[ Pobierz całość w formacie PDF ] .Diana westchnęła — pragnęła innej odpowiedzi.— Czy nie masz zamiaru wyjść za mąż?— Może… kiedyś… gdy spotkam swój ideał — uśmiechnęła się Ania z oczami utkwionymi w dal.— Ale po czym poznasz, że to on jest właśnie? — upierała się Diana.— Poznam go z łatwością, serce mi to powie.Ty przecież znasz mój ideał.— Ale ideały ludzkie zmieniają się czasami.— Nie moje; nie mogłabym kochać człowieka, który by nie dorastał do moich wymagań.— A jeśli go nie spotkasz?— Wtedy umrę w staropanieństwie — brzmiała wesoła odpowiedź.— Sądzę, że to nie najcięższa śmierć.— O, śmierć byłaby bardzo lekka, ale żyć jako stara panna nie pragnęłabym wcale.Chociaż zgodziłabym się zostać starą panną typu panny Lawendy.Tylko że dla mnie to niemożliwe: mając lat czterdzieści pięć, będę strasznie otyła, a jeśli szczupła stara panna może być poetyczna, to tęga — w żadnym razie… Ale czy wiesz, Nelson Atkins oświadczył się Ruby Gillis.Opowiedziała mi tę całą historię.Nie miała zamiaru go przyjąć, bo jako jego przyszła żona musiałaby zamieszkać z teściami, ale oświadczył się tak pięknie i takim wyszukanym stylem, że ją to oszołomiło.Nie chcąc się zdecydować bez namysłu, zażądała tygodnia zwłoki.W parę dni potem, będąc na posiedzeniu Koła Pracy u jego matki, spostrzegła w bawialni na stole „Przewodnik dobrego tonu”.Ruby nie mogła mi opisać uczuć, jakich doznała, gdy w rozdziale, zatytułowanym „Wskazówki dla oświadczających się”, odnalazła calusieńką jego mowę, słowo w słowo.Po powrocie do domu napisała do niego list z druzgocącą odprawą i, jak twierdzi, od tego czasu rodzice na zmianę musieli go pilnować z obawy, by się nie utopił.Ale Ruby powiada, że niepotrzebnie się lękali, bo w tymże rozdziale „Przewodnika”, we wskazówkach zachowania się odrzuconego konkurenta, nie ma wcale mowy o samobójstwie.Zwierzyła mi się też, że Wacek Blair po prostu usycha z miłości do niej, ale cóż ona może na to poradzić.Ania poruszyła się niecierpliwie.— Przykro mi jest to wyznać, ale nie lubię teraz Ruby.Była mi bardzo bliska, gdyśmy chodziły do szkoły i do seminarium, chociaż nie tak jak ty i Janka, oczywiście.Jednakże ostatniego roku w Carmody stała się zupełnie inna, taka… taka…— Już wiem — podchwyciła Diana.— Obecnie zaczynają wychodzić na jaw przywary Gillisów.Pani Linde powiada, że jeśli kiedy którakolwiek z sióstr Gillis myślała o czymś innym niż o flircie, to z zachowania ich w żadnym razie nie można było tego wywnioskować.Ruby mówi tylko o chłopcach, jakie komplementy jej prawią, jak za nią szaleją w Carmody… A najdziwniejsze, że tak jest naprawdę! — dodała z pewnym żalem.— Wczoraj wieczorem, gdy spotkałam ją w sklepie Blairów, od razu szepnęła mi: „Nowe zwycięstwo”.Umyślnie nie zapytałam, kto jest ten nieszczęśliwy, bo wiedziałam, że aż drży z ochoty wyjawienia mi nazwiska.Tak, ona zawsze o tym marzyła.Pamiętam, jeszcze w szkole mawiała, że gdy dorośnie, musi mieć tuzinami konkurentów i naużywać się życia, zanim wyjdzie za mąż.Jakaż ona inna od Janki.Janka — to taka rozumna, dystyngowana, miła dziewczyna.— Janka to istna perła — potwierdziła Ania — ale — dodała ściskając pulchną rączkę przyjaciółki — najlepsza ze wszystkich jest moja Diana.Czy pamiętasz nasze pierwsze spotkanie w twoim ogrodzie, obietnicę wiecznej przyjaźni? Dotrzymałyśmy „przysięgi”.Nie było między nami nigdy sprzeczki ani nawet nieporozumienia.Do końca życia nie zapomnę dreszczu, jaki mnie przeszył, gdy wyznałaś mi, że mnie kochasz.Moje dziecięce serduszko tak bardzo łaknęło przywiązania.Teraz dopiero zdaję sobie sprawę, jak strasznie byłam samotna i opuszczona.Nikt o mnie nie dbał, nikt nie chciał się mną zajmować.Jakże czułabym się nieszczęśliwa, gdyby nie mój świat marzeń, pełen urojonych przyjaciół i uczuć, których tak łaknęłam.Ale z chwilą przybycia na Zielone Wzgórze wszystko się zmieniło.Potem spotkałam ciebie.Nie możesz sobie wyobrazić, czym była dla mnie twoja przyjaźń.Wiecznie będę ci wdzięczna za gorące przywiązanie, którym mnie obdarzyłaś.— Zawsze będę cię kochała — załkała Diana w odpowiedzi.— Nigdy w życiu nie pokocham nikogo… żadnej przyjaciółki… tak jak kocham ciebie.A jeśli kiedykolwiek będę miała córeczkę, nazwę ją: Ania.XXVII.Popołudnie w Chatce EchDokąd idziesz taka wystrojona, Aniu? — dopytywał się Tadzio przy obiedzie.— Wyglądasz byczo w tej sukni.— Ania miała na sobie nową sukienkę z bladozielonego muślinu — pierwszy kolorowy strój od śmierci Mateusza.Było jej w tym prześlicznie.Zielona barwa podnosiła jeszcze różaną delikatność jej cery i ognisty przepych włosów
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plhanula1950.keep.pl
|