[ Pobierz całość w formacie PDF ] .Podobnie jak tym razem.- Zawsze marzyłam o kapeluszu - powiedziała.Stała przed lustrem, wydymając usta, przechylając kapelusz na różne strony.Kiedy podniosła ręce, Stanley zobaczył jak ogromne miała piersi - olbrzymie sterczące i nieprawdopodobnie jędrne.Eve miała małe i obwiśnięte z ciemnymi sutkami.Piersi Eve nigdy mu się nie podobały.Wspomniał jej nawet o tym w liście dotyczącym pomocy finansowej dla Leona.„PS.Eve, nawet cycki masz nieciekawe”.Teraz żałował, że to napisał, ale uważał, że w trakcie rozwodu pewna dawka szaleństwa jest dopuszczalna z obu stron.Eve uważała zapewne, że miał nieciekawy tyłek, chociaż nigdy mu tego nie powiedziała.Angie obróciła się i rzuciła mu pytające spojrzenie.- Wyglądasz, jakbyś nad czymś się zastanawiał - powiedziała.- Zastanawiam się, czy moja eks-żona sądziła, że mam nieciekawy tyłek.Angie odwróciła się z powrotem do lustra.- Jeśli o mnie chodzi, to uważam, że chyba masz świra.- Tak, możliwe.Patrzał, jak za każdym razem gdy unosiła ręce, jej krótka sukienka odsłania zaokrąglenia pośladków.Nigdy nie czuł niczego podobnego.Oczywiście, dziewczyny zawsze go podniecały.Dziewczyny na plaży, dziewczyny, które prosiły o autograf.Kiedy miał dwadzieścia siedem lat, tak szaleńczo zadurzył się w wiolonczelistce z Limoges Baroque Ensemble (miała kasztanowe włosy obcięte na pazia, którymi potrząsała, kiedy grała, klasyczny nos i wargi jak różowe satynowe poduszeczki), że poszedł za nią i zaczął grać na skrzypcach pod jej drzwiami.Po dziesięciu minutach wyszedł jej ubrany w podkoszulek mąż z papierosem w zębach i kazał mu się od.Ale Angie podniecała go w zupełnie inny sposób.Czuł się lubieżny, a nawet gwałtowny.Mógł sobie wyobrazić, jak przyciska ją mocno twarzą do sofy, zadziera jej sukienkę.Jak rozchyla jej uda, wpychając między nie swoją pięść.Wilgotne kędziory, śliskie kłykcie, okrzyk bólu.- Wiesz, która godzina? - zapytała.Spojrzał przytomniejszym wzrokiem.Zegar nad kominkiem stał.Zerknął na swój zegarek.Też nie chodził.Podniósł do ucha i potrząsnął.- Przypuszczani, że jest po ósmej.- Może pójdziemy na drinka? - zapytała Angie.- Nie wiem.Myślę, że wypiłem już i tak za dużo.- A jesteś już po herbatce?Stanley tyle już się nauczył o angielskich zwyczajach, żeby wiedzieć, że „herbatka” oznacza ciepły wieczorny posiłek, kiełbaski z frytkami, paluszki rybne z frytkami albo stek z frytkami.- Nie jadłem nic od lunchu - odrzekł.Nadal potrząsał zegarkiem, ale ten z uporem milczał.Podobnie jak zegar nad kominkiem.Zatrzymały się o tej samej godzinie: 7.01.Stanley spojrzał na Angie.- To może pójdziemy coś zjeść? - zasugerował.- Lubisz tajską kuchnię?