[ Pobierz całość w formacie PDF ] .- Szmal do odebrania tam gdzie zwykle.A tego - pokazał kciukiem przez ramię - od razu na stół.Poprosić do asysty Medicusa.Najwyższy czas wciągnąć go w tę sprawę.Z zielonym opatrunkiem na czole Boskersq zmierzał w jakimś kierunku, choć niezbyt dokładnie wiedział, w jakim i po co.Skupiwszy się przypomniał sobie, że jego kabina znajduje się kilkadziesiąt poziomów wyżej.Tak właśnie pomyślał: kilkadziesiąt.Wydało mu się, że gdyby się postarał, mógłby nawet powiedzieć, ile - lecz w tej chwili nie to było ważne.Skręcił do wind i wsiadł do pierwszej, która zmierzała w dół; miał wrażenie, że powinien pojechać właśnie w dół.Czekała tam na niego jakaś nie cierpiąca zwłoki sprawa i liczył, że nim winda osiągnie odpowiedni poziom, zdąży sobie przypomnieć.W windzie nie było nikogo, żadnej twarzy, o której dałoby się powiedzieć, że przeszkadza Boskersqowi pozbierać myśli, a jednak po dwudziestu poziomach nadal nie wiedział, dokąd jedzie.- Niech pan płaci - powiedziała winda - jeśli ma pan ochotę nadal mną podróżować.Przykro mi, ale ostatnio zbyt wielu ludzi usiłowało mnie oszukać.Dziwi pana, że jestem ostrożna?- Nie, to zrozumiałe - odparł Boskersq, a raczej to wargi Boskersqa udzieliły takiej odpowiedzi.Machinalnie wsunął rękę do kieszeni, wyjął podłużną blaszkę oraz kilka monet.Jedną z nich zamierzał opłacić przejazd, lecz powstrzymał go w porę głos windy.- Najmocniej pana przepraszam - winda najwyraźniej dostrzegła odznakę.- Nie poznałam pana.Usilnie proszę o wybaczenie.Może pan oczywiście podróżować mną jak długo pan sobie życzy.Jestem taka szczęśliwa.Dokąd zamierza pan dotrzeć?- Ja.nie wiem - wybełkotał Boskersq ze zdziwieniem, bo pytanie windy przypomniało mu, że dokądś się wybierał.- Gdziekolwiek - machnął ręką.- Wszystko jedno.- Lubi pan plażę? Lubi piwo? A może pragnie pan miłości? - glos windy był słodziutki.- Piwo? - zastanawiał się Boskersq, jakby słyszał to słowo po raz pierwszy w życiu.- Miłość? Czy pragnę? Co to jest miłość?- To jest.- zawahała się winda.- Ludzie to wiedzą.Pan też powinien to wiedzieć.Nigdy nie kochała pana kobieta?- Nie - stwierdził w zamyśleniu Boskersq.- A pan?- Co ja?- Nigdy nie kochał pan kobiety?- Nie, chyba nie - powiedział Boskersq i nagle przypomniał sobie, że sprawa, którą powinien załatwić, jest związana z kobietą.Z młodą kobietą.Z dziewczyną.- Wszystko mi jedno, windo - zdecydował - jedź, gdzie się tobie podoba.- Wydało mu się, że to będzie najrozsądniejszy wybór.- O, strasznie pan miły - zaczęła mizdrzyć się winda, gdy jej fotokomórki zadrgały nagle - z poziomu 90 wsiedli dwaj inni mężczyźni i jeden z nich powiedział twardo:- Poziom sześćdziesiąt dziewięć.Obrzucił wnętrze windy przelotnym spojrzeniem i wetknął w otwór na monety analogicznego kształtu blaszkę jak ta, która spoczywa w kieszeni Boskersqa.- Jedziemy na baby, windo - powiedział tak samo twardo.- Prawdę mówiąc co nieco nam się śpieszy, dlatego niekoniecznie musisz oszczędzać generatory napędowe.- Rozumiem - powiedziała winda chłodno.- W drogę.- Parę godzin wcześniej, nim Filmowiec uciekł, - odezwał się drugi mężczyzna kontynuując widocznie rozpoczętą wcześniej opowieść - poznałem tę dziewczynę.- Jak to: uciekł? - obruszył się pierwszy mężczyzna.- Nie miał prawa uciec.Czy nikt go nie pilnował?- Cała zgraja automatycznych zabezpieczeń plus czterech ludzi.Nie chciałbym być w ich skórze.Mówię ci, nie ma w tym krzty przesady - była naprawdę śliczna.- Zaraz, zaraz - pierwszy mężczyzna gestykulował z niezadowoleniem.- Więc jak udało mu się zwiać?- Głowi się nad tym teraz komisja z Banowskim na czele.Na szczęście nie uciekł daleko.Nasi ludzie dostali go w jakieś dwie godziny po tym jak.