[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.— Absolutnie cudowny! Jesteś geniuszem, Bo.— A ty pochlebcą.Co tu się dzieje? Kim, do diabła, są ci wszyscy ludzie?— To moi woźnice.Mój brat Cięte, moja siostra Glory — Glory Stance'a i nasza mała siostrzyczka Snoopy.Nazwaliśmy ją tak, ponieważ zawsze na nas skarżyła.— Miło mi was wszystkich poznać.Gdzie jest Stance?— Posłałam go, żeby przyniósł coś na kolację — wyjaśniła Jasmine.— Dla tylu osób będę musiała wcześniej zacząć gotować.Bomanz westchnął.Wszystko, czego potrzebował tej szczególnej nocy, to domu pełnego gości.— Ty.Połóż to z powrotem tam skąd wziąłeś.Ty.Snoopy? Trzymaj ręce z dala od tego.— Co z tobą, Bo? — zapytał Tokar.Napotkawszy spojrzenie mężczyzny, Bomanz uniósł jedną brew, lecz nie odpowiedział.— Gdzie jest ten woźnica z szerokimi barami?— Już nie będzie ze mną przyjeżdżał — odpowiedział Tokar ponuro.— Tak też myślałem.Gdybyś czegoś potrzebował, to będę na górze — oznajmił i poszedł do swego pokoju na strychu.Usiadł w fotelu i zmusił się do snu.Tym razem jego sny były subtelne.Wydawało mu się, że wreszcie coś usłyszał, ale nie mógł sobie przypomnieć.— Co teraz zrobimy? — zapytał Bomanz, gdy przyszedł Stancil.— Ten tłum pokrzyżował nam plany.— Ile czasu potrzebujesz, tato?— To może trwać całe noce, a nawet tygodnie, jeśli w ogóle się uda.— Cieszył się, że syn odnalazł w sobie odwagę.— Nie możemy ich po prostu wyprosić.— Nie możemy również iść gdzie indziej.— Strażnicy byli ostatnio w bardzo złym nastroju.— Czy będziesz bardzo hałasował, tato? Nie moglibyśmy zrobić tego tutaj, po cichu?— Chyba będziemy musieli spróbować.Postaraj się niepo­strzeżenie przynieść sprzęt, który ukryliśmy w sklepie, a ja przygotuję pokój.Kiedy Stance wyszedł, ramiona Bomanza opadły.Zaczął się denerwować.Nie z powodu tego, czemu rzucał wyzwanie, lecz z powodu własnych przeczuć.Wciąż dręczyła go myśl, że o czymś zapomniał, ale przecież wszystko dokładnie sprawdził.Nie mogło być mowy o żadnej pomyłce.Splunął w kąt.— Typowe dla antykwariusza tchórzostwo — mruknął.— Staromodny strach przed nieznanym.Wrócił Stancil.— Mama zajęła ich grą w kości.— Właśnie zastanawiałem się, dlaczego Snoopy tak wrzesz­czy.Masz wszystko?— Tak.— W porządku.Zejdź na dół i pokibicuj im.Za chwilę dołączę do was.Zrobimy to, gdy położą się spać.— Dobrze.— Stance? Jesteś gotowy?— Jasne, tato.Po prostu zeszłej nocy byłem trochę zdener­wowany.Nie co dzień widzę człowieka zamordowanego przez duchy.— To się zdarza, więc lepiej przyzwyczaić się do tego.Stancil zbladł.— Uczestniczysz w zajęciach Czarnej Uczelni, prawda?Czarna Uczelnia była ukrywanym wydziałem uniwersytetu, na którym czarownicy uczyli się swego fachu.Oficjalnie nie istniał.Był zakazany, a jednak działał.Bomanz był jego najlepszym absolwentem.Stancil odpowiedział jednym, krótkim skinięciem i wyszedł.— Tak też myślałem — szepnął Bomanz i zastanowił się: — Jak czarny jesteś, synu?Kręcił się po pokoju, sprawdzając wszystko, aż zdał sobie sprawę, że jest to tylko pretekst, by nie dołączyć do towarzys­twa na dole.— Jesteś czymś — bełkotał do siebie.Ostatnie spojrzenie.Mapa jest.świece, miska rtęci.sreb­rny sztylet.zioła.— Wciąż miał wrażenie, że czegoś braku­je.— Do diabła, o czym mogłem zapomnieć?W grze w kości brały udział cztery osoby.Gracze siedzieli z czterech stron planszy, czterokrotnie większej niż normalnie.Przed każdym ruchem rzucali kostką.Jeśli któremuś z graczy udało się wyrzucić szóstkę, mógł wykonać kombinację sześciu ruchów.Przestrzegali ogólnych zasad, prócz wypadania z ko­lejki.— Oni mnie ogrywają! — naskarżyła Snoopy, gdy tylko pojawił się Bomanz.Siedziała naprzeciwko Jasmine, a Glory i Tokar po bokach.Bomanz obserwował przez chwilę, jak grają.Tokar i starsza siostra byli w zmowie.Konwencjonalna taktyka eliminacji.Kiedy przyszła kolej na Snoopy, Bomanz impulsywnie kon­trolował rzut kostką [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • hanula1950.keep.pl