[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Oton stanął na tle swojego milczącego oddziału i zaczął mówić czystym, chłodnym głosem.Trochę wprawiony w drodze, zapamiętawszy kilkaset najpotrzebniejszych słów ze wschodnich języków, Folko z trudem, ale rozumiał jego mowę.- Jesteśmy wysłannikami Wodza - mówił Oton.- Przyszliśmy do was z pokojem.Co prócz pokoju może być między tymi, którzy czynią to samo? Chcemy przejść przez wasze ziemie.Nie wyrządzając zła.Przygotujcie się do marszu.Na was zamierza się Nocna Włodarka.Wódz uratuje was.Zniszczymy elfy.Będziecie z nami i wasza Moc, tak potrzebna ludziom w walce z czarami Nieśmiertelnych.Po co napadliście na nas i przelali naszą krew.Niesprawiedliwe.Prawo gościnności.Obyczaj stepów i gór.Mogę zażądać wykupu.Wybieram wolne przejście.Nikt nie odpowiedział Otonowi.Spoza nieruchomych szeregów przeciwników w szarych płaszczach do hobbita dotarła wolna, smętna melodia, tęskne powtórzenie kilku nut.Tępy ból ścisnął mu skronie, w gardle zaschło.Orkowie zaczęli wolno cofać się, zasłaniając oczy jak przed ostrym światłem, Oton też osłonił oczy.Hobbit poczuł, że z jego wzrokiem też coś się dzieje, ponieważ na miejscu gromady nieprzyjaciół widział tylko nieostre pasmo szarej mgły, jakby oświetlone od środka mętnym, słabym światłem.A potem nagle wszystko ucichło i oprzytomniawszy, członkowie oddziału wpatrywali się zaskoczeni w otaczający ich mrok - szeregi wojów w szarych płaszczach ulotniły się jak dym, zniknąwszy bez śladu; Angmarczycy podnieśli z kamieni wiele swych bełtów, które znalazły jakiś cel, ponieważ wysmarowane były krwią.Jednakże Oton nie marnował czasu na próby rozwiązania zagadki.Rzucając rozkazy, szybko zaprowadził porządek i wkrótce ponownie przemierzali zalany mrokiem wąwóz.Ktoś stale śledził ich ruchy, hobbit czuł czyjąś obecność, jednakże z sekretnych zakątków świadomości wypływała i stawała się coraz mocniejsza myśl, że ci w szarych płaszczach nie są wrogami Otona.Zaszło nieporozumienie, wkrótce wszystko się wyjaśni i jeszcze jeden oddział dołączy do ich armii.Dopiero o świcie dowódca pozwolił odpocząć.Zmęczony drogą i nerwowym oczekiwaniem na nieprzyjacielską strzałę z ciemności, Folko zwalił się na derkę i zasnął jak zabity.Przez cały następny dzień - Oton dał oddziałowi czas tylko na krótki wypoczynek - przemierzali wąskie, kręte wąwozy, splatające się w dziwaczny labirynt.Brązowe, szare, czarne skały ponuro wznosiły swoje zwieńczone rogatymi koronami szczyty nad wijącym się łańcuszkiem wojowników Otona.Kilka razy na szczytach widać było wysokie wieże, podobne do tej, która strzegła granicy włości Heggów.Dzień był ponury, ciemny, niskie chmury nasunęły się ze wschodu, grożąc w każdej chwili ulewą.Jeszcze wyżej stały otaczające ich kamienne ściany.Ale oto wąwóz nieoczekiwanie rozszerzył się, wyprowadził oddział na płaską trawiastą nieckę o średnicy co najmniej mili.Oton ostrzegawczo uniósł rękę.Dziwne miejsce - kilka górskich ścieżek, na podobieństwo wpadających do jeziora strumyków, wpływało do zielonej równiny.Była pusta, wyjąwszy niczym olbrzymie kły nieznanych potworów trzy strażnicze wieże sterczące nad skałami.Nad trawami zastygła cisza - zamarł nawet nieustannie wiejący wiatr.Folko czuł się źle, ale nie odczuwał strachu, raczej wstręt; widział zadziwiające rzeczy, ale już nie było w nim takiej żądzy poznania jak dawniej.Przeważało zmęczenie i myśl, żeby jak najprędzej wypuścić tę jedną jedyną strzałę, dla której zdecydowali się na całą wyprawę.A potem niech się dzieje, co chce.Oton długo stał, zastanawiając się, w końcu machnął ręką.Jednakże nie poprowadził oddziału na przełaj, przez środek równiny - wojownicy, niemal ocierając się o skały z lewej, wolno omijali podejrzane miejsce.Rogi zagrzmiały, gdy drużyna przebyła połowę obwodu niecki.Nad górami przetoczyły się głośne bojowe dźwięki, zmuszając doświadczonych wojów do błyskawicznego przerzucenia tarcz zza pleców na ramiona.Odwróciwszy się tyłem do pionowej skały, oddział najeżył się włóczniami, Angmarczycy pospiesznie przygotowali kusze.A rogi wciąż śpiewały i śpiewały; niewidzialni trębacze nie żałowali sił i oto, przy akompaniamencie dźwięków dumnego marszu, na szczytach grzbietów, jak widma, z wilgotnej mgły wynurzyły się szeregi uzbrojonych wojowników; Folko dojrzał długie, wyższe od człowieka łuki.- Zaraz się zacznie - syknął Ufork, ork-miecznik, który znalazł się obok hobbita; wbił już swoją wydłużoną u dołu tarczę w ziemię, obnażył krzywy czerniony jatagan.Kilka strzał wryło się w ziemię nieopodal przedniej linii tarcz - już bezsilnych i niegroźnych.Z góry oddział był osłonięty skalnym nawisem; przez pewien czas mogli czuć się od tej strony bezpieczni.- Spokojnie! - krzyknął Oton, dając ostrogi wierzchowcowi i wyjeżdżając z szeregu.Podobnie jak w wąwozie, i tu miał na sobie długą czarną kolczugę, a swój długi miecz trzymał w poprzek siodła.Coś świsnęło, o jego naramiennik zawadziła, łamiąc się, wypuszczona skądś z góry długa strzała.Oton nie poświęcił jej nawet jednego spojrzenia.Twardą dłonią skierował chrypiącego wierzchowca prosto na środek niecki, lekceważąc niebezpieczeństwo.Oddaliwszy się od swego oddziału, uniósł ciemny róg i zatrąbił.Hobbit nie wiedział, co oznacza ten długi wibrujący dźwięk, mógł tylko podejrzewać, że Oton wywołuje przywódcę napastników na rozmowę.I widząc, jak spokojnie siedzi w siodle ten rosły wojownik, nawet nie pochylając głowy, i nie usuwa się z toru lotu spadających to z prawej, to z lewej strzał, Folko musiał oddać hołd jego odwadze.Z wściekłym wizgiem i rżeniem koń Otona, ugodzony w zad, stanął na tylnych nogach; skręcił się i zwalił na bok trafiony dobrą dziesiątką strzał.Dowódca, zręcznie uwolniwszy stopę ze strzemienia i zeskoczywszy w bok, odpowiedział tylko dźwiękami swego rogu [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • hanula1950.keep.pl