[ Pobierz całość w formacie PDF ] .Chyba sobie pójdę - powiedziała nagle Alena.- Zapomnieliście o mnie.- Poczekajcie! - wykrzyknął Standal.- Dlaczego? Ja o was pamiętani.- Wobec tego spełnijcie obietnicę.- Obietnicę?- Słuchajcie, Standal.Zachowujecie się dziwnie.Chce mi się pić, a wy dusicie puszkę w ręku, jakbyście żałowali mi odrobiny zwyczajnego mangowego soku.- Tak, tak - powiedział Standal i przechylił puszkę.Gęsty żółty płyn przeleciał obok szklanki, wobec czego Alena wyciągnęła rękę i pomogła Standalowi.Rękę miała miękką i ciepłą.Standal przypomniał sobie o lubczyku.Trzeba było nalać go do szklanki i to tak, żeby Alena tego nie zauważyła.- Starczy już - powiedziała Alena.- Dla mnie starczy, bo dla was nic nie zostanie.- Zaraz powiedział Standal, stawiając puszkę z sokiem na ławce i odsuwając rękę ze szklanką jak najdalej od Aleny.Wolną ręka usiłował otworzyć w kieszeni buteleczkę z lubczykiem.Patrząc na jego niezręczne ruchy, Alena roześmiała się i cały park rozbrzmiał srebrzystymi dzwoneczkami jej głosu.- Popatrzcie! powiedział Standal, patrząc ponad jej głową.- Szybciej! Alena odwróciła się, a Standal wyszarpnął flakonik i opróżnił go do szklanki.- Co się stało? - Alena znów patrzyła na Misze, ale buteleczka powędrowała już za oparcie ławki.Standal głęboko odetchnął.- Bardzo śmieszny gołąb - powiedział.- Już odleciał.Alena napiła się i oddała szklankę Miszy.Misza wylał do niej resztę soku i zaczał pić nie spuszczając oczu z dziewczyny.Sok ściekał mu na koszulę, ale nie zauważył tego, bo lękał się, że Alena odejdzie, obrazi się, a wówczas lubczyk nie podziała.- Wystarczy - powiedziała Alena.- Ktoś tutaj idzie.Zuch jesteście, Misza.Tylko nie bójcie się mnie.Traktuję was zupełnie inaczej niż sądzicie.“Zaczęło się" - pomyślał Misza z drżeniem w sercu.- Jestem bardzo nieśmiała i dopiero teraz nabrałam trochę odwagi.Kiedy wczoraj odeszliście, napisałam do was list.Nie pogniewaliście się?- Wczoraj? - zapytał głupio Misza.- A czemu się dziwicie?- Wczoraj - powtórzył tępo Misza.- Pomyślałam sobie.Dajcie mi jeszcze trochę soku.Zachowuję się jak mała dziewczynka.Alena upiła soku, postawiła szklankę na ławce, Standal poruszył się niezręcznie, szklanka wywróciła się i reszta soku wylała się na ziemię.- Weźcie - powiedziała Alena, podając Miszy błękitną kopertę.Chwyciła koszyk i uciekła aleją.Misza rozerwał kopertę.“Misza! Wybaczcie, że was niepokoję, ale chyba jestem głupia i zbyt szczera.Ale kiedy ujrzałam was po raz pierwszy, takiego mądrego i podobnego do młodego Gribojedowa, zrozumiałam nagle, że już od kilku lat marzyłam o spotkaniu właśnie z wami.Nie gniewajcie się, że traktowałam was tak nieuprzejmie, a nawet pogardliwie, lecz obawiałam się, że domyślicie się moich prawdziwych uczuć." Misza czytał list i po plecach biegały mu mrówki, a całym ciałem wstrząsały dreszcze szczęścia i wstydu.Ślepy dureń!.Wróble i inne ptaszęta licznym stadkiem zebrały się u jego nóg i piły resztki rozlanego soku.Misza nagle powiedział sobie: - A co będzie, gdy plus dodać plus uczyni minus? Co będzie, jeśli Alena po tym soku przestanie mnie kochać?Poderwał się z ławki i pobiegł aleją, starając się dopędzić Alenę i do wszystkiego się przyznać.Biegł tak szybko, że przechodnie rozpryskiwali się przed nim na wszystkie strony i głośno wyrażali niezadowolenie z jego manier, a ptaki, już zakochane w Miszy, krążyły nad jego głową i starały się usiąść mu na ramiona, aby dać wyraz swoim uczuciom.Misza dopędził Alenę przed jej domem, akurat przy ulicznej pompie.Stali tam bardzo długo, a suka Antarktyda wściekała się za ogrodzeniem.Denerwował ją nie tylko Misza, lecz także ptaki, oszalałe od soku i miłości.Misza gadał jak najęty, Alena zaś patrzyła nań ufnymi brązowymi oczyma, zapominając, że trzyma w ręku ciężki kosz z zakupami.Wieczorem Misza namówił Alenę na spacer do tartaku, bo niczym mordercą ciągnęło go na miejsce przestępstwa
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plhanula1950.keep.pl
|