[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Ten cały Darko miał rację. Ja się, proszę pana, też zdenerwowałem  podjął zasadniczy temat  ale pamięćmi pozostała nienaruszona.Co pan mówił o jakimś alibi? Ogólnie do pańskiego klien-ta jeszcze wrócimy, ale teraz alibi skąd.? Usiadłbym gdzieś  zakomunikował przesłuchiwany w kapuście Aukasz. Piersiówki pan przypadkiem nie ma.? Szkoda. Przepraszam, słusznie, usiądzmy w moim.Na tylnym siedzeniu radiowozu pogawędka potoczyła się dalej, nabrawszy nawet ru-mieńców, ponieważ technik policyjny potwierdził opinię poszkodowanego kierowcy.Aadunek wybuchowy był to z pewnością, rodzaj dość prymitywnej bomby zegarowejo stosunkowo niewielkiej mocy.Gdyby wybuchło na miejskiej ulicy, wyleciałyby za-pewne szyby w najbliższym sklepie i nic więcej. No i widzi pan  wytknął Aukasz. Dobra, alibi, już mówię.Otóż.i nawet mnieto nie zdziwiło, bo mówiłem panu, że ludzie mają pomysły bez ograniczeń.wziął mniez postoju, jak zwykle, kazał podjechać pod bank na rondzie Nowego Zwiatu, wysiadałjak paralityk, tłumy ludzi widziały, jeszcze i ta.strażniczka miejska się gapiła.a mniekazał objechać wkoło i zaczekać na niego przy Mysiej.Wszedł do banku, to widziałem,tam też się pewno pokazywał, komu popadło, na tej Mysiej czekałem z kwadrans, poja-wił się znienacka, wsiadł szybciutko i jazda dalej.No i co ludzie widzieli? Zwolnił tak-sówkę, taksówka odjechała, i co on o niej wie? Nic.A ja się nawet nie zastanowiłem, poco mu te sztuki, chociaż przed bankiem było wolne miejsce i mogłem zaparkować.Bieżan, słuchając, rozważał sprawę.Owszem, alibi było niezłe, zwolnienie taksówkipotwierdziłaby strażniczka, w banku wystarczała byle jaka transakcja, komputer zareje-strował klienta, a przy Mysiej z pewnością facet zadbał, żeby nikt nie niego nie zwróciłuwagi.Co taksówkarz dalej zrobił i dokąd pojechał, jego rzecz, i chwilowy pasażer, któ-ry wysiadł przed bankiem, nie ma o tym pojęcia. I kto to był? Zna go pan w ogóle?124  No pewnie.Podaje nazwisko Różycki, ale to prędzej ksywa niż nazwisko, praw-dziwym się nie szasta.Z tym Mikulskim dowcip sobie zrobił, naprawdę nazywa sięPustynko.Zygmunt Pustynko.I jeśli pan chce wiedzieć, jego właśnie woziłem po tychCiszach Leśnych, nie po raz pierwszy zresztą. Ciekawe, dlaczego panu kazał się wozić.Nie ma własnego samochodu? Ma, jasne.Zdaje się, że nawet dwa.Ale na samochodzie są numery rejestracyj-ne, a nie chciało mu się pewnie przykręcać fałszywych.Taksówka to pojazd anonimo-wy i nawet gdybym woził faceta sto razy, mógłbym go nie znać i nic o nim nie wiedzieć.Ale raz się zdarzyło, że grzebał w portfelu w czasie jazdy, wysiadł i portfel na fotelu zo-stawił.Zauważyłem, prawie identyczny jak mój, zaniepokoiłem się, że mój, i zajrzałem,dowód na wierzchu, dowody też do siebie podobne, zanim pomyślałem, już sprawdzi-łem.Nie mój, jego, zdjęcie było.W sekundę potem biegiem wrócił i zabrał. Domyślił się, że pan wie.? Chyba nie, bo rzuciłem z powrotem na fotel i obejrzałem się, czy go gdzieś nie wi-dać, nie podwędzę mu przecież, tylko oddam.I akurat już leciał. Pecha miał, znaczy. A jak? Podwójnego.Gdybym w te krzaki nie poszedł.Zważywszy, iż ruszyli w drogę powrotną od razu na początku rozmowy, bo kwestia-mi technicznymi Bieżan się nie zajmował, do Warszawy mieli blisko.Komórka