[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Dayan już uniósł brew, ale powstrzymał się przed dalszą kłótnią.- Zrób coś z tym - powiedział do Dariusa.- Tylko ty możesz.- I zniknął, zanim Desarizdążyła się odciąć.Desari została z bratem sama.- Nic nie mów, Dariusie.Wiem, że dzieje się ze mną coś złego.Nie wiem, co to, aleczuję, jakbym traciła rozum.To coś więcej niż tylko fizyczna dolegliwość.To coś psychicz-nego.- Wezwij go - rzekł Darius łagodnie, jak to miał w zwyczaju, przez co rozkaz wcale niestawał się mniej skuteczny.W głosie Dariusa słychać było stulecia sprawowanej władzy.Desari zamknęła oczy i przycisnęła ręce do brzucha.Poczuła skurcz żołądka.- Nie mogę, Dariusie.Nie proś mnie o to.99 - Nie mam wyjścia - odparł.- Wezwij go.- Jeśli to zrobię, będzie myślał, że ma prawo wymaga ode mnie posłuszeństwa.- Niepotrzebnie cierpisz.Cokolwiek zrobił, żeby cię z sobą związać, nie możemy temuzaradzić, dopóki nie dowiemy się więcej.- Nadał swojemu głosowi łagodne brzmienie.-Desari, wiesz, że nie mogę pozwolić, żebyś cierpiała.Wezwij go.- Nie mogę.Nie słyszałeś, co mówiłam Dayanowi? Kobiety mają swoje prawa, Dariusie.Mężczyzni nie mogą nam rządzić tylko dlatego, że uważają to za naturalne.Jego zimne czarne oczy pochwyciły jej pełne smutki spojrzenie.- Zawsze byłem odpowiedzialny za ciebie i Syndil.Dlatego nalegam.Czuję twój ból,chaos w twojej głowie.Zrób jak mówię.- Dariusie, proszę.Nie chcę ci się otwarcie sprzeciwiać.Zaczęła gryzć palce.Widok napięcia malującego się na jej twarzy był dla Dariusatrudny do zniesienia.Drugą ręką nerwowo szarpała hebanowe włosy, opadające kaskadą naramiona i plecy.-Robisz to bez przerwy, odkąd pojawił się ten mężczyzna - przypomniał jej delikatnieDarius.- Nie będę tego więcej tolerował, siostrzyczko.Rozumiem, że to nowe doświad-czenie, spoza zakresu naszej wiedzy, ale nie mogę pozwolić, żebyś cierpiała.WezwijSavage'a.W oczach Desari i na jej długich rzęsach zabłysły łzy.Opadła na drewnianą ławkę przystole i pokonana zwiesiła głowę.- Nie ma potrzeby mnie wzywać.- Muskularna sylwetka Juliana zmaterializowała sięobok niej tak blisko, by mogła poczuć ciepło jego ciała.Objął ją ramionami.- Nie mogęznieść rozłąki z tobą, Desari - przyznał się bez wahania.Nie obchodziło go, że Darius może tousłyszeć.Chciał tylko zaoszczędzić jej dalszego bólu.- Co ty mi zrobiłeś? - W jej głosie też słychać było łzy.Dłonie mocno zacisnęła w pięści,wbijając paznokcie w skórę.Jej głos przeszedł w szept.- Co takiego zrobiłeś, że nie potrafiębez ciebie żyć?Julian pochylił głowę i ujął delikatnie jej piąstkę, z czułością otwierając jeden po drugimzaciśnięte palce.Ostrożnie uniósł jej ręce do uzdrawiającego ciepła swoich ust i wycisnąłpocałunek w samym środku poranionych dłoni.Złote oczy podchwyciły jej wzrok.Desari czuła, jak supeł w jej żołądku rozluznia się pod wpływem ciepła.Ogień, którypłonął głęboko w nim, wzniecał podobny pożar w jej wnętrzu.Do jej duszy i serca napłynąłspokój, wypełniając straszliwą pustkę.Z Julianem u boku znów była całością.Jej płuca mogłypracować, serce biło mocnym, równym rytmem.100 - Czuję twój lęk, Desari - powiedział cicho Julian.- Niepotrzebnie się obawiasz.Niemogę cię skrzywdzić.Jestem twoim życiowym partnerem, odpowiadam za twoje szczęście.