- Nigdy nie jadłam.Ale wtrząchnę wszystko.Paul nazywa mnie pożeraczem.Wyszli z mieszkania Stanleya i poszli do restauracji „Busabong” na Fullham Road oddalonej o pięć minut drogi.Noc była jasna, ale przenikliwie zimna.Gdy przechodzili przez Limerston Street, Angie odruchowo chwyciła Stanleya za rękę, jakby była jego córką albo nawet dziewczyną.Wyczuwał, że ma poobgryzane paznokcie i z jakiegoś powodu uczyniło to ją jeszcze bardziej pociągającą.Wiązało się to jakoś z dziewczęcą niewinnością.Kobieta-dziecko.W restauracji, jak to zwykle bywa w restauracjach o etnicznym wystroju, było pełno elementów w rodzaju imitacji palmowych dachów, mosiężnych kociołków i mat.Usiedli na poduszkach na podłodze.Zjedli kwaśną zupę z krewetek o nazwie tom yam kung, wołowinę w sosie chili nua pad prik, kurczaka w sosie z orzeszków ziemnych i orzecha kokosowego kai penang.Dwóch tajskich kelnerów przebrało się w satynowe spodenki i dało pokaz kick boxingu, niebezpiecznie blisko miejsca, gdzie siedzieli.Angie podobał się pokaz (klaskała i pokrzykiwała głośno), ale co do jedzenia nie była zdecydowana.- Wszystko jest takie jakieś parzące - powiedziała.- To znaczy niegorące, ale pieprzne, czy coś w tym rodzaju.I nie lubię tego warzywa - miała na myśli świeżą kolendrę.- Smakuje jak podszewka torebki starej panny.Było już dobrze po dziesiątej, kiedy wychodzili.Stali na chodniku przed restauracją w zimnym wietrze.- Co powiesz na szklaneczkę przed spaniem? - zapytał Stanley.- Nie, dzięki - odparła Angie łagodnie.Wspięła się na palce i pocałowała go w policzek.- Muszę jutro wcześnie wstać.W każdym razie dzięki za chęci.- W porządku - odparł Stanley.Może kiedyś ty przygotujesz jakąś herbatkę? Na przykład jajka z frytkami?Gwizdnął na taksówkę, jednak zrobił to za głośno i taksówkarz tylko wystawił palec i pojechał dalej.- Wiesz co, Stanley - odezwała się Angie, kiedy otwierał przed nią drzwiczki drugiej taksówki.- Wpadnij w przyszłym tygodniu, przygotuję bombowe mięso i tłuczone ziemniaki.Bombowe mięso i tłuczone ziemniaki.Brzmiało ekscytująco, jak wybuch fajerwerku.Sama Angie była jak fajerwerk.Stał na chodniku, machając ręką, aż taksówka zabrała ją w kierunku Chiswick.„Wymawiaj Chizzik”, pomyślał Stanley.Po raz pierwszy odkąd przyjechał do Londynu, zaczął czuć się jak miejscowy albo przynajmniej honorowy obywatel miasta.Może zaczynał się zadomawiać.A może to Londyn zaczynał wywierać na niego swój zgubny wpływ, jak siwa staruszka, która zbiera sieroty po całym świecie, a później nie pozwala im odejść.Siedział w łóżku do dwadzieścia po drugiej, czytając Naszego wspólnego przyjaciela.Nagle zdało mu się, że słyszy jak zewnętrzne drzwi się otwierają, a potem zamykają.Odłożył książkę, zdjął okulary i nasłuchiwał.Nic.Tylko zwykły, niekończący się szum ulicznego ruchu.Był zbyt zmęczony, by zasnąć.Zbyt zmęczony i zbyt rozstrojony.Próbował gasić nocną lampkę i zamykał oczy kilkakrotnie, lecz za każdym razem odczuwał tak gwałtowne mrowienie, że mógłby zadrapać się do krwi.Bez przerwy myślał o Madeleine Springer w szeleszczącym czarnym płaszczu i Kapturze sterczącym na chodniku przed palmiarnią jak ohydny, drapieżny ptak.Wciąż miał przed oczami ten dom z surowej cegły, w nędznym, zaniedbanym ogrodzie.Ciągle słyszał zgrzyt toczących się metalowych kół.W pewnym momencie wyszedł z łóżka i poszedł do kuchni po to tylko, żeby zobaczyć leżący na podłodze, rozbity odtwarzacz.Czyżby naprawdę nim rzucił? Czy naprawdę pozrywał zasłony? Może Angie ma rację
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plhanula1950.keep.pl
|