[ Pobierz całość w formacie PDF ] .Roger przystawił lewą rękę do ust i zawołał: George! Słyszysz mnie?! George!Lin nie odpowiedział; nawet nie drgnął. Sądzisz, że żyje? zapytał Brian. Na pewno przeżył.Nie spadł z wysoka.Kombinezon ma grubą warstwęizolacji i zamortyzował uderzenie.Brian znów krzyknął w stronę Lina, przytykając do ust obie dłonie.W odpowiedzi usłyszał jedynie narastający szum wiatru.Mogło się wydawać,że jego przerazliwy gwizd był przejawem diabolicznej, przewrotnej wesołości, jakgdyby wichura była żywą osobą, podjudzającą ich do pozostania jeszcze chwilędłużej na krawędzi urwiska. Musimy zejść na dół i wydostać go stamtąd stwierdził Roger.Brian spojrzał na sześciometrowy fragment ściany lodu, który dzielił ich odwystępu. Jak zamierzasz tego dokonać? Mamy linę i trochę narzędzi. To nie jest sprzęt do wspinaczki. Będziemy improwizować. Jak to improwizować? zdumiał się Brian. Wspinałeś się kiedykol-wiek? Nie. To szaleństwo. Nie mamy wyboru.42 Trzeba znalezć inny sposób. Na przykład jaki?Brian nic nie odpowiedział. Zobaczmy, jakimi narzędziami dysponujemy zaproponował Roger. Ratując go, sami narażamy się na śmierć. Nie możemy tak po prostu odejść.Brian spojrzał w dół na leżącą na lodzie nieruchomą postać.Na arenie, gdzieodbywały się walki byków, w afrykańskim stepie, wśród wodospadów Kolora-do, podczas nurkowania w rojących się od rekinów wodach Bimini. w tychwszystkich, rozrzuconych po całym świecie miejscach, igrał ze śmiercią na takwiele wymyślnych sposobów, nie czując zbytniego lęku.Zastanawiał się, co goteraz powstrzymywało.Prawie każde ryzyko, które podejmował, było bezcelową,dziecinną zabawą.Tym razem miał naprawdę ważny powód, aby postawić wszyst-ko na jedną kartę w grę wchodziło ludzkie życie.W czym tkwił problem? Mo-że po prostu nie chciał z siebie robić bohatera? W rodzinie Doughertych było jużzbyt wielu herosów spragnionych władzy polityków, którzy następnie stali sięposągowymi postaciami, widniejącymi na kartach książek do historii. Bierzmy się do roboty powiedział w końcu Brian. George zamarznie,jeśli poleży tam chwilę dłużej.13:05Harry Carpenter nachylał się nad kierownicą pojazdu i mocno wytężał wzrok,patrząc na biały krajobraz przez wypukłą pleksiglasową szybę.Kłęby padającegośniegu i unoszących się igiełek lodu rozpraszały światło reflektorów.Oblepionalodem przednia wycieraczka monotonnie szurała, wciąż jednak w miarę dobrzespełniała swoją funkcję.Widoczność spadła do dwunastu, a nawet dziesięciu me-trów.Harry jechał bardzo powoli, mimo że maszyna była w pełni sprawna i mógłją łatwo zatrzymać na krótkim dystansie.Nie wiedział jednak, gdzie znajduje siękrawędz odłamanej góry lodowej, i bał się, że w każdej chwili może stoczyć sięw przepaść.Jedynymi środkami lokomocji, jakich używano podczas ekspedycji Edgeway,były powiększone na zamówienie pojazdy śnieżne, wyposażone w silniki obroto-wo-tłokowe i trzy gąsienice, poruszające się na dwudziestu jeden kołach.Każdamaszyna mogła przewozić dwoje ludzi ubranych w grube termiczne kombinezo-ny.W tym celu były one wyposażone w szerokie, wygodne siedzenia, usytuowanew ten sposób, że pasażer jechał za kierowcą.Oczywiście pojazdy zostały przystosowane do pracy w okolicach podbieguno-wych, gdzie zwłaszcza podczas zimy warunki są znacznie cięższe niż te, doktórych są przyzwyczajeni użytkownicy podobnych maszyn w Stanach Zjedno-czonych.Oprócz wyposażenia ich w podwójny system zapłonowy i dwa specjalneakumulatory, główną zmianą konstrukcyjną było zamontowanie na każdym pojez-dzie kabiny, która osłaniała przestrzeń od przedniej maski aż do końca siedzeniapasażera.Wykonano ją z grubego pleksiglasu i aluminium.Mały, lecz wydajnygrzejnik był zamocowany nad silnikiem, a dwie niewielkie dmuchawy nawiewałystrumień ciepłego powietrza na kierowcę i pasażera.Chociaż grzejnik stanowił dodatkowy luksus, to jednak zamknięta kabina byłaabsolutnie niezbędnym elementem nadwozia.Pozbawiony jej osłony kierowca,narażony na ciągłe, ostre podmuchy wiatru, zamarzłby na śmierć podczas jazdyna dystansie dłuższym niż osiem, dziesięć kilometrów.Niektóre pojazdy były jeszcze dodatkowo zmodyfikowane Harry poruszałsię jednym z nich.Jego maszyna została przerobiona dla potrzeb transportowania44świdra.Większość narzędzi przewożono w płaskim pojemniku znajdującym siępod siedzeniem, którego wierzchnia część była zamocowana na zawiasach, albona małej, odkrytej, ciągniętej z tyłu przyczepie.Zwider jednak nie mieścił się doschowka, a był zbyt cenny, aby narażać go na wstrząsy, jakim poddawana byłaprzyczepa.Dlatego drugie siedzenie zostało zaopatrzone w klamry, za pomocąktórych świder został mocno przytwierdzony za Harrym, zajmując miejsce, naktórym zazwyczaj jechał pasażer.Dzięki tym kilku ulepszeniom pojazd doskonale nadawał się do pracy w lo-dach Grenlandii.Przy prędkości sześćdziesięciu kilometrów na godzinę jego dro-ga hamowania wynosiła dwadzieścia pięć metrów.Szerokie gąsienice zapewniałydoskonałą stabilność w terenie o średnim stopniu pofałdowania.Mimo że maszy-na w swojej zmodyfikowanej wersji ważyła trzysta kilogramów, jej maksymalnaprędkość wynosiła do osiemdziesięciu pięciu kilometrów na godzinę.W tej chwili Harry nie mógł w pełni wykorzystać wszystkich możliwości po-jazdu.Jechał powoli, na wypadek, gdyby nagle spośród zawieruchy wyłoniła siękrawędz góry lodowej.Musiałby wtedy na odpowiednio krótkim dystansie do-strzec niebezpieczeństwo i zatrzymać maszynę.Gdyby poruszał się zbyt szybko,nie byłby w stanie na czas wyhamować; naciskając na pedał hamulca w ostatnimmomencie, mógł stoczyć się w dół, prosto do morza.Ostrożność i rozwaga były konieczne, musiał jednak również pamiętać o po-śpiechu
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plhanula1950.keep.pl
|