[ Pobierz całość w formacie PDF ] .Potykał się o skiby, plątał we wyrwach, niekiedy się nawet przewracał, jeno że nic o tym nie wiedział inic nie czuł kromie tej potrzeby głuchej a nieprzepartej, bych siać.Szedł aż do krańca pól, a gdy mu ziemi zabrakło pod ręką, nowej nabierał i siał, a gdy mu drogęzastąpiły kamionki a krze kolczaste, zawracał.Odchodził daleko, że już ptasie głosy się urywały i kajś w mglistych mrokach zginęła cała wieś, aobejmowało płowe, nieprzejrzane morze pól, ginął w nich kiej ptak zabłąkany lub kiej dusza odlatującaze ziemie - i znowu się wyłaniał bliżej domów, w krąg ptasich świergotów powracał i w krąg zamilkłychna.chwilę trudów człowieczych, jakby wynoszony z nawrotem na krawędz żyjącego świata przezchrzęstliwą falę zbóż.- Puszczaj, Kuba, brony a letko! - wołał niekiedy niby na parobka.I tak przechodził czas, a on siał niezmordowanie, przystając jeno niekiedy, bych odpocząć i kościrozciągnąć, i znowu się brał do tej płonej pracy, do tego trudu na nic, do tych zbędnych zabiegów.A potem, kiej już noc zdziebko zmętniała, gwiazdy zbladły i kury zaczynały piać przed świtaniem,zwolniał w robocie, przystawał częściej i zapomniawszy nabierać ziemi pustą garścią siał - jakby jużjeno siebie samego rozsiewał do ostatka na te praojcowe role, wszystkie dni przeżyte, wszystek żywotczłowieczy, któren był wziął i teraz tym niwom świętym powracał i Bogu Przedwiecznemu.I w oną żywota jego porę ostatnią cosik dziwnego zaczęło się dziać: niebo poszarzało kiej zgrzebnapłachta, księżyc zaszedł, wszelkie światłości pogasły, że cały świat oślepł nagle i zatonął w burychskołtunionych topielach, a coś zgoła niepojętego jakby wstało gdziesik i szło ciężkimi krojcami wskrośmroków, że ziemia zdała się kolebać.Przeciągły, złowróżbny szum powiał od borów.Zatrzęsły się drzewa samotne, deszcz poschniętych liści zaszemrał po kłosach, zakołysały się zboża itrawy, a z niskich, rozdygotanych pól podniósł się cichy, trwożny, jękliwy głos:- Gospodarzu! Gospodarzu!Zielone pióra jęczmion trzęsły się jakby w płaczu i gorącymi całunkami przylegały do jego nógutrudzonych.- Gospodarzu! - zdały się skamleć żyta zastępujące mu drogę i trzęsły rosistym gradem łez.Jakieśptaki zakrzyczały żałośnie.Wiater załkał mu nad głową.Mgły owijały go w mokrą przędzę, a głosywciąż rosły, olbrzymiały, ze wszystkich stron biły jękliwie, nieprzerwanie:- Gospodarzu! Gospodarzu!Dosłyszał wreszcie, że rozglądając się wołał cicho:- Dyć jestem, czego? co?.Przygłuchło naraz dokoła, dopiero kiej znowu ruszył posiewać ociężałą już i pustą dłonią, ziemiaprzemówiła w jeden chór ogromny:- Ostańcie! Ostańcie z nami! Ostańcie!.Przystanął zdumiony, zdało mu się, że wszystko ruszyło naprzeciw, pełzały trawy, płynęły rozkołysanezboża, opasywały go zagony, cały świat się podnosił i walił na niego, że strach go porwał, chciałkrzyczeć, ale głosu już nie wydobył ze ściśniętej gardzieli, chciał uciekać, zabrakło mu sił i ziemiachwyciła za nogi, plątały go zboża, przytrzymywały bruzdy, łapały twarde skiby, wygrażały drzewazastępujące drogę, rwały osty, raniły kamienie, gonił zły wiater, błąkała noc i te głosy, bijące całymświatem:- Ostańcie! Ostańcie!Zmartwiał naraz, wszystko przycichło i stanęło w miejscu, błyskawica otworzyła mu oczy z pomrokiśmiertelnej, niebo się rozwarło przed nim, a tam w jasnościach oślepiających Bóg Ociec, siedzący natronie ze snopów, wyciąga ku niemu ręce i rzecze dobrotliwie:- Pódziże, duszko człowiecza, do mnie.Pódziże, utrudzony parobku.Zachwiał się Boryna, roztworzył ręce, jak w czas Podniesienia:- Panie Boże zapłać! - odrzekł i runął na twarz przed tym Majestatem Przenajświętszym
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plhanula1950.keep.pl
|