[ Pobierz całość w formacie PDF ] .Więcej okoliczności sprzyjało Lardisowi.Na przykład, wampiry śmiertelnie bały sięsrebra.Działało ono na ich organizm podobnie jak ołów na ludzki.Lardis odkrył u za-chodnich podnóży niewielkie złoża tego rzadkiego metalu.Groty strzał łuczników ka-zał pokryć jego cienką warstwą.Poza tym, cała broń, którą mieli do dyspozycji posma-rowana była sokiem z czosnku.Jego woń mogła na wiele godzin sparaliżować wampira.Powodowała nie kończące się torsje i rozstrój nerwowy, trwający nawet kilka dni.Wszystko to nie stanowiło tajemnicy zastrzeżonej dla kręgu Lardisa.Tak naprawdęwszyscy Wędrowcy o tym wiedzieli, ale nikt poza nim nie ośmielił się wykorzystać tejwiedzy przeciwko wampirom.Lordowie stanowczo zabronili Wędrowcom używać lu-ster z brązu, srebra i czosnku pod karą straszliwych tortur i śmierci.Lardis Lidescu nie140przeląkł się jednak tych grózb.Istniała jeszcze jedna rzecz, już poza kontrolą Lardisa, która sprzyjała mu.Gdzieś da-lej, wśród najwyższych szczytów, mieszkał według legendy, tajemniczy Rezydent Ogro-du na Zachodzie.To właśnie ta legenda stała się główną przyczyną ostatniej wyprawyLidescu.Tylko dla pozoru ogłosił, że wyrusza, aby znalezć dla swego szczepu bezpiecz-niejszy teren i rzeczywiście trafił na kilka doskonałych kryjówek.Główny jego cel sta-nowiło jednak odszukanie Rezydenta i jego siedziby.Rozumował w sposób prosty: to,co jest złe dla wampirów, powinno być dobre dla niego.Poza tym, jak głosiły wieści, Re-zydent dawał schronienie każdemu, kto ośmielił się go odszukać.Dla Lardisa nie było to jednak najważniejsze.Sam potrafił zadbać o bezpieczeństwoswych podopiecznych.Pragnął jednak, żeby Rezydent udzielił mu rad dotyczących spo-sobów walki z wampirami.Powędrował więc w góry, aby go odszukać i znalazł.Powrócił teraz w samą porę, żeby uratować Zekinthę i jej nieznajomego towarzyszaz piekielnego lądu.Arlek napomknął wcześniej coś o nadzwyczajnych umiejętnościachmężczyzny.Lardis pomyślał, że przybysz może stać się cennym sprzymierzeńcem.Wódz wystąpił kilka kroków na ich spotkanie.Pochwycił Zekinthę w ramionai cmoknął ją w prawe ucho. Zetrzyj góry! pozdrowił ją zgodnie z panującym tu obyczajem. Cieszę się, żejesteś cała i zdrowa, Zekintho! Tylko. odpowiedziała, łapiąc oddech po silnym uścisku. Tylko dzięki nie-mu. Skinęła głową w kierunku Jazza.Agenta ogarnęło śmiertelne znużenie.Ciężko zrzucił swój bagaż z obolałych plecówi rozejrzał się po spokojnej okolicy.Tu i tam kręcili się śniadoskórzy mężczyzni i kilkawilków.Pod zachodnią ścianą przełęczy wciąż płonęło wielkie ognisko.Z żółtych pło-mieni unosił się w niebo czarny, gęsty dym.Szczątki Arleka, jak przypuszczał.Pod skalną ścianą stało może sześciu Wędrowców, trzymających w swych mocnychramionach duże lustra.Bezustannie penetrowali odbitymi promieniami schodzącegocoraz niżej słońca północne partie przejścia.Lardis uważnie przyjrzał się agentowi przejmującym wzrokiem, w końcu jednakjego twarz rozjaśnił uśmiech.Wyciągnął w stronę przybysza rękę, a kiedy Jazz próbowałuścisnąć mu dłoń, trafił na nadstawiony nadgarstek.Lardis chwycił nadgarstek Jazza.Tobyło przywitanie Wędrowców. Jak ciebie zwą, mieszkańcu piekielnego lądu? zapytał wódz. Michael Simmons odrzekł agent Dla przyjaciół Jazz dodał.Lardis skinął głową. W takim razie będę do ciebie mówił Jazz.Przynajmniej na razie.Potrzebuję cza-su, żeby dobrze cię poznać.Wiem, że niektórzy z was działają na naszą szkodę.Wampi-ry wysługują się nimi.141 Mogłeś się przekonać na własne oczy, że nie mam zamiaru przyłączyć się do nich.W każdym razie, nawet jeśli to prawda, co mówisz, nie sądzę, żeby byli po ich stroniez wyboru.Z pewnością zostali siłą zmuszeni do posłuszeństwa.Lardis poprowadził Jazza na bok, gdzie grupa mężczyzn siedziała na płaskich kamie-niach.Wokół nich stała uzbrojona straż.Wśród siedzących Jazz rozpoznał zwolennikówArleka
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plhanula1950.keep.pl
|