[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.U jaSnie oSwieconego jedliSmy ba¿anty na farfurach;pan podsêdek da³ barszcz, schab, bigos i buraki na misach srebrnych, a co osobliwsza, podcechowan¹ mitr¹ i paludamentem postrzegliSmy herby jaSnie oSwieconego.Nie wchodz¹cw przymioty moje, pierwsz¹ zaraz uczyni³ pan podsêdek propozycj¹, ¿ebym przysz³ej ma³-¿once tyle prostym d³ugiem zapisa³, ile po³owa jej posagu wynosiæ bêdzie; na reszcie zaS for-tuny mia³em uczyniæ do¿ywocie.Wstrêt mi uczyni³a takowa propozycja, wiêkszy dama, dum-na wielkoSci¹ posagu, bez ¿adnych przymiotów.W kilka czasów pozna³em na odpuScie panienkê zacn¹, bardzo piêkn¹, ale ubog¹.Ju¿ mia-³em uczyniæ rodzicom deklaracj¹, gdy raz nie zastawszy u siebie damy postrzeg³em bilecikna stoliku.Jej by³ charakter, adres do jegomoSci pana wicesgerenta; oznajmywa³a mu o swo-im przysz³ym zamêSciu, ubolewa³a, ¿e bogactwa cnocie i przymiotom rzadko towarzysz¹,koñczy³a oSwiadczeniem, i¿ bêdzie mia³ rêkê bogaty, ale serce kochany AntoS.Nie podoba³mi siê ten podzia³ z Antosiem i odt¹d w tym domu nie posta³em.109 ROZDZIA£ SZESNASTYZawodne konkurencje uczyni³y mi wstrêt od postanowienia, zamkn¹³em siê wiêc na nowow domu.¯ebym jednak trzeci raz me uszed³ za dzikiego, wybra³em kilku dobrych i przystoj-nych s¹siadów, uczêszcza³em do nich czasami, gdy zaS mnie odwiedzali, rad im by³em w do-mu moim;resztê czasu zabiera³y gospodarskie zabawy, budowla, ogród, ksi¹¿ki.Blisko roku tak po¿¹-dane ¿ycie prowadz¹c reformowa³em stare mury zamczyska ojczystego i sta³ siê domem wy-godnym i piêknym.W poSrodku tych zabaw Smieræ wuja, po którym na mnie w Litwie sub-stancja spada³a, by³a okazj¹ drogi w tamtejsze kraje.Wybra³em siê w czas najgorszy do podró¿y - na wiosnê.Za³omawszy siê dnia jednego z mo-stem na bagnisku, pos³a³em po konie do bli¿szej wsi; nie znalexli ich do najêcia moi ludzie.Wtem, gdy siê do dworu udali, uczynna tamtego miejsca pani, wypytawszy siê wprzód o mo-im nazwisku, miejscu rezydencji, okazji podró¿y i wielu innych okolicznoSciach, wys³a³a za-raz naprzeciwko mnie swoj¹ karetê i tyle koni, ile tylko trzeba by³o pod ca³y mój ekwipa¿.Dworzanin, który w karecie przyjecha³, uczyni³ imieniem pani swojej komplement, i¿ ubole-wa nad moim przypadkiem, ale winszuje sobie tej sposobnoSci, ¿e mnie mo¿e w dom swójprzyj¹æ.Wsiad³em do karety, ciekawy poznaæ tê grzeczn¹ i m³od¹ wdowê; dowiedzia³em siê albo-wiem, i¿ od lat trzech w tym stanie zostawa³a.Przyjecha³em do pa³acu piêknego; apartamen-ta by³y wygodne i wspania³e.Przyjê³a mnie nie tylko m³oda i grzeczna, ale piêkna gospodyniz wszelk¹ ludzkoSci¹.Podziêkowa³em za jej uczynnoSæ.Zasta³em goSci wielu, stó³ wyborny,sposób bawienia siê takowy, jakiego w najcelniejszych miastach znalexæ trudno.Apartamentdla mnie wyznaczony by³ wygodny i piêkny; w nim z trudu podró¿nego wytchn¹wszy, gdymnazajutrz po obiedzie chcia³ ¿egnaæ gospodyni¹, rzek³a ¿artuj¹c, i¿ jeSli siê dni kilka w jejdomu nie zabawiê, ka¿e w wsiach swoich, przez które bêdê przeje¿d¿a³, popsuæ mosty i gro-ble, tak jakem doSwiadczy³ u jej s¹siada.Da³em siê ³atwo namówiæ, uwiêziony hej wzrokiemi grzecznoSci¹.Raz po obiedzie, gdy siê goScie rozeszli a sami tylko w pokoju zostaliSmy, rzek³a:- Nasyci³eS waszmoSæ pan ciekawoSæ moj¹ opisuj¹c przypadki swoje; zagraniczne; racz mite¿ opowiedzieæ te, któreS mieæ móg³ w kraju swoim od pierwszych lat m³odoSci.