[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Usiedli na ławce i obserwowali łódki prześlizgujące się po tafli jeziora.- Może nie powinienem tego mówić - odezwał się Kinnard - ale wyglądasz na zmęczoną.- Nic dziwnego.Nie wysypiam się.Życie w Salem niezbyt przypomina sielankę.- Chciałabyś mi o czymś opowiedzieć?- Nie w tej chwili.Jest wiele rzeczy, nad którymi muszę się zastanowić.- Cieszę się, że przyjechałaś.- Chciałabym postawić sprawę jasno: śpię w pokoju gościnnym, bez dyskusji.- Hej, uspokój się.- Kinnard uniósł ręce w geście obrony.- Doskonale rozumiem.Jesteśmy przyjaciółmi.- Przepraszam.Pewnie wydaję ci się okropnie przewrażliwiona.A naprawdę od wielu tygodni nie czułam się tak zrelaksowana.- Ujęła dłoń Kinnarda i uścisnęła.- Dziękuję, że jesteś.Wyszedłszy z parku, przeszli się po Newbury Street i pooglądali wystawy.Potem pozwolili sobie na jedną z najulubieńszych rozrywek Kim.Weszli do księgarni Waterstone'a i długo wertowali książki.Kim kupiła sobie kieszonkowe wydanie powieści Dicka Francisa, a Kinnard przewodnik po Sycylii.Powiedział, że zawsze marzył, by ją zwiedzić.Późnym popołudniem zaszli do hinduskiej restauracji i zjedli przepyszną kolację.Jedynym jej minusem było to, że restauracja nie miała uprawnienia do sprzedaży alkoholu.Zgodzili się, że pikantne i aromatyczne potrawy kuchni hinduskiej jeszcze lepiej smakowałyby z zimnym piwem.Z restauracji wrócili na Beacon Hill.Już na kanapie Kinnarda wypili po kieliszku białego wina.Wkrótce Kim ogarnęła senność.Położyła się wcześnie.Bladym świtem musiała przecież wstać do pracy.Zanurzywszy się w świeżo upraną pościel Kinnarda, niemal natychmiast zapadła w głęboki, krzepiący sen.Nie potrzebowała Xanaxu.ROZDZIAŁ 19PONIEDZIAŁEK, 3 PAŹDZIERNIKA 1994Kim prawie już zapomniała, jak wygląda normalny dzień na intensywnej terapii.Po miesięcznym urlopie brakowało jej potrzebnej kondycji, zarówno psychicznej jak i fizycznej.Ale gdy dzień pracy zbliżał się ku końcowi, musiała przyznać, że sprawia jej przyjemność i intensywność, i odpowiedzialność tej pracy i że daje jej satysfakcję niesienie pomocy ludziom w tak wielkiej potrzebie, nie mówiąc już o radości płynącej z koleżeńskiej solidarności w wypełnianiu wspólnych zadań.Kinnard pojawiał się kilka razy w ciągu dnia z pacjentami po operacjach.Kim starała się być wtedy pod ręką i pomagać.Podziękowała mu jeszcze raz za najlepiej przespaną noc od wielu tygodni.Kinnard zaś zapewnił ją, że zawsze jest mile widziana, nawet jeszcze tej samej nocy, z tym że on ma dyżur, więc spędzi ją w szpitalu.Miała ochotę zostać.Cieszyła się Bostonem i z nostalgią wspominała czasy, gdy tu mieszkała.Ale wiedziała, że musi wrócić do majątku.Nie robiła sobie żadnych złudzeń, że Edward będzie miał dla niej czas, czuła się jednak zobowiązana tam być.Zaraz po zakończeniu pracy udała się na róg Charles i Cambridge Street i złapała metro na Harvard Square.O tej porze kolejka jeździła co godzina, więc nie minęło dwadzieścia minut, a już szła Massachusetts Avenue na północ, prosto do harwardzkiej Szkoły Prawa.Kim zwolniła kroku.Uprzytomniła sobie, że jest cała spocona.Dzień był znów gorący, ale nie tak krystaliczny jak poprzedni.Nie było nawet śladu wiatru.Nad miastem wisiał baldachim mglistych, parnych chmur, raczej jak w lecie niż w jesieni.Spiker prognoz meteorologicznych straszył gwałtownymi burzami.Od studenta dowiedziała się, jak dojść do Szkoły Prawa.Znalazła ją bez trudu.W klimatyzowanym wnętrzu odczuła natychmiastową ulgę.Dzięki kolejnemu pytaniu trafiła do gabinetu Helen Arnold.Kim przedstawiła się sekretarce, a ta poprosiła, by zaczekała.Ale ledwo zdążyła usiąść, w drzwiach pojawiła się wysoka, smukła, uderzającej urody ciemnoskóra kobieta i gestem zaprosiła ją do środka.- Jestem Helen Arnold.Mam dla pani dobre wiadomości - powiedziała entuzjastycznie.Jej wygląd zaskoczył Kim.Czegoś takiego nie spodziewała się w bibliotece Szkoły Prawa.Włosy miała zaplecione w najmisterniejsze z misternych warkoczyki, a na sobie luźną jaskrawo kolorową jedwabną szmizjerkę, przepasaną w talii złotym łańcuchem.- Rozmawiałam dziś rano, i to mówiąc szczerze dość wcześnie, z panią Sturburg, która zresztą jest nadzwyczajną kobietą, i powiedziała mi, że interesuje panią pamiątka po Rachel Bingham.Helen wyrzucała słowa z prędkością karabinu maszynowego, a Kim tylko kiwała głową.- Czy pani ją znalazła? - spytała, gdy tylko tamta przerwała.- Tak i nie [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • hanula1950.keep.pl