[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Po bitwie nadKąjerańskim Trzęsawiskiem trudno było ich czymkolwiek zadziwić albo zastraszyć.Teraz mieli siębić nie z jakąś nieznaną nocną siłą, lecz z najzwyklejszymi ludzmi z krwi i kości.I w promieniachjasnego słońca.To zasadnicza różnica.Mężni młodzieńcy nie tracili czasu po próżnicy.Porozpinali opuszczone na biodro kołczany, jęliszyć z łuków i miotać kamieniami w stronę napastników.Ma się rozumieć, nie wszystkie strzałydosięgły celu, ale kilka rumaków padło na ziemię, kilku rozbójników pospadało z siodeł, jak gdybyzwalonych dębowymi pałkami.Wilczarz na razie nie sięgnął po łuk - przyjdzie na to czas.Strażnicy, pouczeni przez swych starostów, strzelali na komendę, wszyscy jednocześnie.Może niebyło z tego wiele pożytku, lecz na pewno siali większy postrach w szeregach przeciwników.Odrazu można było poznać, że napastnicy mają do czynienia nie z przerażonymi wozakami, radymiwraz rozbiec się jak zające po krzakach, ale z wojami, którzy nie są podszyci tchórzem i potrafiąmężnie stawić czoło.Czy to %7ładoba? - zastanawiał się Wilczarz, trzymając się w pobliżu knezinki i rozglądając się nawszystkie strony.Znowu on? I wtedy, na bagnach to też był on? Właściwie dlaczego nie?Pod nogami wyczuł wodę.Bystry strumień wypływający ze skały rozlewał się na siedemmniejszych, płyciutkich strumyczków.Paru wojów złapało za marongowe ścianki wozu i pchało,pomagając strzygącemu uszami koniowi. Tymczasem niosący śmierć ostrzał zebrał swoje żniwo.Rozbójnicy po chwili namysłupowstrzymali wierzchowce i odjechali na bok, nie chcieli bić się wręcz.Strażnicy z Haliradu,osłaniając się tarczami, ciężko biegli naprzód.W stronę pasiastej skały, jak najdalej od pułapki.Było jasne, że napastnicy nie zamierzają zewrzeć się z nimi w bezpośrednim boju, tylko nastraszyćich i skierować w bok, pod skalną ścianę, w ślepy wąwóz.Gdzie, być może, czeka zasadzka.Jakichś dziesięciu strzelców wyborowych z podwójnym zapasem strzał.A to by wystarczyło.Konni z Dungormem na czele starali się dać pieszym jak najwięcej czasu.Właśnie dostrzegli,że rozbójnicy odpoczęli, uspokoili konie i przegrupowują się do nowego ataku.Welimorzaniepuścili się pędem, by przeciąć im drogę.Chrobrzy wojowie poczytaliby za powód do dumy, gdyby mogli zewrzeć się z wrogiem w walce iustępując im liczebnie, co do jednego polec w nierównym boju, broniąc narzeczonej swego pana.Ale dotychczas nie było potrzeby, by składać życie w ofierze.Mądry Dungorm zdołał zrobić znapastnikami to, czego napastnicy nie zdołali zrobić z jego ludzmi: zastraszył ich, zmusił dowycofania się.Jeszcze o dziesięć kroków przybliżyli się do Zpiącego Węża.I jeszcze o dziesięć.Co ich czeka za skałą? Straże przednie nie zdążyły rozeznać się w okolicy.Ani chybi %7ładoba, powiedział sobie w duchu Wilczarz.Takim, co portki mają pełne na widoknoża, chętnie gardła podrzyna.A jak trafi na kogoś, kto zęby wyszczerzy, to sam w portkipopuści.Biegli w stronę pasiastej skały.Biegli, zarzuciwszy tarcze na plecy, z ponurym uporemuchodząc niechybnej śmierci.Słychać było tylko ochrypłe oddechy i tupot kilkudziesięciu nóg.Spoceni młodzieńcy w hełmach i ciężkich kolczugach z rzadka cedzili przez zęby szpetneprzekleństwa.Służebnice, podkasawszy spódnice, wytrzeszczały nic niewidzące ze strachu oczu.Jeśli ich oddział zostanie przyparty do ściany, mężczyzni będą mogli przynajmniej walczyć, a coone wtedy zrobią? One i ranni, którzy podskakiwali na wozie na licznych występach.Knezinka nie miała tyle siły, by nieść tarczę.Dobrze chociaż, że niosła na sobie ważącą ćwierćpuda kolczugę.Jej tarczą byli ochroniarze.Wilczarz mógł, rzecz jasna, umieścić knezinkę nawózku.Albo posadzić ją na Znieżynce.Ale jeśli słusznie podejrzewał, że rozbójnicy chcą zabićknezinkę, to ich głównym celem będzie wóz.A już na pewno dziewczyna na białym koniu.Bezpieczniejsza była w zbitym tłumie, za zwartym murem pleców.Któż zdoła ją tam wypatrzyć?Oto Zpiący Wąż zwisa już nad ich głowami.Biegli do tej skały jak kiedyś do świątyni.Z tą tylkoróżnicą, że w świątyni czekali na nich przyjaciele.A tutaj? Co zobaczą za skałą? Oddział kunsaWinitara, który idzie im z odsieczą? A może pułapkę, w której wszyscy znajdą śmierć od zatrutychstrzał?Ale biegli, bo nie pozostawało im już nic innego.Przednie straże pomknęły przodem, już są za skalną wieżą.Wyskoczyli, machają rękami.Toznaczy, że nie dostrzegli nic podejrzanego [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • hanula1950.keep.pl