[ Pobierz całość w formacie PDF ] .Młody Krzywonos, choć mężny i dziki, gdy zrozumiał, że własneniedoświadczenie przychodzi mu takiemu wodzowi, jak książę,przeciwstawić, stracił całkiem głowę i umykał na czele innych kumiastu.Uciekającego spostrzegł pan Kuszel, z boku stojący, któryna krótką metę tylko widział, przyskoczył więc koniem i w pyskmłodego watażkę szablą trzasnął.Nie zabił, bo ostrze wstrzymałapodpinka, ale zalał go krwią i tym bardziej serca pozbawił.Wszelako o mało sam czynu tego życiem nie przypłacił, bo w tejchwili rzucił się na niego Burdabut na czele resztek kalnickiegopułku.Dwakroć próbował on stawić czoło husarzom, ale dwakroć, jakobysiłą nadprzyrodzoną odparty i rozgromiony, musiał ustępowaćwraz z innymi.W końcu sprawiwszy ostatki postanowił z boku naKuszla uderzyć i przez jego dragonów na wolne się pole wydostać.Nim jednak zdołał ich rozerwać, zapchała się owa droga wiodącaku miastu i górze tak dalece, że szybka ucieczka stała sięniemożliwą.Husarze wobec tego natłoku ludzi wstrzymali impeti skruszywszy kopie, mieczami ciąć tłumy poczęli.Zapanowaławalka zmieszana, bezładna, dzika, bezpardonowa, wrząca wtłoku, zgiełku, gorącu, wśród wyziewów ludzkich i końskich.Truppadał na trupa, kopyta końskie grzęzły w drgających ciałach.Gdzieniegdzie masy tak skłębiły się, że nie było miejsca nazamach dla szabli; tam bito się głowniami, nożami i pięściami,Henryk SienkiewiczOgniem i mieczem 375konie poczęły kwiczeć.Tu i owdzie ozwały się głosy: Pomyłujte,Lachy! Głosy te wzmagały się, mnożyły, zagłuszały brzękmieczów, zgrzyt żelaza o kości, chrapanie i straszną czkawkękonających. Pomyłujte, pany! - rozlegało się coraz żałośniej, alemiłosierdzie nie świeciło nad tą ławicą walczących; jak słońce nadburzą świecił im pożar.Jeden Burdabut na czele swoich kalnickich ludzi o miłosierdzienie prosił.Brakło mu miejsca do walki, więc czynił sobie rumnożem.Starł się naprzód z brzuchatym panem Dzikiem ipchnąwszy go w brzuch, z konia zwalił, a ten krzyknąwszy: OJezu! , już się więcej spod kopyt, które mu tratowały wnętrzności,nie podniósł.Wtedy zaraz przybyło miejsca, więc Burdabut juższablą rozrąbał głowę z hełmem towarzyszowi Sokolskiemu,potem obalił razem z końmi panów Pryjama i Certowicza; miejsceotworzyło się szersze.Młody Zenobiusz Skalski ciął go w głowę,ale szabla zwinęła mu się w ręku i uderzyła płazem, watażka zaś,jego pięścią na odlew w twarz uderzywszy, zabił na miejscu.Ludzie kalniccy szli za nim siekąc i gindżałami kłując. Charakternik! charakternik! - poczęli wołać husarze. %7łelazo sięjego nie ima! Mąż szalony! On zaś istotnie miał pianę nawąsach, a wściekłość w oczach.Dojrzał nareszcie Skrzetuskiego ipoznawszy oficera po odwiniętym rękawie, runął na niego.Wszyscy dech zatrzymali w piersiach i bitwę przerwali patrzącna walkę dwóch najstraszliwszych rycerzy.Pan Jan się bowiemwołaniem: Charakternik! , nie strwożył - ale gniew zawrzał muw duszy na widok tylu spustoszeń, zgrzytnął więc zębem i z furiąnatarł na watażkę.Zwarli się więc, aż konie na zadach przysiadły.Rozległ się świst żelaza i nagle szabla watażki rozleciała się wkawałki pod cięciem polskiego koncerza.Już się zdawało, żeżadna moc nie wyratuje Burdabuta, gdy on skoczył, sczepił się zpanem Skrzetuskim tak, iż obaj jedno zdawali się tworzyć ciało -i nożem nad gardłem husarza błysnął.Teraz Skrzetuskiemu śmierć stanęła w oczach, bo ciąć jużHenryk SienkiewiczOgniem i mieczem 376mieczem nie mógł.Ale szybki jak błyskawica puścił miecz, któryna rzemyku zawisł, a ręką za rękę watażki chwycił.Przez chwilędwie te ręce drgały konwulsyjnie w powietrzu, ale żelazny tomusiał być uścisk pana Skrzetuskiego, bo watażka zawył jak wilki w oczach wszystkich nóż wypadł mu ze zdrętwiałych palców jakwyłuskwione ziarno z kłosa.Wtedy Skrzetuski rękę zgniecionąmu puścił i za kark ucapiwszy przygiął straszny łeb aż do kulikulbaki, lewą zaś dłonią buzdygan zza pasa wychwycił, gruchnąłraz, drugi - watażka zacharczał i spadł z konia.Jęknęli na ten widok ludzie kalniccy i biegli pomścić - w tejchwili jednakże rzuciła się na nich husaria i wycięła co do nogi.Na drugim zaś końcu ławy husarskiej bitwa nie ustawała ani nachwilę, bo tłok był mniejszy.Tam, przepasany Anusiną szarfą,szalał pan Longinus ze swoim Zerwikapturem.Nazajutrz pobitwie rycerze ze zdziwieniem oglądali te miejsca, a pokazującsobie ręce poodwalane wraz z ramionami, rozcięte głowy od czołado brody, ciała rozchlastane straszliwie na dwie połowy, całądrogę ludzkich i końskich trupów, szeptali wzajem do siebie: Patrzcie, tu walczył Podbipięta! Sam książę trupy oglądał i choćnazajutrz bardzo był różnymi wieściami stroskany, dziwić sięraczył, bo takich cięć zgoła dotąd w życiu nie widział.Ale tymczasem walka zdawała się zbliżać ku końcowi.Ciężkajazda ruszyła znowu naprzód, goniąc przed sobą pułki zaporoskie,które pod górę ku miastu się chroniły
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plhanula1950.keep.pl
|