[ Pobierz całość w formacie PDF ] .Poza tym byt zbyt próżny i zbyt głupi, żeby pojąć, co się dzieje.Tego dopilnowała.A przynajmniej tak jej się wydawało.Ostatnio zaczynał zbyt wiele rozumieć.- Nie wiem, czemu musisz to robić - poskarżył się.- Zawsze myślałem, że do czarów wystarczy wskazać coś i już.Lilith włożyła kapelusz i poprawiła go przed lustrem.- W ten sposób jest bezpieczniej - wyjaśniła.- Czar jest samowystarczalny.Kiedy korzystasz z magii luster, nie musisz polegać na nikim oprócz siebie.Dlatego nikt jeszcze nie zdobył świata z pomocą czarów.na razie.Próbują czerpać moc.z innych miejsc.Ale zawsze muszą zapłacić pewną cenę.Z lustrami jest inaczej, tu nie spogląda na ciebie nikt prócz twojej własnej duszy.Opuściła woalkę.Kiedy wychodziła poza bezpieczną osłonę luster, wolała zachowywać anonimowość.- Nienawidzę luster - mruknął Duć.- Dlatego że mówią ci prawdę, mój chłopcze.- Więc to okrutne czary.Lilith ułożyła woalkę w zalotne fałdy.- O tak.Z lustrami cała moc pochodzi z ciebie.Nie ma skąd się brać - powiedziała.- Kobieta z bagien czerpie ją z bagna.- Ha! I to bagno ją kiedyś pochłonie.Sama nie rozumie, co robi.- A ty rozumiesz?Poczuła dumę.Naprawdę miał do niej pretensje! Rzeczywiście wykonała dobrą robotę.- Rozumiem opowieści - odparła.- To mi wystarczy.- Ale nie sprowadziłaś mi dziewczyny - przypomniał Duć.- Obiecałaś mi dziewczynę.A wtedy wszystko się skończy, będę mógł spać w normalnym łóżku i nie będę już potrzebował odbijających czarów.Cóż, nawet dobra robota może się okazać przesadzona.- Masz już dość czarów? - spytała słodko Lilith.- Chciałbyś, żebym przestała? To najłatwiejsza rzecz, na świecie.Znalazłam cię w rynsztoku.Wolisz, żebym cię tam odesłała?Panika wykrzywiła mu twarz.- Nie o to mi chodziło! Ja tylko.Przecież wtedy wszystko będzie prawdziwe.Wystarczy jeden pocałunek, mówiłaś.Nie rozumiem, dlaczego tak trudno to zorganizować.- Odpowiedni pocałunek w odpowiedniej chwili - stwierdziła Lilith.- Nie uda się, jeśli chwila nie będzie właściwa.Uśmiechnęła się.Duc drżał - częściowo z pożądania, głównie ze zgrozy, a trochę z powodu swego dziedzictwa.- Nie martw się - pocieszyła go.- To nie może się nie zdarzyć.- A te czarownice, które mi pokazałaś?- Są tylko.częścią opowieści.Nie martw się nimi.Opowieść je wchłonie.A ty zdobędziesz dziewczynę dzięki opowieściom.Czy to nie piękne? Chodźmy już.Musisz przecież sprawować rządy.Zrozumiał intonację: to był rozkaz.Wstał, podał jej ramię i razem zeszli do pałacowej sali przyjęć.Lilith była dumna z Duca.Oczywiście, pozostał ten kłopotliwy problem nocny, ponieważ kiedy spał, słabło jego pole morficzne.Ale na razie nie byt to poważny kłopot.Kłopot sprawiały zwierciadła, które pokazywały go w prawdziwej postaci, lecz z tym poradziła sobie bez trudu, zakazując wszelkich luster oprócz jej własnych.No i oczy.Z oczami nic nie mogła zrobić.Praktycznie żadne czary nie potrafiły zmienić oczu.Najlepsze, co zdołała wymyślić, to okulary z przydymionymi szkłami.Mimo wszystko był jej wielkim dziełem.I czuł tak wielką wdzięczność.Była dla niego dobra.Przede wszystkim zrobiła z niego mężczyznę.***Nad rzeką, nieco poniżej wodospadu - drugiego co do wysokości na całym Dysku i odkrytego przez znanego podróżnika Guya de Yoyo[12] w Roku Obrotowego Kraba - babcia Weatherwax siedziała przy niewielkim ognisku z ręcznikiem na ramionach i parowała.