[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Salwator nie miał zachwyconej miny.Cichutkim gło­sem zadał pytanie:— A co ja?— A ty dobrze uczynisz, jeśli powiesz prawdę mnie, który jestem ci przyjacielem i bratem minorytą, jakim ty byłeś, miast mówić tym, których doskonale znasz.Wzięty ostro w obroty, Salwator porzucił, zdać by się mogło, wszelką obronę.Spojrzał uległym wzrokiem na Wilhelma, jakby chciał dać do zrozumienia, że gotów jest odpowiedzieć na to, o co ów będzie pytał.— Tej nocy przebywała w kuchni niewiasta.Kto był z nią?— Och, femena, która sprzedawa się como towar, nie może bon essere ni aver cortesia — wyrecytował Salwator.— Nie chcę wiedzieć, czy to poczciwa dziewczyna.Chcę wiedzieć, kto z nią był!— Deu, jakież są femene malveci scaltride! Myślą dniem i nocą ino como męża zwieść.Wilhelm chwycił go gwałtownie za pierś.— Kto z nią był, ty czy klucznik?Salwator pojął, że nie zdoła dłużej kłamać.Zaczął opowiadać dziwaczną historię, z której z trudem do­wiedzieliśmy się, że to on, by przypodobać się klucznikowi, dostarczał mu dziewczęta ze wsi, wprowadzając nocą w obręb murów, ale nie chciał powiedzieć jakimi drogami.Zaklinał się tylko, że czynił to z dobrego serca, i dobywał z siebie komiczną skargę, gdyż nie umiał znaleźć sposobu, by też mieć z tego przyjemność, by dziewczyna, po zaspokojeniu klucznika, dała coś także jemu.Powiedział to wszystko pośród obłudnych, lu­bieżnych uśmiechów i mrugnięć, jakby dawał do zro­zumienia, że ma do czynienia z mężczyznami z krwi i kości, z takimi, dla których tego rodzaju praktyki są chlebem powszednim.I patrzył na mnie spod oka, a ja nie mogłem powściągnąć go, jak chciałbym, gdyż czułem się powiązany z nim wspólnym sekretem, jego wspólnikiem i towarzyszem w grzechu.Wilhelm w tym momencie postanowił rzucić wszystko na jedną szalę.Spytał nagle:— Czy Remigiusza poznałeś, zanim jeszcze byłeś z Dulcynem, czy potem?Salwator padł mu do kolan błagając śród łez, by nie gubić go, by uratować przed inkwizycją, i Wilhelm przysiągł mu uroczyście, że nikomu nie powie o tym, czego się dowie, a wtenczas Salwator nie zawahał się wydać klucznika na naszą łaskę i niełaskę.Poznali się na Łysej Górze, obaj byli w bandzie Dulcyna, razem z klucznikiem uciekł i wstąpił do klasztoru w Casale; z nim też przeniósł się między kluniaków.Bełkotał, błagając o wybaczenie, i było rzeczą jasną, że nicze­go więcej odeń się nie dowiemy.Wilhelm doszedł do wniosku, że warto wziąć z zaskoczenia Remigiusza, i zostawił Salwatora, który pobiegł schronić się w koście­le.Klucznik był w przeciwległej stronie opactwa, przed spichlerzami, i układał się z kilkoma chłopami z doliny.Spojrzał na nas nie bez lęku i starał się zrobić wrażenie człowieka nader zaprzątniętego, ale Wilhelm nalegał na rozmowę.Dotychczas mieliśmy z tym człekiem niewielką styczność; był wobec nas uprzejmy, a i my wobec niego.Tego ranka Wilhelm zwrócił się doń, jakby miał do czynienia z konfratrem ze swojego zakonu.Klucznik miał minę kogoś zakłopotanego tą konfidencją i odpowiedział najpierw z wielką ostrożnością.— Z racji swojego urzędu jesteś oczywiście zmuszony krążyć po opactwie także, kiedy inni śpią, tak mnie­mam — rzekł Wilhelm.— To zależy — odparł Remigiusz — czasem są drobne sprawy do szybkiego załatwienia i muszę poświęcić im parę godzin snu.— Czy w takich razach nie zdarzyło ci się nic, co mogłoby wskazać nam, kto krążyłby, nie mając twoich uzasadnień, między kuchnią a biblioteką?— Gdybym coś zobaczył, doniósłbym opatowi.— Słusznie — zgodził się Wilhelm i nagle zmienił temat.— Wieś w dolinie nie jest zbyt majętna, nie­prawdaż?— Tak i nie — odpowiedział Remigiusz — mieszkają tam prebendarze, którzy zależą od opactwa, i ci dzielą naszą zamożność w latach tłustych.Na przykład, w dniu świętego Jana otrzymali dwanaście korców słodu, konia, siedem wołów, byka, cztery jałówki, pięć cieląt, dwa­dzieścia owiec, piętnaście wieprzków, pięćdziesiąt kur i siedemnaście uli.A dalej dwadzieścia wieprzków wę­dzonych, dwadzieścia siedem form smalcu, pół miary miodu, trzy miary mydła, jedną sieć rybacką.— Rozumiem, rozumiem — przerwał Wilhelm — ale dowiedz się, że nie mówi mi to jeszcze, jaka jest sytuacja wsi, którzy spośród jej mieszkańców są prebendarzami opactwa i ile ziemi ma pod uprawę dla siebie ten, kto prebendarzem nie jest.— Ach to — rzekł Remigiusz — zwykła rodzina ma tutaj do pięćdziesięciu tabul ziemi.— Ile to jest jedna tabula?— Naturalnie cztery sążnie kwadratowe.— Sążnie kwadratowe? Ile to?— Trzydzieści sześć stóp kwadratowych daje sążeń kwadratowy.Albo jeśli wolisz, osiemset sążni liniowych czyni jedną milę piemoncką.A stąd da się obliczyć, że rodzina — na ziemiach po stronie północnej — może z uprawy oliwek mieć co najmniej pół wańtucha oliwy.— Pół wańtucha?— Tak, wańtuch czyni pięć hemin, zaś hemina osiem czarek [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • hanula1950.keep.pl