- Jak to się dzieje, że nie mogę znieść nawet tak krótkiego rozstania z tobą? - Desarizerknęła na brata, w milczeniu błagając o odrobinę prywatności.Już i tak trudno jej było za-akceptować to dziwne zjawisko, nie potrzebowała świadka swojego upokorzenia.Julian zaczekał, aż Darius da sygnał obu lampartom, że czas na polowanie, i razem znimi zniknie w ciemności między drzewami.Położył Desari dłoń na karku, palcami gładzącjedwabiste włosy.- Nasze ciała fizyczne mogą się znajdować w różnych miejscach, maleńka, ale podczasrozłąki musimy się często dotykać myślami.- Wiedziałeś o tym, a mimo to zamknąłeś się przede mną.Chciałam zamanifestowaćniezależność, a ty mnie za to ukarałeś - powiedziała, unosząc podbródek.- Zlekceważyłaś własne bezpieczeństwo, najdroższa -odparł łagodnie.- Nie chciałaśuwierzyć w to, co ci mówiłem, mimo że miałaś dostęp do mojego umysłu.Nie mogłem po-stąpić inaczej.Musiałem pozwolić, żebyś na własnej skórze przekonała się, że to, comówiłem, było prawdą.Jestem twoim życiowym partnerem, między nami nie może byćkłamstwa.Desari odnalazła na jego nieskazitelnie czystej koszuli guzik i zaczęła nimi kręcićnerwowo.- Wcale nie sądziłam, że kłamiesz.Rzeczy, w które wierzysz.Nie wątpiłam, że uważaszje za prawdę.Ale wydawały mi się tak nierzeczywiste, jakby były wymysłem, snem.Jak tomożliwe, żeby zwykłe słowa mogły związać nas na wieczność? Jak to możliwe, żeby jedenmężczyzna mógł aż tak odmienić życie kobiety?- Jesteśmy ze sobą połączeni od urodzenia, najdroższa - wyjaśnił.Poczuł, że zadrżała,więc przysunął się bliżej.- Dwie połówki jednej całości.Istnieje tylko jedna prawdziwatowarzyszka życia.Mam szczęście, że moja jest aż tak utalentowana i piękna.Tak się jednakpechowo składa - dodał - że jest też wyjątkowo samowolna i nie wie, czego się od niejoczekuje.Desari odskoczyła od niego, jednym susem przesadzając stół.Wyglądała jak dzika,nieokiełznana, budząca pożądanie czarodziejka.Jej widok zaparł mu dech w piersi.- Uważasz, że jestem samowolna, bo chcę mieć kontrolę nad własnym przeznaczeniem?Dość gadania o życiowym partnerstwie.Dla mnie to nic nie znaczy.Kompletnie nic.Wkroczyłeś bezceremonialnie w moje życie, zrobiłeś coś, co nas ze sobą związało, i myślisz,że masz prawo dyktować, jak mam żyć?101 Julian przyglądał się jej pięknej twarzy, na której prócz złości malowały się coraz tonowe emocje.Wszystko w niej wydawało mu się cudem.Zachwycała go jej kruchość.Lśnią-ca masa jedwabistych włosów, tak rozkoszna, że mógł się w niej zatracić.- Jestem Karpatianinem ze Starego Zwiata.Nie sądziłem, że możesz nie znaćzwyczajów naszego ludu.- I to mają być przeprosiny? - Desari skrzyżowała ręce na piersi, trzęsąc się, jakby byłojej zimno.- Nie obchodzą mnie zwyczaje twojego ludu.- Naszego ludu - poprawił ją delikatnie.- Mój lud to ci, z którymi żyję, z którymi dzielę swoje życie.Na przykład brat, któregopróbowałeś zabić.- Najdroższa, gdybym próbował go zabić, byłby już martwy.- Podniósł ręce, żebyostudzić jej wzburzenie.- Nie twierdzę, że nie zabrałby mnie ze sobą.Prawdopodobnie takwłaśnie by się stało.Ale tak naprawdę on też nie zamierzał mnie zabić.Raczej chciał sięupewnić.Nie oddałby ukochanej siostry nieznajomemu, który nie potrafiłby jej ochronić [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • hanula1950.keep.pl