Aukaszazabrzęczała, Bieżan zorientował się, że dzwoni do niego Iza Brant, ale zainteresowanienią zostawił sobie na pózniej.Minęli Janki. Pojedziemy do komendy, co pan na to? Pokaleczony pan nie jest, coś na wzmoc-nienie się znajdzie, omówimy całą resztę, a przy okazji załatwi się protokół zniszczeniasamochodu.Ulgowo i bez kolejek. Może być  zgodził się Aukasz. Wyskakuję z interesu, dam sobie radę i bez tejsitwy.a tak znów dużo na sumieniu nie mam.Przesadnej wiedzy w razie czego się wy-prę, do debilizmu mam prawo, od razu to panu mówię, bo co innego zwierzenia pry-watne, a co innego oficjalne zeznania.Co panu z tego przyjdzie, to już pańska sprawa.Bieżan również wyraził zgodę na eleganckie ubicie interesu i tym sposobem wszyst-kie odkrycia jęły się koncentrować w komendzie.Do komendy bowiem przyjechał także wielce przejęty sierżant Zabój, który, z pilno-wanego czujnie mieszkania Michaliny Kołek, przez telefon z szalonym naciskiem zażą-dał zmiennika.Wieści miał, jak twierdził, epokowe, nie do przekazywania na odległość,koniecznie musiał je przekazać osobiście.Ponieważ mieszkanie owo było już wizytowa-ne przez podejrzaną postać, życzeniu jego uczyniono zadość.* * *Sierżant Zabój mianowicie siedział sobie spokojnie i cichutko w lokalu nieboszcz-ki, kiedy znienacka ktoś zadzwonił do drzwi.Zwyczajnie, dzwonkiem elektrycznym,Bardzo terkotliwym.125 Zważywszy, iż ten ktoś zachowywał się dość hałaśliwie, pociągał nosem, kasłał, szu-rał nogami i chyba nawet coś tam wołał do kogoś innego, na jego ukradkowe i podstęp-ne działania raczej nie było szans.Sierżant zatem otworzył. No co ty, Michasia, tak długo. zaczął od progu gość, nie widząc jeszcze osobyza drzwiami. Dzwonię i dzwonię.Wyrzuty urwały się gwałtownie.Sierżant ujrzał przed sobą blondynę z gatunkuwspaniałych.Z tego, co słyszał o Michalinie Kołek, wnioskował, że obie damy posturybyły podobnej, dla każdej metr kartofli na plecy zarzucić nie stanowiło problemu.Naszczęście, dla niego samego też nie.Szaroniebieskie oczka spojrzały podejrzliwie. A pan tu co.? Proszę, proszę  zachęcił sierżant gorliwie i nawet z ukłonem.Blondyna lękliwości nie przejawiała, śmiało wtargnęła do wnętrza..Tu Michalina Kołkowa mieszka, moja przyjaciółka.To pan tu co niby robi?Gdzie Michasia? Pan jaki krewny albo co.?Nagle dostrzegła mundur sierżanta i dotarł do niej jego zawód. Ejże! A co tu ma policja do Michaliny? Okradli ją może, włamanie jakie? Gdzieżto Michalina się podziewa? Wczoraj ledwo przyjechałam, nic nie wiem, stało się co?Przez moment sierżant się wahał, powiedzieć jej prawdę czy nie? Milkliwa nie była,to już się dało zauważyć, więcej powie o Michalinie żywej czy o umarłej? Nieufność bu-chała z niej niczym żar z pieca, nie, lepiej trzymać się faktów, wstrząs może babę zmięk-czyć, a podejrzenia, nie daj Boże, zamurują jej gębę.Zamknął drzwi za gościem, na wszelki wypadek na zasuwę. Pani, słyszę, przyjaciółka pani Kołek? A przyjaciółka.Najlepsza.Co, nie wolno? Gdzie ona jest, pytam, bo skąd ja mamwiedzieć, czy pan nie jaki przebieraniec? Służę pani legitymacją.A pani zechce wzajemnie, dowodzik.Jedną ręką wydzierając sierżantowi służbowy dokument, drugą wspaniała baba wy-grzebała z torby dowód osobisty [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • hanula1950.keep.pl