[ Pobierz całość w formacie PDF ] .— Więc jesteście moimi dłużnikami, słudzy… — spojrzała na nich uważnie — …Oskolda.Ten ktoś jest w objęciach Umphry, czy zaprzeczycie?Jeden po drugim, choć niechętnie, potrząsali przecząco głowami.Ci, którzy trzymali obnażone miecze, umieścili je w pochwach.— Zatem zróbcie z nim to, co należy.Spojrzenia, jakie między sobą wymienili, sugerowały, że będą się sprzeciwiać.Lecz jeśli nawet chcieli się sprzeciwić, to jej pewność siebie stłumiła wszelką chęć protestu.Jeden z nich przyprowadził kasa i włożyli tę rzecz, która już nie była człowiekiem, na grzbiet zwierzęcia.Potem odwrócili się i odjechali w stronę wschodzącego słońca.— Dlaczego? Co? — Z moich ust wydobywały się szczeknięcia, lecz Maelen musiała odczytać moje myśli, bo gdy tamci odjechali, szybko podeszła i uklękła przy mnie.Mocno ujęła moją głowę w swoje dłonie i spojrzała mi w oczy.— Nasz plan działa, Kripie Vorlundzie.Teraz niech się trochę oddalą i ruszymy za nimi!Co? — Usiłowałem myśleć, by nie wydawać zwierzęcych dźwięków.Co mi zrobiłaś i dlaczego? Jeszcze raz spojrzała mi w oczy, wyglądała na lekko zdziwioną.— Zrobiłam, jak chciałeś, gwiezdny wędrowcze, dałam ci nowe ciało i zadbałam o to, by uratować stare, żebyś uniknął śmierci od ran zadanych mieczami.To znaczy — powoli potrząsnęła głową — że nie wierzyłeś mi, nawet gdy wyrażałeś zgodę! Ale już się stało i czyn ten leży na wadze Molastera.Moje… to ciało… czy mogę je odzyskać? I… co… czym teraz jestem? — zapytałem Maelen w myślach.Najpierw odpowiedziała na drugie pytanie.W pobliżu znajdował się niewielki zbiornik wodny.Tam zaprowadziła mnie Maelen.Przesunęła różdżką ponad wodą i tafla tak się wygładziła, że mogłem przejrzeć się sobie jak w lustrze.Ujrzałem głowę zwierzęcia z gęstą grzywą między uszami, opadającą na ramiona, czerwone futro o złotym połysku… Barsk! — pomyślałem.— Tak, barsk — powiedziała.— A co do ciała… zabiorą je, tak jak muszą, w pewne bezpieczne miejsce, bo inaczej już zawsze prześladowałaby ich ciemność.Pojedziemy za nimi, a już w Dolinie Zapomnienia Oskold nie będzie nam zagrażał.Bo to byli ludzie Oskolda, co oznacza, że na większości tych terenów czeka, czy też raczej czekałaby cię śmierć, gdybyś pozostał w swojej skórze.Z dala od Oskolda będziesz mógł znów być sobą i odejść zdrów i cały.Mówiła prawdę.Miałem więc jeszcze ostatnią iskierkę nadziei.To sen — pomyślałem.— Nie sen, gwiezdny wędrowcze, nie sen.— A teraz — wstała — ruszajmy.Nie możemy trzymać się ich zbyt blisko, żeby nie wzbudzać podejrzeń.Oskold nie jest głupcem i myślę, że to Osokun swoją lekkomyślnością wciągnął ojca w to szaleństwo.Uratowałam cię w jedyny sposób, jaki znałam, Kripie Vorlundzie, choć z pewnością nie jesteś zadowolony ze swojej sytuacji.Wychodziłem więc za nią z doliny jako posłuszne zwierzę, zauważyłem, że choć w ciele barska kryła się ludzka dusza, to jednak byłem w nowy sposób powiązany ze swą powłoką zupełnie inaczej patrzyłem na świat.Czworo zwierząt idących ze mną nie było jedynie sługami zdążającymi za swą panią, lecz były to istoty o różnych naturach zjednoczone e swą opiekunką, która je rozumiała i której okazywały bezgraniczne zaufanie.Doszliśmy do jednego z wozów, jakie widziałem na terenie pokazu zwierząt.Na nim znajdowały się klatki.Moi towarzysze spokojnie weszli do środka, pootwierali sobie drzwi klatek i umościli się wewnątrz.Ja jednak zostałem a ziemi, struny głosowe drżały dziwnym skowytem.Klatka… — miałem już dość zamkniętych pomieszczeń w twierdzy Osokuna.Maelen roześmiała się delikatnie.— No, dobrze, Jorth, tak cię nazwałam.W dawnym języku znaczy to „ten, który jest czymś więcej niż się zdaje” i niegdyś było imieniem bitewnym nadanym jednemu z Yithamen, który wystąpił przeciwko Nocnym Najeźdźcom.Siądź obok mnie, a ja ci opowiem o twoim patronie i jego czynach.Nic w tym momencie nie było mi bardziej obce niż chęć wysłuchiwania yiktoriańskich podań.Zmierzałem w przyszłość, która wciąż zdawała się tak niewiarygodna, że mogłem o niej myśleć jedynie z wysiłkiem.Zająłem miejsce obok Maelen.Usiadłem na tylnych łapach i patrzyłem na świat oczami, które wciąż przekazywały dziwaczne obrazy.Wkrótce zrozumiałem, że w jej propozycji opowiadania było coś więcej niż zwykła chęć odwrócenia mojej uwagi od własnej sytuacji.Gdy bowiem Maelen ciągnęła swoją opowieść przekazywaną za pomocą myśli, stopniowo coraz lepiej się rozumieliśmy.Może psychopolacja, której używałem w ludzkim ciele, wciąż działała na moją korzyść? Poza tym uznałem jej opowieść za cenną.Wpleciona w nią była historia yiktoriańskiej społeczności — nie obecnej, lecz starszej, dużo bardziej rozwiniętej cywilizacji, która tu niegdyś żyła i której ostatnimi potomkami są Thassowie.Nie mogłem wszystkiego zrozumieć, gdyż w opowieści Maelen nawiązywała do nie znanych mi wydarzeń i osób.Nie jechaliśmy ścieżką, lecz na przełaj przez dzikie tereny.Byliśmy na wschodnich stokach pasma wzgórz stanowiącego granicę między ziemiami Oskolda a równinami Yrjaru.Jednak nie chciałem wracać do portu w mojej obecnej postaci.Maelen zapewniała mnie, że celem naszej podróży jest tajemnicze miejsce w górach, do którego eskortowane jest moje dawne ciało.Wyjaśniła mi, że tutejsi mieszkańcy wierzą, iż choroby umysłowe są przejawem obecności pewnych mocy, a ci, których owa dolegliwość dotknie, przekazywani są jak najszybciej pod opiekę specjalnie wyszkolonych kapłanów.Nie zbliżaliśmy się zanadto do tego miejsca, by nikt nie podejrzewał jakiegoś oszustwa.Jak ty to… jak mnie zmieniłaś? — zapytałem telepatycznie.Milczała przez chwilę, a gdy odpowiedziała, jej myśli były jakby dalekie i kontrolowane.— Uczyniłam coś, czego dawno temu przysięgłam nie czynić.Odpowiem za to w innym miejscu i czasie przed tymi, którzy mają prawo mnie sądzić.Dlaczego to zrobiłaś? — Spojrzałem na nią pytającym wzrokiem
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plhanula1950.keep.pl
|