[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.2spoglądał z ukosa na pułkownika, w obawie, czy zmarszczenia brwinie dostrzeże, po czym wychylał napitek zwracając się ku ścianie.Kmicic chodził, chodził, wreszcie począł sam z sobą rozmawiać.- Nie może być inaczej! - mruczał - trzeba tam tego posłać.Każępowiedzieć jej.Na nic! Nie uwierzy!.Listu czytać nie zechce, bomnie za zdrajcę i psa ma.Niech jej w oczy nie lezie, jeno niechajpatrzy i mnie da znać, co się tam dzieje.Tu zawołał nagle:- Soroka!%7łołnierz zerwał się tak szybko, że mało stołu nie przewrócił,i wyciągnął się jak struna.- Wedle rozkazu!- Tyś człek wierny i w potrzebie frant.Pojedziesz w daleką drogę,ale nie o głodzie.- Wedle rozkazu!- Do Taurogów, na granicę pruską.Tam panna Billewiczównamieszka.u księcia Bogusława.Dowiesz się, czy on tam jest.i będziesz miał na wszystko oko.Jej w oczy nie lez, chyba iżby sięzdarzyło, żeby samo wypadło.Wonczas powiesz jej i zaprzysię-gniesz, żem króla przez góry przeprowadził i że przy jego osobiejestem.Ona ci pewnie nie uwierzy, bo mnie tam książę oczernił,że na zdrowie majestatu nastaję, co jest łgarstwo psa godne!- Wedle rozkazu!- W oczy, powiedziałem, nie lez, bo i tak ci nie uwierzy.Ale gdyby się zdarzyło, powiedz, co wiesz.A bacz na wszystkoi słuchaj.A sam się pilnuj, bo jeżeli książę tam jest i jeśli cię poznaon albo ktokolwiek z dworu, to cię na pal wbiją.- Wedle rozkazu!- Byłbym posłał starego Kiemlicza, ale on na tamtym świecie,bo w parowie usieczon, a synowie za głupi.Ci pójdą ze mną.Byłeśw Taurogach?- Nie, wasza miłość.511 Henryk Sienkiewicz- Pójdziesz do Szczuczyna, stamtąd samą granicą pruską, hen! ażdo Tylży.Taurogi będą o cztery mile naprzeciw, po naszej stronie.Siedz w Taurogach tak długo, póki wszystkiego nie wymiarku-jesz, a potem wracaj.Znajdziesz mnie tam, gdzie będę.Rozpytujo Tatarów i pana Babinicza.A teraz ruszaj spać do Kiemliczów!.Jutro w drogę!Po tych słowach Soroka odszedł, pan Kmicic zaś długo jeszczespać się nie kładł, ale wreszcie zmęczenie przemogło.Wówczasrzucił się na łoże i zasnął snem kamiennym.Nazajutrz wstał orzezwion wielce i silniejszy niż wczora.Całydwór już był na nogach i rozpoczęły się zwykłe dzienne czynności.Kmicic poszedł naprzód do kancelarii po nominację i po list że-lazny, następnie odwiedził Subaghazi-beja, naczelnika chanowegoposelstwa we Lwowie, i miał z nim długą rozmowę.W czasie tej rozmowy zanurzał pan Andrzej po dwakroć rękęw kalecie.Za to też, gdy wychodził, Subaghazi pomieniał się z nimna kołpaki, wręczył mu piernacz z zielonych piór i kilka łokci rów-nież zielonego jedwabnego sznura.Zaopatrzony w ten sposób, wrócił pan Andrzej do króla, którybył właśnie ze mszy przyjechał, więc padł jeszcze raz młody junakdo nóg pańskich, po czym w towarzystwie Kiemliczów i pachołkówudał się wprost za miasto, gdzie Akbah-Ułan stał z czambułem.Stary Tatar przyłożył na jego widok rękę do czoła, ust i piersi,ale dowiedziawszy się, kto jest Kmicic i z czym przyjechał, wnetnasrożył się; twarz mu pociemniała i oblokła się dumą.- Skoro król cię na przewodnika przysłał - rzekł do Kmicicaw łamanym rusińskim języku - to będziesz mi drogę pokazy-wał, chociaż ja i sam trafiłbym, gdzie potrzeba, a tyś młodyi niedoświadczony. Z góry mi przeznacza, czym mam być - pomyślał Kmicic -ale póki można, będę politykował.Tu ozwał się głośno:512 Potop t.2- Akbahu-Ułanie, król mnie tu na wodza, nie na przewodnikaprzysyła.I to ci powiem, że lepiej uczynisz woli jego królewskiejmości nie negując.- Nad Tatarami chan, nie król stanowi! - odrzekł Akbah-Ułan.- Akbahu-Ułanie - powtórzył z naciskiem pan Andrzej - chandarował cię królowi, jakoby mu psa albo sokoła darował, dlatego nieuwłaczaj mu, aby cię zaś jako psa na powróz nie wzięto.- Ałła! - krzyknął zdumiony Tatar.- Ejże, nie rozdrażniaj mnie! - odrzekł Kmicic.Lecz oczy Akbaha-Ułana krwią zaszły.Przez czas jakiś słowa niemógł przemówić; żyły na karku mu spęczniały, ręka chwyciła zakindżał.- Kęsim! kęsim! - krzyknął przyduszonym głosem.Ale i pan Andrzej, chociaż obiecał sobie politykować, miał jużdosyć, gdyż bardzo z natury był porywczy.Więc w jednej chwilipodrzuciło nim coś tak, jakby go gadzina żgnęła, całą dłonią porwałTatara za rzadką brodę i zadarłszy mu głowę do góry, tak jak gdybymu coś na pułapie chciał pokazać, począł mówić przez zaciśniętezęby:- Słuchaj, kozi synu! Wolałbyś nikogo nad sobą nie mieć,by palić, rabować, wycinać!.Przewodnikiem chcesz mnie mieć!Ot, masz przewodnika! masz przewodnika!I przyparłszy go do ściany, począł tłuc głowę jego o zrąb.Puścił go wreszcie zupełnie ogłupiałego, ale nie sięgającego jużdo noża.Kmicic, idąc za popędem swej gorącej krwi, odkrył mimowoli najlepszy sposób przekonywania ludzi wschodnich, do nie-wolnictwa przywykłych [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • hanula1950.keep.pl