[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Idąculicami Covent Garden, myślał o tym, jak kiedyś kipiały życiem.Teraz z monumentalnychfasad odpadał tynk, a cała dzielnica, dawniej należąca do najelegantszych w tej wielkiejmetropolii, była obskurna i niezbyt bezpieczna.To gdzieś tutaj, koło latarni słabooświetlającej bruk, mógłby sto pięćdziesiąt lat temu spotkać pewnego rosyjskiego malarza,który szkicował węglem postacie przechodniów kręcących się po rynku.Peter natomiast spotkał dawną przyjaciółkę, Włoszkę, która na krótko przyjechała doLondynu.Zawahał się przez chwilę, kiedy miał ją zaprosić na ostatniego drinka.Ale przecieżposiedzenie miało się odbyć dopiero jutro po południu, czyli w porze, kiedy on zawsze czujeprzypływ energii, a teraz jest dopiero północ.Objął Melenę i wszedł z nią do nocnego klubu.*Jonathan wstał wcześnie.Ponieważ nie spotkał Petera w holu, postanowił spacerempójść do galerii.Zastał opuszczoną kratę, więc kupił gazetę i czekał na Clarę w kawiarni.Trochę pózniej znalazł go tam Frank i podał mu kopertę.Drogi Jonathanie,przepraszam za moją nieobecność, ale nie będę mogła być z Panem dziś rano.Frank przyjmie za mnie obraz, a galeria jest oczywiście dla Pana otwarta.Wiem,że będzie się Pan niecierpliwił przed obejrzeniem dostarczonego dzisiaj płótna.Jest cudowne.Tym razem Panu zostawiam sprawę jego oświetlenia.Wiem, że zrobi to Pan doskonale.Wrócę, kiedy tylko będę mogła.%7łyczę pięknego dnia wtowarzystwie Vladimira.Bardzo chciałabym być razem z Wami.Serdeczności, ClaraZamyślony, złożył kartkę i schował do kieszeni.Kiedy podniósł głowę, Frank już byłw galerii.Wóz Delahaye Moving właśnie zatrzymał się przy krawężniku.Jonathan zostałprzy kontuarze i jeszcze raz przeczytał list.Poszedł do Franka o jedenastej, a do dwunastej niezamienili nawet jednego słowa.Kierownik ekipy przewozowej powiedział, żerozpakowywanie potrwa jeszcze długo.Jonathan spojrzał na zegarek i westchnął.Nie miałochoty nawet na zajęcie się obrazami, które już wisiały.Podszedł do okna i zaczął liczyć przejeżdżające samochody.Potem zgadywał, ileczasu zajmie strażnikowi miejskiemu z przeciwnej strony ulicy spisywanie jakiegośprotokółu.Policzył też, że do kawiarni weszło siedem osób, cztery z nich zostały w środku, atrzy wzięły coś na wynos.Latarnia miała zapewne dwa metry wysokości.Zjawił się czerwonycooper, ale pojechał dalej.Jonathan westchnął, poszedł do biura Clary i zatelefonował.- Gdzie jesteś? - zapytał Petera.- W piekle! Mam cholernego kaca, a moje posiedzenie przyspieszono o godzinę.- Jesteś gotowy?- Wziąłem cztery aspiryny, a jeśli chcesz wiedzieć, zamierzam teraz wziąć piątą.Co ztwoim głosem? - zapytał Peter, kiedy Jonathan już miał odłożyć słuchawkę.- A co ma być?- Nic.Można by pomyśleć, że właśnie pochowałeś babcię.- No nie, chłopie, to już było dawno temu.- Przykro mi.Przepraszam.Wiesz, mam stracha.- Trzymaj się.Stawiam na ciebie.Wszystko pójdzie jak trzeba.Odłożył słuchawkę i popatrzył na Franka, który krzątał się na zapleczu.- Dawno pan tu pracuje? - zapytał i odkaszlnął.- Niedługo minie trzy lata, od kiedy pani Clara mnie przyjęła - odpowiedział Frank,wsuwając szufladkę z fiszkami.