[ Pobierz całość w formacie PDF ] .Pokój się troszkę waha w lewo i prawo.To domofon.O świcie? W niedzielę? Patrzę na zegarek.Pierwsza.Idę do kuchni.DlaczegoTosia nie może otworzyć i powiedzieć, że umarłam?A, Tosia miała mecz siatkówki o jedenastej.To poszła.Jestem kompletnie pijana.Muszę być kompletnie zalana.A przed furtką widzę białego ko-nia.Jestem pijana, jestem pijana.Chowam się za szafkę.Jeszcze raz patrzę.Na koniu siedziAdam.Uzdę trzyma dziewczyna w toczku, ze szpicrutą w ręku.To omamy.Nie ma białych koni.Są białe myszy.Nigdy w życiu nie tknę alkoholu.Wolniut-ko idę do przedpokoju.Dzwonek.Mam omamy słuchowe.Bo omam wzrokowy nie może dz-wonić domofonem.Wracam do kuchni.Stoją tam we trójkę.Koń biały, przy uzdzie dziewczyna w toczku, on.Trzy omamyNaciskam dzwonek.Wchodzą.Wszyscy troje.Otwieram drzwi.160Adam zsuwa się z siodła.Pierwszy raz w życiu siedział chyba na koniu.Borys radośniepodskakuje do drzwi, kuli ogon pod siebie i podcina mi nogi, gdy szukam ratunku w panicznejucieczce.Padam na trawę.W koszuli nocnej.O pierwszej w południe.Przy obcej kobiecie.Właściwie ziemia pachnąca anyżkiem wpada troszkę na mnie.Adam podnosi mnie i całuje.Boże, niech mnie nie całuje, nawet jak wymyję zęby osiemdziesiątrazy.Pani z toczkiem się śmieje.Ale ładna! No, to masz tego swojego białego konia.Pani była tak uprzejma, że zgodziła się go nachwilę pożyczyć.Ale to ostatni raz, przysięgam, bardzo dziękuję, pani się śmieje, chybamyśli, że ma do czynienia z idiotami.Trzymam mocno Adama, niech nie próbuje być uprzejmy dla tej pani, o nie, tak się, cieszę,tak mi się chce pić.Boże, jaka jestem głupia.Koń wychodzi, Borys zaczyna wrzeszczeć, nigdy w życiu nie szczekał tak głośno, muszękoniecznie wypić jakiś soczek, Adam obejmuje mnie w pasie, dobrze, że trochę schudłam, i mówi: Miła dziewczyna, nie?A oczy mu się śmieją.Jaka miła dziewczyna! Na pewno nie jest miła, może nawet chorowała na ospę, albo niechnajlepiej ma trądzik, i w ogóle niech nie będzie taka ładna znowu, i wysyłam jej siedembłogosławieństw, siedem największych błogosławieństw.***Boże Narodzenie.Mama z tatą pojechali do mojego braciszka, chyba kochają go bardziej.Pojechali, bo uważają, że nie trzeba się mną zajmować, i myślą, że skoro wzięłam się za siebie,to oni wezmą się za niego.%7łycie jest niesprawiedliwe.Zjedliśmy kolację to nasze pierwsze wspólne święta.Teraz przyszła Ula z Krzysiemi z córkami.I gitarą.Będziemy siedzieć przy choince i serniku i śpiewać kolędy.W domu jestciepło, w kominku napalone, sernik na stole.Prawdziwy z normalnego masła, jaj wiejskich,tłustego sera itd.Bardzo niezdrowy.Adam zachwycony.Krzyś brzdąka na gitarze.Adam otwiera czerwone wino.Ula idzie za mną do kuchni i mówi: A tak się zarzekałaś, że nigdy więcej mężczyzn, że wszyscy oni są tacy sami!No, głupia jakaś, czy co?Przecież on jest inny niż wszyscy.Spis treściLiżę rany.3Nie lubię wsi.8Dzieci mają zalety.18Eksmężowie są zawsze niefotogeniczni.25Ptak nie znak.30Rozpakowujemy się.39Wszyscy oni są tacy sami.45Ostatnia szansa.53Miejsce żab jest na łąkach.63Stroskany ojciec.70Wiem wszystko.74Będę elegancką kobietą.78Jasnowidz.82Poziom endorfin.90Wiosna.96Chcę na nizinę!.101Ja ci pokażę!.107Cukier jest niezdrowy.112Nie chcę pisać reportażu!.116Nikt nie będzie czekał.123Białego konia widzieć.126Trochę się spóznię.133Za dużo myślę.139Mężczyzni są winni.146Troszkę skłamałam.152Wiedziałam od początku.157
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plhanula1950.keep.pl
|