[ Pobierz całość w formacie PDF ] .- A jak na wczasy, to jest wręcz za dobrze.- Słuchajcie, w ogródku jest fontanna! - wykrzyknął nagle Lesio z ożywieniem.- Gdzie ty tu widzisz ogródek?- zaciekawił się Janusz.- No to za domem, niżej, to chyba powinien być ogródek, nie? Na tyłach pensjonatu schodził w dół splątany gąszcz krzewów i różnorodnego zielska.W miejscu, gdzie zielsko obrastało ścianę budynku, bił w górę imponujący strumień wody.- Rzeczywiście - powiedział zdumiony Karolek.- I działa! Coś podobnego.- Trochę dziwne miejsce, jak na fontannę - powiedział krytycznie Janusz.Strumień wody nagle stracił na mocy, zmalał, zaszemrał na liściach i znikł.- Gdzie ta fontanna? - spytała Barbara, ukazując się na schodkach.- Tu była - odparł Karolek równie zaskoczony zniknięciem wodotrysku, jak i jego istnieniem.- Przed chwilą leciało i nagle zdechło.- Ciekawe.- zaczął Janusz i urwał.W zielsku zaszumiało, strumień wody wytrysnął na nowo i jął bić w górę z pierwotną mocą.- Rzeczywiście - zdziwiła sięBarbara.- A już myślałam, że się wygłupiacie.Fontanna działała przez chwilę, po czym znikła równie nagle, jak poprzednio.Na schodkach ukazał się Bj~orn, wycierający ręce ręcznikiem.- Co to jest fą tan na? zapytał.- Spring_water - odparł Karolek, który to wiedział przypadkiem.- Ale nie ma.Była, ale nie ma.- Ona chyba działa periodycznie - powiedział Janusz niepewnie.- Jakiś automat czy co?.I w ogóle co za miejsce na fontannę? - A już chciałem sobie umyć w niej ręce - powiedział Lesio z żalem.- Tak rzadko ma się okazję umyć się w fontannie! - Możesz się umyć pod kranem, nie wymagaj za wiele - poradził mu Karolek i odwrócił się do Barbary.- Jaka ta woda w kranie? Nada się do picia? - Z początku leciała zardzewiała, ale teraz już dobra.Na wszelki wypadek będziemy ją gotować.- Nie mogę zrozumieć, dlaczego zrobili fontannę w takim idiotycznym miejscu - upierał się Janusz.- Przecież to podmywa budynek.Urwał nagle, bo z zielska znów trysnął strumień wody.Okrzyki wywabiły z kuchni Lesia z mydłem w ręku.- To ja się myję w fontannie zawołał z zapałem i zawrócił do kuchni zakręcić kran.Fontanna znikła.Lesio ukazał się na schodkach.- Cholera - powiedział po krótkiej chwili wpatrywania się w miejsce, gdzie przed chwilą wesoło szumiał srebrzysty strumień.Następnie udał się z powrotem do kuchni.Fontanna trysnęła na nowo.Tknięty jakimś przeczuciem zespół wpatrywał się w bijący w górę strumień aż do momentu,kiedy Lesio skończył myć ręce i stanął w drzwiach.- No? - spytał z nadzieją.Nie działa? - Ty, idź no, odkręć ten kran- powiedział Janusz ponuro.- Po co? - zaprotestował Lesio.- Już się umyłem.- A jak odkręcisz, to nie zakręcaj, tylko tu wróć.Lesio zawahał się nieufnie, ale spełnił polecenie.Strumień uderzył w górę ze zdwojoną mocą.Lesio wybiegł na zewnątrz.- Działa! - zawołał radośnie.- Działa, działa, aż za dobrze- mruknął Jnausz.- Idź, zakręć.Diabli nadali, podmyje budynek.Zanim stąd wyjedziemy, chałupa nam się zawali.- Nie zawaliła się do tej pory, to jeszcze jakiś czas wytrzyma - pocieszył go Karolek.- Rura musiała pęknąć tylko w jednym miejscu, a reszta widocznie szczelna.Dobrze, że pękło na zewnątrz, a nie wewnątrz.- Ciekawe, co się tu jeszcze wykryje - powiedziała Barbara złowieszczo.- Sprawdźmy lepiej od razu instalację elektryczną.Poza drobnym mankamentem, że gniazdko w kuchni, przeznaczone do włączenia maszynki, działało tylko wówczas, kiedy na pierwszym piętrze przekręciło się kontakt, zaś zapalenie światła w pokojach dokonywało się za pomocą kontaktu w piwnicy, instalacja elektryczna była bez zarzutu.Na dachu stwierdzono nawet obecność piorunochronu.Możliwość dowolnego regulowania działalności wodotrysku za pomocą prostego odkręcania kranu w kuchni wszystkim wydała się nader atrakcyjna i zrekompensowała nieliczne niedogodności.W ogródku odkryto ścieżkę, prowadzącą stromo w dół, wprost do miasteczka, skracającą drogę co najmniej pięciokrotnie.Od razu uzgodniono zatem sposóbprzenoszenia się z miejsca na miejsce.- Dwie osoby pojadą szosą na skuterze, a trzy polecą piechotą prosto na dół - zadecydował Jnausz.- Potem jedna osoba zostawi drugą tam, gdzie trzeba, i wróci po trzecią, potem po czwartą i tak dalej.Za każdym razem będzie bliżej, bo te trzy osoby będą cały czas leciały.- Jak będzie błoto, to będą leciały nawet dosyć szybko zauważył Karolek.- Pójdą poślizgiem już od samej góry.Możliwe, że zdążą przed skuterem.- Ale na razie nie ma błota i w ogóle nie traćmy czasu rzekła Barbara stanowczo
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plhanula1950.keep.pl
|