- Zawsze są jakieś jasne strony - powiedziała niania Ogg.- Przynajmniej trzymałam swoją miotłę i ciebie równocześnie.A Magrat miała swoją.Gdyby nie to, oglądałybyśmy teraz wodospad od dołu.- Świetnie.Pocieszyłaś mnie - zapewniła babcia, a oczy błysnęły jej groźnie.- To właściwie przygoda.- Niania uśmiechnęła się zachęcająco.- Pewnego dnia będziemy to wszystko wspominać i pękać ze śmiechu.- Świetnie - powtórzyła babcia.Niania roztarta ślady pazurów na ramieniu.Greebo, z prawdziwym kocim instynktem samozachowawczym, wdrapał się na swoją panią i skoczył w bezpieczne miejsce z jej głowy.Teraz zwinął się w kłębek przy ognisku i śnił kocie sny.Cień przemknął nad nimi - to Magrat przeczesywała brzegi rzeki.- Chyba znalazłam wszystko - oznajmiła zaraz po lądowaniu.- Tu jest miotła babci.I.o tutaj.różdżka.- Uśmiechnęła się mężnie.- Małe dynie wypływały na powierzchnię.Tak ją znalazłam.- A niech mnie.Miałaś szczęście - uznała niania Ogg.- Słyszałaś, Esme? Przynajmniej żywności nam nie braknie.- Znalazłam też kosz z chlebem krasnoludów - dodała Magrat.- Chociaż obawiam się, że spleśnieje.- Na pewno nie, możesz mi wierzyć - uspokoiła ją niania Ogg.- Chleb krasnoludów nigdy nie pleśnieje.No tak.- Usiadła.- Urządziłyśmy sobie całkiem miły piknik, prawda? Mamy ognisko.i wygodne miejsce do siedzenia i.Na pewno wielu biednych ludzi z takich okolic jak Howondaland i podobnych dałoby wiele, żeby w tej chwili znaleźć się na naszym miejscu.- Jeśli nie przestaniesz być taka radosna, Gytho, to ci przyłożę w ucho! - zagroziła babcia Weatherwax.- Jesteś pewna, że nie bierze cię przeziębienie? - zatroskała się niania.- Właśnie wysycham.Od środka.- Posłuchajcie, naprawdę mi przykro - zapewniła Magrat.- Przecież powiedziałam, że przepraszam.Co prawda nie całkiem wiedziała za co.Nie ona przecież wpadła na pomysł podróży łódką.Nie ona umieściła na rzece wodospad.A nawet ze swojego miejsca nie mogła go wcześniej zauważyć.Owszem, zamieniła łódkę w dynię, ale to przecież niechcący.Coś takiego mogło się zdarzyć każdemu.- Udało mi się ocalić książki Dezyderaty - dodała.- Co za szczęście - odetchnęła niania Ogg.- Teraz będziemy wiedziały, gdzie się zgubiłyśmy.Rozejrzała się.Pokonały już najwyższe góry, ale nadal wokół widziała szczyty i łąki rozciągające się aż do linii śniegu.Gdzieś z daleka dobiegał głos dzwonków.Magrat rozłożyła mapę.Papier był pognieciony i mokry, a linie rozmazane.Wskazała palcem poplamiony kawałek.- Myślę, że jesteśmy tutaj.- Coś takiego.- zdziwiła się niania, której pojęcie o zasadach kartografii było jeszcze mniejsze niż babci.- Zadziwiające, jak wszystkie możemy się zmieścić na takim małym kawałku papieru.- Wydaje mi się, że w tej chwili najlepiej będzie podążyć wzdłuż rzeki - zaproponowała Magrat.- Ale absolutnie nie po niej - dodała szybko.- Przypuszczam, że nie znalazłaś mojej torby? - zapytała babcia.- Byty tam rzeczy osobiste.- Pewnie poszła na dno jak kamień - stwierdziła niania.Babcia Weatherwax wstała niczym generał, który właśnie otrzymał wiadomość, że jego armia zajęła drugie miejsce.- Ruszamy - rzekła.- Dokąd teraz?***Czarownice leciały nad lasem - ciemnym i okrutnie iglastym.Milczały.Od czasu do czasu mijały samotne domki, na wpół ukryte pod drzewami.Tu i tam z drzewnego mroku wyłaniała się skalna grań, nawet w popołudniowej porze spowita mgłą
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plhanula1950.keep.pl
|