[ Pobierz całość w formacie PDF ] .I dopiero byłaby bieda! Ale nic wszakże niemogło pana Michała oderwać od powabów Ukrainki, która lubo z jego mowy się czasem na-śmiewała, nie bez przyjemności spoglądała na ten nowy hołd oddany jej wdziękom.A ja, lu-bom był równy jemu młodością, przyznam się, że śpiewem bajarza tyle byłem zajęty, że odniego nic mnie oderwać nie mogło.Z niego się dowiedziałem, że Artem Jełowicki, pan czter-nastu wsi, był marszałkiem dworu księżnej Ostrogskiej i że na czele jej ludzi nadwornych taksię wsławił pod Suczawą przeciw Wołochom, że król Zygmunt ofiarował mu chorąstwonadworne litewskie; ale że on tego zaszczytu odmówił z powodu, iż księżna Ostrogska bezniego nie da sobie rady; że wzrósłszy na dworze kniazia Ilii, nie godzi mu się opuścić jegowdowy, a wedle Ewangelii dwom panom służyć nie może - jakoż dopiero po jego śmierciksiążę Dymitr najechał zamek ostrogski; że kniaz Czetwertyński, dziedzic Komajgroda, cobył towarzyszem kniaziów Dymitra i Wasila na tym najazdzie, był synem Ostafieja, co swoimkosztem utrzymywał pułk Kozaków w służbie Rzeczypospolitej i wielce był jej zasłużonym;że bardzo mu się chciało kasztelanii bracławskiej, którą jemu król przyobiecał.Obietnicy pa-nowie rady uskutecznić nie dopuścili, chcąc jego wprzódy na wiarę rzymską przeciągnąć, abyza jego przykładem wiele szlachty ruskiej się nawróciło.Ale on był syzmatykiem twardym isobie tego mówić nawet nie pozwalał, i z powodu niedotrzymania słowa był nieco rozjątrzo-ny; o czym patriarcha moskiewski dowiedziawszy się, wyprawił do niego jakiegoś ihumena zpropozycjami, by do cara przylgnął, a że za to zostanie nie kasztelanem, ale kniaziem udziel-nym bracławskim, i że mu pora pomścić się nad Rzecząpospolitą, co taką niewdzięcznościąodpłaca jego zasługi; a on mu na to odpowiedział:- Krywda krywdoju, a otczyzna otczyzną.Ja z jej nieprzyjacielem w pisma nie będę wcho-dził, ale ty jemu powiedz, szczo kniaz Ostafi Czetwertyński, dydycz Komajgrodu i połkownikkorola i Riczypospolitoj Polskoj, tobi skazał, szczo maty persze pobyje, a potom pomyłuje, amaczycha persze pomyłuje, a potom pobyje.Jak skończył bajarz śpiewać a nadstawił czapkę, to jak zaczęły piętaki w nią spadać, du-chem przepełnioną została.A potem parobkowie z mołodycami i dziewkami zaczęli tańcować szumki.Pierwszy razwidziałem tańcowanego kozaka.Szczególnie jeden Kozak ślicznej urody z dziwną lekkościątańczył, prysiudy, jak oni nazywają, do ziemi robiąc, potem wznowu skacząc do góry; hołub-ce bił piętą o piętę, szastał się z dziewczętami po całej izbie z niewidzianą zgrabnością i towszystko robił grając na bandurce, czyli po naszemu teorbanie, i śpiewając rozmaite ukraiń-skie miłosne piosnki.Uważałem, że dziewki ledwo go nie zjadły oczyma i do której się zbli-żał, by z nią tańcować, wszystkie inne natychmiast się chmurzyły.Ale co nas uderzyło, tokilku Kozaków, których strój znacznie bogactwem się różnił od wszystkich innych.Nosiliszarawary granatowe z złotym galonem, półkontusze pąsowe z wylotami wiszącymi, żupanikiz białego atłasu, pas jedwabny x frędzlami złotymi i czapki wysokie z siwego baranka, a zwierzchu których wisiał po kark jakby worek pąsowego sukna z kutasem złotym.Od kobietwidocznie stronili i usuwali się skwapliwie, kiedy jaka z nich przypadkiem się zbliżała; alewszystkich mężczyzn, znajomych lub nie, gorzałką i miodem traktowali, obowiązywali dopicia i sami tęgo pili, ale tak, że %7łyd arendarz wiadrami na ich rozkaz gorzałkę i miód nosił, aco wiadro przyniesie, natychmiast ono się wypróżnia i drugie, pełne, jego miejsce zastępuje.Inas także traktowali z prostą, ale obowiązującą grzecznością, tak żeśmy nie śmieli im odmó-wić za ich zdrowie po parę szklanek miodu wypić.Już tu mnie taka wzięła ciekawość, że lubopostanowiłem sobie ust nie otwierać, nie wytrzymałem i %7łyda zapytałem, co to za Kozacy takbogato ubrani i tak hojnie traktujący.- A wy czużyi, szczo ne znajete zaporoskich Kozaków? Oni z ryboj w desiat' podwod byli wHumaniu, a tam dowidatysia, co ich koszowy pomer; tak spiszajut nowoho wyberaty, szczo nemili czasu prepit' swojego zarabotka i z porożnemi furami na Kahorlik wracajut do Siczy.Użedziś predali i woły, i wozy.To moje szczastje, co oni z hroszami tu prybyły, w tej karczmie48wszystko prepyjut i hoły do domu powernut.Te bogate żupany oni ne z soboju prywezły, bo wSiczy ne hodyt tak ubyraty sia, ale w Humaniu kupili.Nym słonko zajde, to wy ich obaczyte,jak oni u sebe chodzą.To jeszcze więcej zaostrzyło moją ciekawość i niecierpliwie wyglądałem wieczora, bo do-piero przed samym zachodem słońca mieliśmy dalej ruszyć z powodu niesłychanego upału.Ale nie miałem potrzeby tak długo czekać, bo jeszcze dwóch godzin nie minęło, a jak zacząłich %7łyd rachować, zabrał im co do grosza wszystkie ich pieniądze, ze tylko każdemu po kilkapiętaków się zostało.Dopiero oni kazali podać sobie kadkę napełnioną dziegciem i jeden podrugim w pięknym swoim ubiorze do niej właził i zanurzywszy się w dziegciu po szyję, do-piero rozbierał się i cały swój ubiór, jakby gardząc marnościami świata, na ulicę rzucał, abygo wziął, kto zechce; i czapkę to samo, równie dziegciem ją powalawszy.A potem każdy sięubierał w koszulę w łoju zmaczaną i siermięgę, w której z Siczy wyszedł, i z biczem w ręku,dobrze pijani, wyszli, nikomu nie powiedziawszy: Bywaj zdrów.Pan Michał Ratyński pomimo moich perswazjów, żeby się wyspał, bo przez całą noc cho-dzić nam będzie trzeba, nie mógł się wyrwać od swoich zalotów i nawet w pląsy się puścił zparobkami i dziewkami, czym bardzo nas rozśmieszył, osobliwie jak poszedł pierwszy raz wżyciu swoim w prysiudy
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plhanula1950.keep.pl
|