[ Pobierz całość w formacie PDF ] .- Jeśli dojdzie do rozlewu krwi, walka nie skończy się, dopóki wszyscy nie zginiemy.Wolę inne rozwiązanie.- A jak chcesz doprowadzić do tego innego rozwiązania?- Skontaktowałem się z wysoko postawionymi przyjaciółmi.Pomoc jest już w drodze.- Wysoko postawieni przyjaciele? - Uśmiechnął się Adam.-Od kiedy to Siuksowie mają takich przyjaciół?- Dłużej, niż przypuszczasz.Po prostu dotąd o nich nie wiedziałeś.Weszli do baraku.Na ich widok z krzeseł podnieśli się Mały Duch i Sandra Białe Skrzydło.Oboje wydawali się bardzo spokojni.Mały Duch zbliżał się już do trzydziestki.Przewodniczący dobrze go znał, zawsze martwił się o jego przyszłość, bo Mały Duch miał żonę i dwójkę dzieci, ale pozostawał bez pracy.Wyglądało na to, że wkrótce i tak nie będzie to miało żadnego znaczenia.Sandra przyszła kiedyś prosić przewodniczącego o pomoc, gdy jej ojciec wjechał samochodem w dystrybutor na stacji benzynowej.Walker spojrzał w jej ciemne, lśniące oczy.Dopiero teraz zauważył, że to prześliczna dziewczyna.Przez tyle lat nie zwracał na nią uwagi.Był zbyt zajęty torowaniem sobie drogi w tym okrutnym świecie.Szkoda.Pracowała w restauracji na terenie rezerwatu.Słyszał, że jest zaręczona z jakimś białym chłopakiem, stolarzem czy elektrykiem z Diabelskiego Jeziora.Nie miała jeszcze dwudziestu jeden lat.Zastanawiał się, czy nie odprawić jej z urwiska, wiedział jednak, że byłoby to nieuczciwe względem niej samej i względem jej braci.Dokonała wyboru i postanowiła zostać, a on nie mógł pozbawić jej tego przywileju.Pod ścianami leżała broń.Karabiny M-16.Przynajmniej mieli się czym bronić.- Mamy też ręczną wyrzutnię rakietową - powiedział Adam.- Nie poddamy się bez walki.- Kto jeszcze został? - spytał przewodniczący.- Will Pipe, George Wolna Woda i Andrea są w Rotundzie.Max i doktor Cannon jeszcze nie wyjechali, ale jestem pewien, że wkrótce to zrobią.Są z gośćmi.- Mamy jeszcze jakichś gości? - Walker był zaskoczony.- Troje z ostatniej wycieczki.Walker usiadł na krześle.- Musimy porozmawiać o obronie.Otworzyły się drzwi baraku i do środka wszedł Max.- Nie sądziłem, że do tego dojdzie - powiedział przepraszającym tonem.- Próbowałem skontaktować się z senatorem Wykowskim, ale zdaje się, że mamy kłopoty z telefonami.Walker uśmiechnął się.- Nie chcą, żebyśmy z kimkolwiek rozmawiali - powiedział.-Ale to i tak nie maznaczenia.Interwencja senatora nic tu nie da.Przewodniczącemu żal było Maksa.Wyglądał na człowieka, który nie jest pewien swego celu.Nie zdobędzie się na odwagę ten, który wojuje sam ze sobą.Spojrzał przez okno na zachód słońca.Ze smutkiem pomyślał, że być może nie zobaczy już następnego.April rozmawiała z naukowcami opuszczającymi Rotundę.Zastanawiała się, czy to ostatni ludzie, którzy odwiedzili Eden.Było ich troje: Cecil Morin, otyły mężczyzna w średnim wieku, bakteriolog z Uniwersytetu Colorado, Agatha Greene, astrofizyk z Harvardu, oczarowana cudami Mgławicy, i Dmitri Rushenko, biolog z firmy farmaceutycznej SmithKline Beecham.- Chciałabym tu zamieszkać - westchnęła Greene.- Czy to prawda, że rząd chce zająć to miejsce? - spytał Morin.April przytaknęła.- Na to wygląda.Morin pokręcił głową ze smutkiem.