[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Tymczasem łódka nasza prościutko do okrętu pędziła i ojciec z całej siły wiosłem tak ro-bić zaczął, aby się umknąć, bo się bał, aby nas ten duży statek nie przejechał, boby nas byłniechybnie zatopił.Naraz widzę, że ten Grek jakiś rozkaz swoim ludziom daje i ręką na naswskazuje, a jeden z nich gruby sznur, jakby w obręcz zwinięty, chwyta i ku nam z taką mocąi tak sprawnie ciska, że ta lina, bo to okrętowa lina była, rozwinąwszy się w powietrzu, koń-cem do łodzi naszej wleciała.Ojciec uchwycił linę, kazał mi jąć się jej całą mocą i sam się jął, a potem wraz ze mnąbuch! do wody.Skąpaliśmy się wyżej czuba, aż nam się dobrze w uszy nalało, a morze na-90 krywało nas co chwila swoimi bałwanami, ale ci ludzie z okrętu poczęli nas zaraz ciągnąć kusobie i windować na pokład, aż nas tak wywindowali na sam okręt, a czas był wielki, bom jużdodzierżyć nie mógł liny w ręku i byłbym się za jaką małą chwileczkę puścił i w morzu nie-chybnie utonął.Ledwiem ociekł i tchu złapał, bom się wody gorzkiej dobrze nałykał, a jużjak opętaniec znowu krzyczę: Katakallo! Katakallo!Mój ojciec, choć ani wiedzieć, ani domyślać się nawet nie mógł, co by to słowo znaczyło,ale jakoby w cudowną moc jego uwierzywszy, wrzeszczy za mną także: Katakallo! Kata-kallo!, bardzo głośno i bezustawnie, że jak to sobie dzisiaj wspomnę, to mnie śmiech zbieraz tego wołania, ale wonczas cale mi do śmiechu nie było.Tymczasem okręt, na który nas z wody wywleczono, płynął szybko dalej, a ów starszy napokładzie mówi coś do nas, czego my nie rozumiemy, tak że ja nic odpowiedzieć nie mogę,jeno znowu mówię: Katakallo!, a ojciec za mną tak samo: Katakallo! Tedy ludzie naokręcie śmiać się z nas poczną, a jeden z nich za każdym razem, co tylko ja powiem: Kata-kallo! pokazuje palcem na onego Greka, którego ja za starszego na statku uważałem.Wzią-łem to za znak, że do niego mówić mam, i proszę go na pół po polsku, na pół po rusku, asłowa bułgarskie też przymieszając, aby miłosierdzie nad nami miał.Zrozumiał mnie ówGrek i mówi do mnie także z bułgarska po polsku: Jam jest Katakallo, którego wołacie.Wyście pewno z Polski?Powiadam, że z Polski i ze Lwowa.On odpowiada, że bywał we Lwowie i że tam handle zkupcami ma, a ja na to wołam: Z panem Jaroszem Spytkiem!  i zaraz dodają, żem sługa pana Jaroszowy, żem z p.Harbaraszem karawaną tu przybył, ojca szukać i z niewoli wykupić, i że ten tu człowiek, towłaśnie mój ojciec jest.Znał ten Grek, a był to bardzo znaczny kupiec z wyspy Chios, także i pana Harbarasza ipoczął mnie teraz wypytywać o swoich znajomych Greków, co byli z jego ojczyzny, a weLwowie handlem się trudnili, o pana Korniakta, o pana Langisza, o pana Gargę, o pana Ma-zepetę, o pana Teofila Jani, a jam odpowiadał, bom ich wszystkich, w handlu pana Spytkabędąc, albo z nazwiska tylko, albo i z widzenia znał i dobrze wiedział, który z nich czymhandlował.Słuchał mnie tedy pan Katakallo już jakoby z większą ufnością i bardzo ciekawie,a kiedy mu rozpowiedziałem, jak mój ojciec z galery uszedł i jak zdrady Jowana uniknąć Bógsam pozwolił, on tak rzecze: Nie możecie tu zostać na moim okręcie, bo ja tam płynę, kędy wam nie potrzeba, alepodpłyniemy pod Zwiętego Nikołę (tak się jedna mała przystań rybacka na wybrzeżu nazy-wa), tam was na taki mały statek dam, co samymi brzegami właśnie w stronę Dobruczy po-płynie, i niech was Bóg dalej prowadzi.Jakoż tak z nami uczyniono.Pod Zw.Nikołą przewieziono nas czółnem na ów mały statekrybacki, a pan Katakallo temu, co był na nim jako starszy, coś po grecku powiedział, snadznas dobrze jemu zalecając, a przedtem jeszcze, nim okręt jego opuściliśmy, ojcu mojemu dwadukaty dał.Tak nas ten kupiec cnotliwy od pewnej zguby ocalił i jeszcze na dalszą podróż zaratował,za co niechaj mu Bóg w życiu i po śmierci hojnie płaci; jam zaś samego siebie za moją cie-kawość w duszy chwalił i każdemu to przekazuję i radzę, aby się zawsze uczyć i wywiady-wać starał, i o wszystko ciekawie ludzi pytał, bo owo nie ma takiej dalekiej a drobnej rzeczy,której by wiedzieć nie przydało się kiedyś człowiekowi; jakoż i ja, kiedybym był nie pytałmendyczka, co znaczy on napis grecki na miechach i belach towarowych, nie byłbym mógłwołać skutecznie na okręt pana Katakalli i byłby okręt ten popłynął mimo nas, na śmierć lubpewną zemstę turecką nas zostawując.Płynęliśmy tym rybackim statkiem bardzo powoli i tygodnie nam na nim mijały, bo brze-gu się prawie ciągle trzymał, a rzadko kiedy i tylko przy spokojnym morzu dalej się puszczał,91 i bywało, pół dnia płynie, a pół dnia na brzegu przy jakimś siole stoi, nocą zaś to prawie zaw-sze darmujemy, że mi się aż ckliwo robiło i myślałem, że temu nigdy nie będzie końca i le-piej by nam było pieszo brzegiem iść.Ale ojcu memu to się cale nie przykrzyło, bo się z niego na galerach tureckich doskonałycieśla okrętowy i prawdziwy morzak zrobił, że chleba darmo nie jadł, w sterowaniu pomagał,na maszt łaził, co było popsowanego w onym bardzo już starym i kruchym statku, ponapra-wiał i połatał, owo zgoła taki z niego pożytek był, że się nim wszyscy dość naradować niemogli.A miał ten statek do Bałczyku nas zawiezć, a dalej już płynąć nie miał.Przed Bałczykiemzatrzymał się pod Warną i tu w przystani cztery dni strawiliśmy, ale ojciec do miasta wypra-wić się bał i cały ten czas na statku przesiedział; ja tylko sam dla ciekawości wielkiej, żem otej nieszczęsnej Warnie tyle się nasłuchał, raz jeden do miasta łodzią się wybrałem, aby jeprzecież oglądać.Kiedy ruszyliśmy nareście z Warny, wypłynęliśmy na dalekie morze, bo było spokojne, adroga nam była dużo krótsza na przełaj do Bałczyka, aniżeli kiedyby się brzegów trzymać.Tak daleko na morze wypłynął okręt, że brzegi nam cale zniknęły z oczu i nic nie było widaćdokoła, jeno niezmierną wodę i niebo nad nią niezmierne, a to przez całą tę naszą podróżbardzo rzadko nam się trafiało [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • hanula1950.keep.pl