[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Oszalały Conan skoczył na napastnika, wymierzając zamaszyste, potężne ciosy.Jeden z nich trafił w bok mumii.Pod ostrzem miecza żebra trzasnęły jak gałązki i olbrzym upadł z łoskotem.Młodzieniec stał na środku kamiennej komnaty, dysząc ciężko i ściskając wyślizganą rękojeść w spotniałej dłoni, patrzył rozszerzonymi oczyma na trupa, który wolno dźwignął się i wyciągając szponiastą dłoń, zbliżał się znowu.5Pojedynek z mumiąRozpoczęły się śmiertelne zmagania.Conan uderzał ze wszystkich sił, lecz musiał cofać się krok po kroku przed niepowstrzymanym pochodem wciąż następującego przeciwnika.Nagle mumia gwałtownym ruchem cofnęła ramię przed ciosem i impet wytrącił Cymeryjczyka z równowagi.Nim ją odzyskał, trup chwycił kościstą ręką za fałdy tuniki i zerwał z niego postrzępioną szatę, zostawiając go nagim prócz sandałów i przepaski na biodrach.Conan odskoczył i wymierzył potężne uderzenie w głowę monstrum.Mumia znów uchyliła się i ponownie młody barbarzyńca z trudem wywinął się z uścisku.W końcu silny cios trafił w hełm przeciwnika, odcinając jeden z wieńczących go rogów.Następny - i hełm z brzękiem potoczył się po podłodze w kąt komnaty.Kolejne uderzenie spadło na wyschniętą, ohydną czaszkę.Ostrze utkwiło na moment w kości i to prawie zgubiło Conana - czarne pazury sięgnęły jego szyi, rozdzierając skórę, gdy gwałtownie wyrwał wbitą broń.Jeszcze raz trafił mumię w żebra i znów ostrze zakleszczyło się w kręgach, l tym razem udało mu się je wyszarpnąć.Wydawało się, że nic nie jest w stanie zatrzymać napastnika.Nie sposób przecież zranić trupa! Szkielet chwiał się coraz bardziej, ale ciągle nacierał, nie znając zmęczenia ani słabości, chociaż rany, jakie odniósł, powaliłyby tuzin krzepkich wojowników.Jak można zabić martwego? - to pytanie tłukło się pod czaszką bliskiego szaleństwa Conana.Zadawał je sobie raz po raz, siekąc i rąbiąc ze wszystkich sił.Serce waliło mu jak młotem, płuca pracowały jak miechy, lecz jego ciosy nie wywierały żadnego wrażenia na milczącym przeciwniku.Wreszcie barbarzyńca przywołał na pomoc cały swój spryt.Pomyślawszy, że okulawiona mumia nie będzie mogła go ścigać, wymierzył nagły, zamaszysty cios w kolano trupa.Trzasnęła kość i szkielet upadł, ale w wyschniętej piersi kryła się nadnaturalna moc.Czołgając się po kamiennej podłodze, mumia znowu dźwignęła się na nogi i ruszyła do młodzieńca, powłócząc okaleczoną kończyną.Conan uderzył, utrącając dolną szczękę, która z grzechotem potoczyła się po komnacie.Trup nawet się nie zatrzymał.W niestrudzonym, miarowym pochodzie wciąż następował na intruza, chociaż poniżej płonących niesamowitym blaskiem oczodołów dolna część czaszki była teraz zaledwie masą białych, potrzaskanych kości.Conan zaczął żałować, że wilcze stado nie dopadło go, zanim zdążył schronić się w tej przeklętej krypcie, której zmarły przed wiekami mieszkaniec był wciąż żywy i niebezpieczny.Nagle coś chwyciło go za nogę.Straciwszy równowagę, runął jak długi na nierówną kamienną podłogę, wierzgając wściekle, by uwolnić się z uchwytu kościstych palców.Spojrzał i zamarł na chwilę, gdy zobaczył uczepioną jego kostki, odrąbaną dłoń trupa.Wyschnięte szpony wbiły się głęboko w ciało.Olbrzymia, siejąca grozę i szaleństwo postać pochyliła nad nim swą strzaskaną twarz i z szyderczym grymasem wyciągnęła rękę ku gardłu ofiary.Conan instynktownie z całej siły kopnął obiema nogami w skurczony brzuch trupa, wyrzucając go w powietrze.Z głośnym trzaskiem olbrzym upadł - prosto w ognisko.Cymeryjczyk chwycił odciętą rękę, wciąż ściskającą jego kostkę, oderwał ją, skoczył na nogi i cisnął kończynę w ślad za resztą zwłok.Pochylił się, porwał upuszczony w czasie upadku miecz i rzucił się w kierunku ogniska - by stwierdzić, że bitwa zakończona.Wysuszone przez niezliczone stulecia kości płonęły gwałtownie jak suchy chrust.Nadnaturalne życie jeszcze nie opuściło trupa - wyprostował się z wysiłkiem i wtedy płomienie ogarnęły cały jego szkielet, przeskakując z kości na kość, zmieniając go w żywą pochodnię.Już prawie udało mu się wygramolić z ognia, gdy nagle okaleczona noga ugięła się pod nim i olbrzym runął z powrotem w ognisko.Płonące ramię uniosło się i opadło jak ułamana gałąź, czaszka potoczyła się między węgle i po kilku chwilach ogień pochłonął mumię zupełnie, pozostawiając jedynie kilka rozżarzonych węgielków i garstkę popiołu.6Miecz ConanaConan z przeciągłym westchnieniem wypuścił powietrze z płuc i ponownie nabrał tchu.Napięcie opuściło go, pozostawiając w całym ciele uczucie zmęczenia.Wytarł zimny pot z czoła i przygładził palcami czarne włosy.Oto wojownik był w końcu naprawdę martwy i wielki miecz należał do zwycięzcy.Jeszcze raz zważył oręż w ręku, ciesząc się jego ciężarem i mocą.Śmiertelnie utrudzony, zastanawiał się nad spędzeniem nocy w krypcie.Na zewnątrz czekały na niego wilki i mróz, a nawet instynktowne wyczucie kierunku nie uchroni go przed zbłądzeniem na obcej ziemi w bezgwiezdną noc.Po krótkim namyśle zdecydował się.Wypełniona dymem komnata śmierdziała już nie tylko stęchlizną, ale także dziwnym, budzącym odrazę odorem spalonego ciała.Pusty tron zdawał się spoglądać szyderczo na młodego Cymeryjczyka, który wciąż miał to niesamowite wrażenie czyjejś obecności, jakie odniósł, gdy po raz pierwszy wszedł do grobowca.Na myśl o noclegu w tym nawiedzonym miejscu czuł lodowate palce strachu pełzające po plecach.Nowa broń napełniła go otuchą.Wypiął pierś i ze świstem przeciął ostrzem powietrze [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • hanula1950.keep.pl