[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.W górnej części nie pozostało ani jedno ziarenko piasku.Zza drzwi dobiegały odgłosy budzącego się do życia zamku.- Wciąż nie całkiem rozumiem - wyznała księżniczka.- Czy to znaczy, że jestem martwa, czy nie?- To znaczy, że powinnaś być martwa - wyjaśnił chłopiec.- Zgo­dnie z wyrokiem losu czy czego tam jeszcze.Nie studiowałem teorii.- A ty miałeś mnie zabić?- Nie! Skrytobójca miał cię zabić.Przecież ci tłumaczyłem.- Dlaczego mu nie pozwoliłeś? Mort spojrzał na nią ze zgrozą.- A chciałaś umrzeć?- Oczywiście, że nie.Ale wygląda na to, że ludzkie życzenia są tu Całkiem nieistotne.Staram się zachować rozsądek w tej kwestii.Mort przyglądał się własnym kolanom.Po chwili wstał.- Chyba lepiej już pójdę - oznajmił lodowatym tonem.Złożył kosę i wsunął ją do futerału przy siodle.Potem obejrzał Okno.- Tędy wjechałeś - podpowiedziała usłużnie Keli.- Słuchaj, kiedy powiedziałam.- Czy ono się otwiera?- Nie.Z korytarza jest wyjście na balkon.Ale ktoś cię zobaczy!Nie zwracając na nią uwagi, Mort otworzył drzwi i wyprowadził Pimpusia na korytarz.Keli wybiegła za nimi.Pokojówka zatrzymała się, dygnęła i lekko zmarszczyła brwi, gdy jej umysł rozsądnie odrzucił wi­zję wielkiego konia idącego wolno po dywanie.Balkon wychodził na jeden z wewnętrznych dziedzińców.Mort wyjrzał przez poręcz i wskoczył na siodło.- Uważaj na diuka - rzucił przez ramię.- To on za tym wszystkim stoi.- Ojciec zawsze mnie przed nim ostrzegał - zgodziła się księżniczka.- Mam człowieka do kosztowania potraw.- Powinnaś zatrudnić też ochronę osobistą.Muszę jechać.Czekają mnie ważne sprawy.Żegnaj - dodał jeszcze.Miał nadzieję, że ton gło­su właściwie wyraża zranioną dumę.- Zobaczę cię jeszcze? - spytała Keli.- Tak wiele chciałabym.- Jeśli się zastanowisz, sama zrozumiesz, że to nie jest dobry pomysł - odparł wyniośle Mort.Cmoknął językiem, a Pimpuś skoczył w powietrze, przemknął nad parapetem i pokłusował w błękitne, poranne niebo.- Chciałam ci podziękować! - wrzasnęła za nimi Keli.Pokojówka nie mogła się pozbyć uczucia, że coś tu się nie zgadza.Dlatego podążyła za swoją panią.- Coś się stało, wasza wysokość?Keli spojrzała na nią z roztargnieniem.- Co? - zapytała.- Zastanawiałam się tylko, czy.czy wszystko jest w porządku.Keli przygarbiła się.- Nie - stwierdziła.- Nic nie jest w porządku.W mojej sypialni leży martwy zamachowiec.Czy mogłabyś jakoś to załatwić? Chwileczkę.-Uniosła dłoń.- Nie życzę sobie słyszeć: „Martwy, wasza wysokość?” ani„Zamachowiec, wasza wysokość?”, ani wrzasków, ani nic podobnego.Chcę tylko, żeby coś z nim zrobić.Po cichu.Chyba mam migrenę.Dlatego kiwnij tylko głową.Pokojówka kiwnęła, dygnęła niepewnie i wycofała się.***Mort nie był pewien, jak wrócili do domu.Pimpuś wsunął się po prostu w szczelinę między wymiarami i niebo zmieniło barwę z lodowatego błękitu na posępną szarość.Nie wylądo­wali na czarnej ziemi posiadłości Śmierci.Ona sama znalazła się pod kopytami - jak gdyby lotniskowiec delikatnie podpłynął pod Harriera, by zaoszczędzić pilotowi trudów lądowania.Wielki rumak podjechał pod stajnię i machając ogonem stanął przed podwójnymi wrotami.Mort zeskoczył z siodła i pobiegł do domu.Nagle zatrzymał się, zawrócił, podsypał koniowi siana, pobiegł do domu, zatrzymał się, zawrócił, wytarł konia i sprawdził, czy w wiadrze jest woda, pobiegł do domu, zatrzymał się, zawrócił, zdjął z haka der­kę i okrył zwierzę.Pimpuś z godnością trącił go nosem w ramię.Nikogo nie spotkał, kiedy wśliznął się przez tylne drzwi i przekradł do biblioteki.Nawet o tej porze nocy powietrze było tu suche i gorą­ce.Zdawało mu się, że minęły lata, nim w końcu znalazł biografię księż­niczki Keli.Był to nieprzyjemnie cienki tomik na półce osiągalnej je­dynie z pomocą bibliotecznej drabiny - rozklekotanej konstrukcji na kołach, bardzo podobnej do machiny oblężniczej.Drżącymi palcami Mort otworzył książeczkę na ostatniej stronie i jęknął.Wynikiem zabójstwa księżniczki w wieku lat piętnastu, czytał, była unia Sto Lat i Sto Helit, a pośrednio upadek miast - państw rów­nin centralnych i pojawienie.Czytał dalej, nie mogąc przerwać.Od czasu do czasu wydawał ko­lejne jęki.W końcu odłożył książkę, zawahał się, po czym wcisnął ją za kilka innych tomów.Wyczuwał ją tam, gdy schodził po drabinie, jak oskarżycielsko obwieszcza całemu światu swe istnienie.Na Dysku było tylko kilka statków oceanicznych.Żaden kapitan nie lubił tracić z oczu linii brzegowej.Jest przykrym faktem, że statki, które z daleka wyglądały, jakby spadały poza krawędź świata, wcale nie zni­kały za horyzontem, ale rzeczywiście spadały poza krawędź świata.Mniej więcej co pokolenie pełni entuzjazmu badacze wątpili w to i wyruszali, by dowieść, że jest inaczej.To dziwne, ale żaden nie po­wrócił, by ogłosić światu wyniki swej wyprawy.Poniższa analogia zatem nie miałaby dla Morta żadnego sensu:Czuł się tak, jakby przeżył katastrofę „Titanica”, ale szczęśliwie nie­mal natychmiast został ocalony [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • hanula1950.keep.pl