[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Muszę już powoli iść.- Przypuśćmy, że tym razem pójdę z tobą? - Żartobliwa su­gestia, żeby zobaczyć, jak się będzie wykręcał.- Dlaczego nie? Przygotuj się.Jej reakcja może się okazać zabawna.I pouczająca? Wartość brata w jej oczach wzrosła.Nie zadu­rzył się bez pamięci.- Nie potrwa to długo.Nie trwało.Więcej czasu zabrało jej wydanie poleceń opieku­nom Kopcia niż ubrane się do wyjścia.LVKonował, zamaskowany w swym magicznym przebraniu wy­znawcy Shadar, wsparł się o lancę, która służyła jako drzewce sztandaru Kompanii.Był znudzony.Stracił czujność.Opadły go najczarniejsze myśli.Powoli opuszczała go nadzieja na ucieczkę.Kusiło go, by machnąć na wszystko ręką i spróbować przy pierwszej nadarzającej się choćby najgorzej rokującej okazji.Prahbrindrah Drah i Duszołap trajkotali i śmiali się pod papie­rowymi lampionami, podczas gdy obsługa przynosiła wciąż no­we dania.Zdawali się całkowicie pochłonięci sobą.Niespodziewany gość, Radisha, nie uczestniczyła w panującej atmosferze wesołości, całkowicie ignorowana.Pewnego razu Konował zaczął narzekać, że zbyt wiele czasu spędzają z księciem, a zbyt mało na szkoleniu żołnierzy.Duszołap wówczas zaśmiała się i powiedziała mu, żeby się nie martwił.Zawsze będzie mu oddana.To była tylko polityka.Czuł, że wkrótce nie będzie w stanie dłużej się jej opierać.Doprowadziła go do ostateczności, do skraju rozpaczy, na kra­wędź poddania.Wiedział jednak, że kiedy to zrobi, wówczas ona zwycięży.Być może tak by było lepiej.Może, kiedy zada już swój ostateczny cios, po prostu odejdzie, pojedzie z powrotem na północ, gdzie czekały na nią znacznie wspanialsze perspektywy.Czasami mówiła o wyjeździe na północ.Przebywanie w jej towarzystwie oznaczało udrękę.Zrobiła z niego znacznie więcej niż swoją ofiarę, swoją zdobycz.Czasa­mi, kiedy rola, którą sobie narzuciła, stawała się nazbyt trudna do zniesienia, nawiązywała do kryjącej się gdzieś w jej wnętrzu Duszołap.W takich chwilach, gdy stawała się ludzka, opór przychodził mu z największym trudem.Wówczas pragnął tylko ją pocieszyć.Pewien był, że te chwile odsłaniały prawdę o niej, nie były wyłącznie zabiegiem taktycznym.Jej próby zdobycia go były bowiem wówczas mało subtelne.Pogrążony w myślach, nie od razu zauważył, że Radisha poświęca mu znacznie więcej uwagi, niż na to zasługiwał osobi­sty strażnik.Nie robiła tego w sposób otwarty, jednak poddawała go dokładnym oględzinom.Początkowo był tym zaskoczony, potem zmieszany, wreszcie poczuł ciekawość.Dlaczego? Coś osłabiło zaklęcie maskujące? Nie mógł tego stwierdzić.Nigdy nie widział człowieka, za którego uchodził.Zaczął się zastanawiać, co może robić Pani, jakie sojusze nawiązała.Czy zemsta Duszołapa miała jakiś głębszy wymiar? Czyżby nie tylko chciała go uwieść i zgwałcić jego serce, ale chodziło jej o to, żeby Pani również znalazła kogoś - aby potem móc jej uświadomić, że on mimo wszystko żyje?Dziwni ludzie.I to wszystko z tak nieistotnych powodów.Względnie nieistotnych.Być może dla nich, którzy na swój sposób równi byli półbogom, owe powody były znacznie ważniejsze.Być może miłość oznaczała dla nich więcej niż dla zwykłych śmiertelników.Radisha przyglądała mu się niezwykle uważnie.Zmarszczyła brwi jak ktoś, kto próbuje sobie przypomnieć widzianą niegdyś twarz.I tak miał niewiele do stracenia.Mrugnął do niej.Uniosła nieznacznie jedną brew, poza tym zachowała kamien­ny spokój.Ale dłużej już nań nie patrzyła.Udawała zaintereso­wanie rozmową swego brata i kobiety, którą on uważał za Panią.Konował wrócił do swych myśli.Zatopiony w wewnętrznych pejzażach własnej duszy nie zauważył, jak wrony odlatują, jedna po drugiej.Chociaż miała większe możliwości, Duszołap nie dawała tak spektakularnego przedstawienia jak Pani.Powóz był ciemny i cichy.Konował, umiejscowiony za woźnicą, ściskał swoją lan­cę i zastanawiał się, o czym też mówią siedzący w środku.Ksią­żę i jego siostra zaakceptowali propozycję podwiezienia, ponie­waż niebo znów zaciągnęły deszczowe chmury.Mżawka znakomicie pasowała do jego nastroju.- Wio! - krzyknął woźnica.Konował dostrzegł kątem oka nagły rozbłysk w bocznej alejce odchodzącej od głównej ulicy.Kiedy odwracał się, by spojrzeć dokładniej, oślepiająca kula różowego ognia wielkości pięści, uderzyła w lewe drzwi powozu.Następna poleciała tuż za nią i trafiwszy w przód pojazdu, rozbłysła jaskrawo.Konie zerwały uprząż i uciekły.Trzeci cios trafił w powóz, roztrzaskując w drzaz­gi tylne koło i omal nie przewracając go do góry nogami.Kono­wał skoczył.Siły jego odbicia wystarczyło akurat na tyle, by powóz powrócił do równowagi.Gdy koła z łoskotem uderzyły o powierzchnię bruku, on w tej samej chwili opadł na ziemię po drugiej stronie ulicy.Z wejścia do bocznej alejki wysypywali się ludzie.Konował otworzył drzwi powozu.Duszołap i Radisha były nieprzytomne.Książę oszołomiony, lecz świadomy.Konował chwycił za jego piękny strój i szarpnął [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • hanula1950.keep.pl