[ Pobierz całość w formacie PDF ] .To właśnie jej powiedział.Wyjaśnił jej dokładnie, w jaki sposób ma się stąd wydostać,pomógł wydobyć scyzoryk zaszyty w pasku do spodni i przezjeden moment się zawahał, czy z nią nie uciec.Mogli jeszczezacząć od nowa ona miała nawet całkiem sensowny planucieczki za granicę, z rozmaitymi wariantami zniknięcia przedpolicją i zatarcia śladów w wielomiliardowej ludzkości.Nakilka sekund zapaliło się w nim jeszcze raz światełko życia, jakdziurka od klucza w drzwiach prowadzących na jasną stronęrzeczywistości.Kuszący obrazek, jak pamiątka z pierwszejkomunii, która wprawdzie przypomina jakieś dawne radości,ale z upływem lat płowieje na słońcu.Może nawet dałby sięskusić, jak jednak ma jej dotknąć tymi rękami? Kiedy pózniejwydobywała z jego spodni scyzoryk i ich ręce spotkały sięgdzieś tam, w ciemności za plecami, poczuł silne tąpnięciemiędzy nimi, jakby w tym spotkaniu dwojga stęsknionych zasobą i jednocześnie żegnających się na zawsze ciał uczestniczyłjeszcze ktoś trzeci.Coś trzeciego, co, miał nadzieję, wyposażyłoIzę na przyszłość, w czasie, kiedy jego już nie będzie.Odepchnął poczciwy obrazek siłą woli i zastąpił goszczegółowymi wyjaśnieniami dotyczącymi miejsca ukryciachłopca i dróg dojazdowych.Zasugerował jej zdobycie któregośz samochodów oprawców, przecież nie przyszli tutaj piechotą, apod stodołą stał tylko jeden jeep.Ponieważ chłopiec jest bardzonieufny i na pewno nie będzie chciał jej wpuścić, a może nawetzaatakuje, poradził Izie formułę z jastrzębiem.Jego ulubionąfigurę w tej grze.Kiwała głową ze zrozumieniem, a potemzapytała, dlaczego z nią nie ucieka.Tak jakby odpowiedz niebyła im obojgu doskonale znana.Chciał zignorować pytanie,ale coś w nim wyrwało się przed świadomość i wygłosiłokwestię, której prawdziwość charakteryzował wysoki stopieńnieokreśloności. Nie teraz.Izuniu.Wiedział, że nie uciekną razem, ale użył ulubionegozdrobnienia, chcąc dodać jej sił przed tym, co ją czeka.Niewidział jej oczu, wyobrażał sobie jednak, jak spogląda znadzieją i jak rośnie w niej determinacja potrzebna dozrealizowania planu na najbliższe kilka godzin.Na oznaki tejdeterminacji nie musiał długo czekać.Kopniak wymierzonyprzez Izę gorylowi nosił wszelkie znamiona technicznegoprofesjonalizmu.On sam nie zrobiłby tego lepiej.Nadziei ideterminacji było w niej naprawdę sporo.To dobrze.Wcharakterze kosmetycznej poprawki pozbawił leżącegoprzytomności uderzeniem pięty w kark, na wypadek gdyby muprzyszło do głowy krzyczeć.Następnie włożył jego szyję międzyzwiązane stopy i gwałtownie przekręcił się na bok, aż usłyszałchrupnięcie.Tymczasem Iza znikała za drzwiami.Krzyknął zanią na pożegnanie słowa, których miał nigdy już nie mówić, alewybiegła.Kiedy w sekundzie wahania obejrzała się na niego,cofnął twarz w głąb ciemności.W niej jednak czuł się najlepiej.2Po spotkaniu z kobietą osunął się w nieprzytomny sen.Jakbypuściły tamy trzymające napór tego uczucia przez wszystkielata rozłąki.Zniło mu się, że ma szerokie brązowe skrzydła iunosi się nad rozległą górzystą krainą, wypatrując pod sobąwśród trawy najmniejszego nawet ruchu, aby spaść kamieniemw dół i porwać ofiarę.Czuje świst wiatru w lotkach,diamentowy wzrok obejmuje wszystko, co znajdzie się w jegozasięgu.Nie może jednak wybrać ofiary, ponieważ całapowierzchnia ziemi rusza się od drobnych żyjątek rozbieganychwe wszystkich kierunkach i zmieniających każdy pojedynczycel w rozedrganą masę.Krąży wysoko w powietrzu i nie spadaw dół, nie ma na co.Jest potężny i bezradny.Próbuje krzyczeć,ale pęd wiatru wciska mu powietrze z powrotem do gardła.Nadhoryzontem błyszczy neon z łacińską maksymą zapamiętaną zeszkoły: Aquila non captat muscas.Wreszcie opuszcza sięnurkującym lotem w dół, a wtedy żyjątka się rozbiegają, on zaśuderza w twardy grunt.Zbudził go pisk drapieżnika.Już czas.Powalony goryl leżał ze skręconym karkiem.Dlaczego inninie przychodzą sprawdzać, co się stało? Jakby w odpowiedzi natę myśl skrzypnęły drzwi.Wkroczył następny i zasłonił ciałemjasny prostokąt wejścia.Nie popełnił błędu poprzednika ipozostał w wejściu, oświetlając wnętrze szopy.Niemalnatychmiast światło latarki natrafiło na leżące ciało. Aysy, co ty kurwa.Zrobił dwa kroki w stronę Aysego i pochylił się jak archeolognad niezwykle interesującym znaleziskiem, ale był pozazasięgiem nóg Jacka.Oświetlił nieruchomą twarz kumpla, agdy żółty promień odbił się od otwartych zeszklonych zrenic,które nie zareagowały na światło, odskoczył i sięgnął za pasek. Skurwysynu jeden! krzyknął i przeładował broń.Poszukał latarką więznia i poświecił mu prosto w oczy.Tymrazem jednak popełnił błąd, kucając przed jego związanyminogami.To mu wystarczyło.Wolne ręce, które właśnieoswobodził za pomocą podanego mu przez Izę scyzoryka,wyrzucił zza pleców z szybkością absolutnie przekraczającąmożliwości obronne ociężałego gangstera.Jedna pięśćpozbawiła go pistoletu, druga krótkim grzmotnięciem odspodu w szczękę pozbawiła go świadomości.Zachwiał się ipodparł ręką z latarką, ale niewiele mu to pomogło, ponieważnogi Jacka przewróciły go w tył.Wykonał pad na plecy ipotrząsnął głową w poszukiwaniu orientacji, ale ułameksekundy na pozbieranie się to było stanowczo za mało.Krótkicios w szyję odebrał mu resztki złudzeń.Jacek docisnąłkolanami pierś leżącego, a następnie uderzeniem z łokciazmiażdżył mu grdykę.Rozległo się krótkie rzężenie i po chwiliustało.Zmierć.I śmieć.Odepchnął go na bok w stronęmartwego Aysego.Dwa śmiecie
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plhanula1950.keep.pl
|