[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Raz był poplamiony krwią, ale była to jego własna krew.Gdzieś go capnęli.Pelka przyszedł do niego, by uczcić w nim bohatera.W tym czasie atmosfera w rodzinie Świętków była nieco gorąca.- Nie przykładaj lepiej do tego ręki! - mówił Świętek.- Człowieku! Do czegoś takiego nikt nie powinien się mieszać.Tak czy tak, dostaniesz po pysku.Co byś nie zrobił, w polityce wszystko jest złe.Pelka czyścił teraz swoją spluwę prawie co wieczór i nosił ją czasem z sobą, pokazywał kamratom pod szaketem.- Jeśli masz precyzyjną broń, strzelanie nie jest sztuką - mówił.- Składasz się, bierzesz cel, szczerbinka i muszka.Najlepiej celować w głowę al­bo w brzuch.Brzdęk! I już go nie ma! Adamkowi z uli­cy Hałd też się coś takiego przytrafiło.Zorganizował sobie na kopalni pasy transmisyjne i chciał całą rolę przez granicę do Rudy przeszwarcować, gdzie miał dobrego odbiorcę, szewca, niejakiego Wolańskiego.Przepłynę przez staw za laskiem Gwidona - pomy­ślał.- Tam tak nie pilnują, bo myślą, ludzie tu nie przepłyną i chętniej będą przechodzili granicę w in­nych miejscach.A tu gówno! Właśnie tam większość celników się zaczaiła i mieli Adamka już na oku, gdy tylko wlazł do lasku Gwidona.Mogli go od razu capnąć, ale nie, pomyśleli sobie, puścimy go, bierze kie­runek na staw, a gdy będzie na środku, zabawimy się w strzelanie do celu.Niemcy oczywiście! I gdy tylko znalazł się na środku, zaczęli walić z karabinów, tym­czasem Adamek płynie dalej jakby nigdy nic.Tylko od czasu do czasu, przy uderzeniach, czuł, jak go trochę szarpie.Trzy metry przed drugim brzegiem daje nura.Celnicy pomyśleli: dostał! Przestają strze­lać, a on wychodzi i w nogi! Powiem wam, co się stało: Przywiązał sobie z przodu pod szaketem tę rolę pa­sów transmisyjnych i płynął na wznak.Wszystkie trafienia w pasy transmisyjne! Ale z tego widać, jaka u nas, Niemców, dobra skóra! I można się też przeko­nać, jak dobrze jest umieć pływać na wznak.Adamek potem wrócił, pełna kabza forsy! Za te dziury spowo­dowane trafieniami szewc z Rudy mu odciągnął, sześć kuł było w środku.Pluskwy też pływają na wznak.Ileż to ludzie mają kłopotów z tymi wanckami! Pluskwy występują tak samo jak muchy i komary.Wancka nie jest pięknym słowem, ale co robić? Pochodzi od niemieckiego Wan­ze, Wantlus, Wandlaus, co znaczy wesz ścienna, za­liczana do różnoskrzydłych, heteropterów; rząd pluskwiaków (insektów), nadrząd owadów uskrzydlo­nych, o dobrze rozwiniętych skrzydłach, (przednia pa­ra, tzw.półpokrywy, o sklerotyzowanej części nasa­dowej, tylne skrzydła błoniaste), zaopatrzonych w gruczoły wonne, o niezupełnym przeobrażeniu, naj­częściej odżywiają się sokiem roślinnym i krwią.Do różnoskrzydłych zalicza się oprócz pluskwy domo­wej: zajadek domowy, rozwałka sosnowa, szklarz, straszyk, zażartka, żyrytwa, kowal bezskrzydły, zmiennik, selednica jałowcowa, wioślak, płoszczyca.Pewnej niedzieli chłopy siedziały w knajpie i młó­ciły skata.Kapica przysiadł na oparciu krzesła, ręce trzymał w kieszeniach spodni i musiał tam wymacać jakąś pluskwę, bo coś wyjął, obejrzał, obwąchał, a potem chyba z nudów powiedział: - Kto mi tu zeżre tę wanckę, dostanie sznapsa.Ale bez chleba! Z chle­bem to każdy potrafi.Pinkawa przechylił się do tyłu, kołysząc krzesłem na tylnych nogach i ściągnął kąciki ust jak oficer.„Zrobi się.Bez chleba, zgoda?”„Zgoda!” - odparł Kapica, podał mu zwierzę ostro­żnie między palce, żeby się nie wymknęło.Pinkawa obwąchał je i wykiwał Kapicę.Poszedł mianowicie do kuchni do jego żony, do żony Kapicy.A to znowu by­ła taka historia! Jego pierwsza żona podobno sama spadła ze schodów.Przyprawiła się przez to o śmierć.Na łożu śmierci jednak - z domu nazywała się Janota i pochodziła z Chebzia, a ludzie stamtąd są żywot­ni jak siedem kotów naraz - miała do jednej istnej powiedzieć, że Kapica ją z tyłu lekko pchnął, a gdy chciała się przytrzymać balustrady, rąbnął ją młot­kiem po palcach.Ale czy to wiadomo, czy ludzie sami tych historii nie wymyślają? Kiedyś zapytano o to Kapicę [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • hanula1950.keep.pl