlękli się piratów.Siedzieli w swoich kabinach,podczas gdy moi ludzie walczyli i ginęli.Biorę ich doniewoli za tchórzostwo!Jemba i jego ludzie zajęli wypoczynkowy pokój Arco-nian.Mur górników - Huttów, Whipidów, ludzi i robotów -stał w milczeniu za swoim przywódcą.Wszyscy byli uzbro-jeni i gotowi do walki.Oui-Gon doliczył się ponad trzy-dziestu miotaczy.Niektórzy nosili zbroje lub otaczali siępolem siłowym.Tak, najwidoczniej ludzie Jemby zdobyli coświęcej niż tylko arcoński daktylit.Zdobyli też większość broniznajdujqcej się na statku.Obi-Wan czuł się straszliwie upokorzony.Clat Ha była blada z wściekłości.Opuściła ręce, gotowa w każdej chwilisięgnąć po swój blaster.Ale niewiele by to pomogło.ResztaArconian nie miała broni.- To, co robisz, nie jest sprawiedliwe! - Oui-Gon raz je-szcze spróbował przemówić Jembie do rozsądku.- Zaspo-kajasz tylko własną pychę.Niczego w ten sposób nieosiągniesz [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • hanula1950.keep.pl