- Znikł? - podsunął mężczyzna, który mówił windzie o pośpiechu.Jego towarzysz przez chwilę zbierał myśli.- Można to i tak nazwać.Znikła.to jest znikł.Ale teraz mają go z powrotem i najpóźniej jutro albo pojutrze dostatnie w czapkę.Resztę sam wiesz.- No a co z tą dziewczyną - rzekł z rezygnacją mężczyzna o twardym głosie.- Chciała go zobaczyć, więc wziąłem ją ze sobą.- Cerber ją wpuścił?- Za jej zdjęcie.I teraz uważaj: nie miałem wtedy żadnego zdjęcia, więc powiedziałem, że na pewno dadzą mu na basenie, żeby tam jechał.Wiesz, byliśmy razem w kontaktronie.Cerber natychmiast się tam wybrał i wrócił bardzo wściekły - nie dostał nic.Nie uwierzyłem mu, rzecz jasna, i pojechałem sam, ale Cerber nie oszukiwał.Zdjęć istotnie nie było.Wtedy po raz pierwszy pomyślałem, że to może być sprawa.Przez cały czas Boskersq miał wrażenie, że zna głos opowiadającego.- Błąd aparatury czy coś takiego.Ale sam wiesz, jak rzadko trafiają się awarie kontaktronów.W takich delikatnych sprawach człowiek musi mieć całkowitą pewność, że byle podmuch sztucznego wiatru nie zdejmie mu parasola znad tyłka.- Może to ona wyłączyła aparat? W końcu nie wszystkie lubią się przy tym fotografować.- W takim razie powinno to zostać zarejestrowane.Rozumiesz, powinien zostać ślad, że wydała taki rozkaz.- A nie został?- Nie.- Rzeczywiście, dziwne - powiedział pierwszy mężczyzna.- Cerber zaczął straszyć, że mnie sypnie.Wolałem sam powiedzieć.Stąd się to wszystko wzięło.Pół biedy, jeśli mówiła prawdę - na całym Czerwonym Poziomie urzęduje tylko jedna Makedonia.- Makedonia - powtórzył mechanicznie Boskersq.Obaj mężczyźni zwrócili twarze w jego stronę.- Znasz ją? - spytał pierwszy z nich straszliwie twardym głosem.- No, gadaj!- Tak.to znaczy nie - plątał się Boskersq.- Ja myślałem.- i zamilkł.- Co myślałeś? Mów!- Zaczekaj - powiedział drugi z mężczyzn.- To nasz człowiek.Nie poznałem go od razu.ten opatrunek.Poza tym ostatnio widzieliśmy się przed hibernacją.Trochę się zmieniliśmy, prawda, Boskersq?- Tak - rzekł Boskersq.- Trochę się zmieniliśmy.- Matko materio, ty mnie chyba nie bardzo poznajesz, co, stary?- Decydent.Vickers - powiedział ze zdumieniem Boskersq.Kompletnie nie miał pojęcia, skąd mu wpadło do głowy to nazwisko.Był pewien, że zaraz łeb pęknie mu z wysiłku.- Co ci się stało? Jesteś ranny?- Wracam.z akcji.- Skąd znasz Makedonię?- Nie znam nikogo, kto się tak nazywa - wzruszył ramionami Boskersq.- Powtórzyłem imię, żeby zapamiętać.Spodobało mi się.Jest piękne.Stan niemocy umysłowej powoli zdawał się mijać.Ustąpiły migające przed oczami czerwone kręgi, czarne plamy, elementy szalonej mozaiki.Również język stał się bardziej posłuszny woli i po raz pierwszy Boskersq zdecydował się spojrzeć Przeręblowi w twarz.- Byłeś z nią w kontaktronie? I jak?Przerębel aż cmoknął z zachwytu wykonując jednocześnie bardzo obrazowy gest.Zaśmiali się.Nie śmiał się tylko mężczyzna o twardym głosie.Nie ufał Boskersqowi.- Pokaż szton - powiedział wreszcie.- Bo coś mi się nie podobasz, bratku.- Głos miał rzeczywiście nieprzyjemny.Boskersq sięgnął do kieszeni i zaświecił tamtemu sztonem w oczy.- Zachowywałeś się podejrzanie - bąknął usprawiedliwiająco towarzysz Przerębla, na co Boskersq zareagował wzruszeniem ramion.- Właśnie jedziemy na Czerwony Poziom - pochwalił się Przerębel.- Szukać tej.Macedonii? - domyślił się Boskersq.- Zgadłeś.Pojedziesz z nami?- Nie, muszę tu wysiadać - zdecydował nagle, i do windy: - Windo, bądź łaskawa się zatrzymać.Bardzo dziękuję ci za podróż
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plhanula1950.keep.pl
|