- Nie s¹ osobliwe - rzek³em - na tak jednak mi³y rozkaz opowiem je wiernie.Zacz¹³em wiêc relacj¹ o moich rodzicach, Damonie, sentymentowej jego edukacji, czytaniuromansów; do tego punktu gdy przysz³o, uczyni³em wzmiankê o przypadku w lasku I pierw-szym naówczas mi³oSci oSwiadczeniu owej Juliannie, wychowanicy matki mojej.S³odka jejpamiêæ uczyni³a mnie wymownym; a maj¹c ³zy w oczach, przyda³em, i¿ od owego bolesnegopo¿egnania straci³em j¹ z oczu, ale nie z serca.110 - Op³ywam teraz we wszystko - rzek³em dalej - ale w tym gestem nieszczêSliwym, ¿e j¹uczestniczk¹ pomySlnoSci moich mieæ nie mogê.Nie mog³em siê dowiedzieæ, gdzie przeby-wa; w klasztorze, dok¹d by³a oddana, to mi tylko umiano powiedzieæ, i¿ j¹ ciotka jej do sie-bie wziê³a.Jak siê zwa³a ta ciotka, gdzie hej by³o mieszkanie, nikt mnie dot¹d nie nauczy³.Jedyna s³odycz ¿a³oSci mojej ten pierScionek od niej dany, który przy sobie noszê; da³em jejtaki drugi na po¿egnanie.Ledwom skoñczy³, poda³a mi rêkê.Spad³a z oczu moich zas³ona - mój w³asny pierScionekpostrzeg³em na rêku Julianny.Pad³em jej do nóg przepraszaj¹c, ¿e oczy moje nie by³y z ser-cem zgodne.£atwo kochaj¹cego przeprosiæ mo¿na.Zbyt ¿ywe radoSci, podziwienia, cieka-woSci impresje przerywa³y co moment dyskursa nasze.W tumulcie naj¿ywszych pasji us³ysza³em wyrok szczêSliwoSci mojej.By³em kochanym.111 ROZDZIA£ SIEDMNASTYKa¿dy romans koñczy siê zwyczajnie zbiorem osobliwych przypadków, a te Sci¹gaj¹ siê dowzajemnego poznania lub znalezienia osób wielu, jakby umySlnie na jedno miejsce sprowa-dzonych.Poznanie siê prawie nowe z Juliann¹ po tylu awanturach i dziesiêcioletnim niewi-dzeniu zarywa coS na romans, z t¹ tylko ró¿nic¹, i¿eSmy siê zeszli w jej w³asnym domu, nieszukaj¹c wzajemnie po ziemi i morzu.DomySliæ siê ka¿dy mo¿e, i¿em siê pyta³ Julianny, jakim sposobem do tego stanu, w którymj¹ widzê, przysz³a.Gdybym siê chcia³ trzymaæ tonu romansów, z historii Julianny zrobi³bymksiêgê czwart¹.Zacz¹³bym pod osobliwymi rozdzia³y opowiadaæ na przyk³ad: jako Julianna,zamkniêta w klasztorze, ciê¿ko p³aka³a straty amanta swojego; jako jednego czasu przecho-dz¹c siê z towarzyszkami po ogrodzie porwana by³a gwa³townie przez nieznajome osoby;jako w oddalonej puszczy odbita znowu by³a przez drugie nieznajome osoby; jako te drugienieznajome osoby zaprowadzili j¹ w okropne lochy i pieczary; bako wiele wycierpiawszyw tych okropnych lochach i pieczarach, z niewypowiedzianym hazardem stamt¹d uciek³a;jako po d³ugiej peregrynacji zasz³a mo¿e do jakiego pustelnika lub pustelnicy; bako ten pu-stelnik (który powinien byæ bardzo stary) ¿ywi³ j¹ przez czas niejaki korzonkami; jako panjeden wielki poluj¹c natrafi³ na pustelnicze mieszkanie i jej widokiem zniewolony zosta³;bako ten pan wielki, przebrawszy siê, po wtóre do niej zaszed³ i nak³oni³ do porzucenia pu-stelniczego ¿ycia; jako da³a siê nak³oniæ i sta³a siê jego ¿on¹; jako ten m¹¿ zachorowawszyumar³, by³ pochowany, a ona ca³ej jego substancji zosta³a pani¹, etc.Awantura Julianny nie by³a tak nadzwyczajna.Wziê³a j¹ ciotka z klasztoru, zawioz³a do Li-twy; bogaty w s¹siedztwie wdowiec pozna³ j¹, podoba³ sobie, chcia³ mieæ za ¿onê, wzi¹³; niemaj¹c bliskich krewnych fortunê zapisa³ i w rok umar³.Serca czu³e nie potrzebuj¹ wykwintnych oSwiadczeñ [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • hanula1950.keep.pl