- Boże, miej nas w swej opiece.Rushenko otworzył drzwiczki swego samochodu.- Racja jest po waszej stronie - powiedział.Jego akcent wskazywał, że pochodzi z Nowego Jorku, z Long Island, jak pomyślała April.- Wiemy.- Nie chcę nawet myśleć o tym, że port dostanie się w ręce rządu - kontynuował.- Wielka szkoda.Żałuję, że nie mogę wam jakoś pomóc.- Wsiadł do samochodu i uruchomił silnik.- Wiesz co, powiem ci, co ja myślę - odezwała się Greene.-Gdyby decyzja należała do mnie, musieliby odebrać mi to siłą.April podtrzymała drzwiczki samochodu, kiedy Greene wsiadała do środka.- Zamierzamy tu zostać - powiedziała, choć ona wcale nie planowała zostać na Johnson's Ridge.Ale brzmiało to o wiele lepiej, niż gdyby mówiła w trzeciej osobie.-Ty też możesz to zrobić, Agatho.- Chciała, by zabrzmiało to jak żart, ale poczuła się zakłopotana, gdy dostrzegła rumieniec na twarzy kobiety.- Chciałabym, April - odparła.- Naprawdę bym chciała.mam męża i małą córeczkę.- Zaczerwieniła się jeszcze mocniej.Pozostali milczeli.April chciała porozmawiać z przewodniczącym w cztery oczy i czekała na taką sposobność.Walker był na zewnątrz, wraz z Adamem i pozostałymi.Zmagając się z porywistym wiatrem obchodził hałdy ziemi dokoła wykopu.April domyśliła się, że właśnie hałdy będą tworzyć pierwszą linię obrony.- Max, dlaczego oni to robią? Co chcą osiągnąć?Miał już serdecznie dość Rotundy i wszystkiego, co się z nią wiązało.- Nie wiem.Może to sprawa kultury.Wiedziała, że Max nie może się doczekać chwili, kiedy odjadą z tego miejsca.Ostrzegał ją, że jazda po krętej drodze w ciemnościach, obok zdenerwowanych policjantów, może być ryzykowna.Już zrobiło się ciemno.- Nie mogę pogodzić się z myślą, że zostaną tu sami - powiedziała, rozpoczynając kolejny cykl rozmowy, którą toczyli już wielokrotnie przez ostatnią godzinę.- Ja też.- Tak bardzo chciałabym im pomóc.- Dlaczego tak się uparli? Przecież nic na tym nie zyskają.O ósmej wyłączyli lampy oświetlające wykopy, ale pofałdowany teren i tak był doskonale widoczny w blasku bijącym od Rotundy.- Szkoda, że nie mogą jej czymś przykryć - powiedział Max.Kiedy przewodniczący odłączył się od grupy i ruszył w stronę baraku ochrony, April uznała, że nadarza się właściwa okazja.- Chodźmy z nim porozmawiać - zaproponowała.Max stracił już nadzieję, że przemówi komukolwiek do rozsądku.Jego zdaniem Adam Niebo i jego ludzie, którzy kiedyś wydawali mu się rozważni, zmienili się nagle w bandę fanatyków ogarniętych jakąś szaloną dumą, wspomnieniem dawnych wojen i doznanych przed laty krzywd.Nie wyobrażał sobie, jak można powiedzieć siłom federalnym, działającym z nakazu sądu, by wynosiły się precz.Po chwili dołączyli do przewodniczącego.Walker wydawał się całkiem spokojny, wręcz pogodny.- Przewodniczący - zaczęła April drżącym głosem.- Nie róbcie tego.Pan ich może powstrzymać.Walker uśmiechnął się do niej ciepło.- Jeszcze jesteście?Mocniejszy podmuch wiatru uderzył w barak.- Nie chcemy was tutaj zostawić.- Miło mi to słyszeć - odrzekł.- Ale nie możecie zostać.Słysząc tę krótką wymianę zdań, Max stracił na chwilę oddech
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plhanula1950.keep.pl
|