- Dobrze się rozumiecie?Frank popatrzył na niego z zakłopotaniem i wrócił do pracy.Godzinę pózniej Jonathanznowu spróbował przerwać milczenie, proponując młodzieńcowi, żeby poszli zjeśćhamburgera.Niestety, Frank okazał się wegetarianinem. *Peter wszedł do sali posiedzeń i zajął jedyne wolne miejsce przy owalnymmahoniowym stole.Usadowił się wygodnie i czekał, aż będzie mógł zabrać głos.Ilekroćmówił ktoś z zebranych, Peterowi wydawało się, że do uszu wjechał mu batalion czołgów ićwiczy strzelanie w skroń.Dyskusja ciągnęła się bez końca.Sąsiad z prawej zrzekł się głosu iPeter wreszcie mógł mówić.Członkowie rady przeglądali dokumentację, którą rozdał imwcześniej.Omówił dokładnie kalendarium aukcji i skoncentrował się na tej, którą miałbyzorganizować w Bostonie po koniec czerwca.Kiedy powiedział, że chce dodać do niejostatnio ujawnione obrazy Vladimira Radskina, przez salę przeszedł pomruk.Głos zabrałdyrektor przewodniczący zebraniu.Przypomniał Peterowi, że galeria, w której wystawiono tepłótna, cieszy się ustaloną renomą.Skoro jej właścicielka chce powierzyć dzieła tego malarzaDomowi Aukcyjnemu Christie's, ma prawo oczekiwać, że zajmiemy się jej interesami z jaknajwiększą starannością.Nie ma powodu do pośpiechu.Aukcje, które mają się odbyć wdrugim półroczu w Londynie, zupełnie wystarczą.- Wszyscy czytaliśmy ten artykuł i bardzo ci, mój drogi, współczujemy, ale nie sądzę,żeby udało ci się przedstawić obrazy Radskina jako coś nadzwyczajnego.To jednak nie VanGogh! - zakończył wesoło.Tłumione śmiechy kolegów nie dotknęły Petera, ale dowodziły, że zostało muniewiele argumentów.Weszła asystentka, niosąc na tacy ciężki srebrny dzbanek.Obrady przerwano, żebymogła obejść stół i wszystkich obsłużyć.Przez drzwi, które pozostały otwarte, Peter zobaczyłJamesa Donovana, wychodzącego z jednego z biur.To właśnie Donovan wysłał mu wostatnią niedzielą e-mail do Bostonu.- Przepraszam - zająknął się i wyszedł na korytarz.Złapał Donovana za rękaw i odciągnął trochę dalej.- Niech pan mi powie - zacharczał ze ściśniętym gardłem - zostawiłem panu sześćwiadomości w ciągu dwóch dni.Zapomniał pan numeru mojego telefonu?- Dzień dobry, panie Gwel - odpowiedział spokojnie tamten.- Dlaczego pan do mnie nie dzwonił? Czy pan też czyta za dużo gazet?- Ukradli mi komórkę i nie wiem, o czym pan mówi.Peter zmusił się do zachowania spokoju.Złapał Donovana za klapy marynarki ipociągnął jeszcze dalej.- Mam jedno bardzo ważne pytanie i dlatego proszę, żeby uruchomił pan wszystkie szare komórki, jakie pan posiada, żeby odpowiedzieć mi na to jedno jedyne pytanie, którechcę zadać.- Zrobię, co w mojej mocy, zapewniam pana.- Chodzi o Radskina.Czy na pewno napisał mi pan w swoim mailu, że mówiono opięciu obrazach?Młody człowiek wyjął mały, oprawiony w skórę notes.Przewertował go w jednąstronę, potem w drugą, i jeszcze raz.Wreszcie trafił na właściwą kartkę i wykrzyknął zzachwytem:- Dokładnie tak!- A jak pan dowiedział się o tej cyfrze? Dokładnie.Jak? - dopytywał się Peter, corazbardziej zirytowany.Donovan wyjaśnił, że jedna z galerii zwróciła się do Christie's, a on został wysłany naspotkanie w zeszły piątek, o czternastej trzydzieści, pod numer dziesiąty przy AlbermarleStreet.Przyjęła go sama właścicielka i udzieliła wszystkich informacji.Wróciwszy do biura oszesnastej, sporządził raport ze spotkania i oddał dyrektorowi swojego departamentu oszesnastej czterdzieści pięć.Ten zapytał, czy do tego malarza jest przypisana jakaś osobauprawniona przez Christie's [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • hanula1950.keep.pl