[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Ocal go, Filippa.- Nie, Yennefer.- Bo nie leży to w interesie loży - w oczach czarodziejki zapłonął fioletowy ogień.- Słyszałaś, Triss? Ototwoja loża.Oto jej prawdziwe oblicze, oto jej prawdziwe interesy.I co ty na to? Byłaś dla dziewczynymentorką, prawie, sama tak mówiłaś, starszą siostrą.A Geralt.- Nie bierz Triss pod romantyczny włos, Yennefer - Filippa zrewanżowała się ogniem w oczach.-Dziewczynę znajdziemy i uratujemy bez twojej pomocy.A jeśli tobie się powiedzie, to piękne i stokrotnedzięki, wyręczysz nas, zaoszczędzisz fatygi.Ty wyrwiesz dziewczynę z rąk Vilgefortza, my wyrwiemy ją ztwoich.A Geralt? Kto to jest Geralt?- Słyszałaś, Triss?- Wybacz mi - powiedziała głucho Triss Merigold.- Wybacz, Yennefer.- O, nie, Triss.Nigdy.*****Triss patrzyła w podłogę.Oczy Cracha an Craite były jak oczy jastrzębia.- Nazajutrz po tej ostatniej tajemniczej komunikacji - powiedział wolno jarl Wysp Skellige - tej, o której ty,Triss Merigold, niczego nie wiesz, Yennefer odpłynęła ze Skellige, biorąc kurs na Głębię Sedny.Pytana,czemu płynie właśnie tam, spojrzała mi w oczy i odrzekła, że zamierza sprawdzić, czym katastrofy naturalneróżnią się od nienaturalnych.Odpłynęła dwoma drakkarami, "Tamarą" i "Alkyone", z załogami złożonymiwyłącznie z ochotników.To było dwudziestego ósmego sierpnia, dwa tygodnie temu.Więcej jej już niewidziałem.- Kiedy dowiedziałeś się.- Pięć dni pózniej - przerwał dość obcesowo.- Trzy dni po wrześniowym nowiu.*****149 Siedzący przed jarlem kapitan Asa Thjazi był niespokojny.Oblizywał wargi, wiercił się na ławie,wyłamywał palce tak, że aż strzelały knykcie.Czerwone sionce, wyrwawszy się nareszcie z zalegających niebo chmur, powoli opuszczało się nadSpikeroog,- Gadaj, Asa - rozkazał Grach an Craite.Asa Thjazi odchrząknął mocno.- Szliśmy ostro - podjął - wiatr sprzyjał, robiliśmy dobre dwanaście węzłów.Tedy już dwudziestegodziewiątego ujrzeliśmy nocą światło latarni z Peixe de Mar.Odbiliśmy nieco na zachód, by nie napatoczyćsię na jakiego Nilfgaardczyka.A na dzień przed wrześniowym nowiem, o świcie, przypłynęliśmy w rejonGłębi Sedny.Wtenczas czarodziejka wezwała mnie i Guthlafa.*****- Potrzebuję ochotników - powiedziała Yennefer.- Tylko ochotników.Nie więcej, niż to konieczne, by przezkrótki czas sterować drakkarem.Nie wiem, ilu do tego potrzeba ludzi, nie znam się na tym.Ale proszę, bynie zostawić na "Alkyone" nawet jednego człowieka ponad konieczną liczbę.I powtarzam - sami ochotnicy.To, co zamierzam zrobić.jest bardzo ryzykowne.Bardziej niż morska bitwa.- Pojmuję - kiwnął głową stary seneszal.- I zgłaszam się pierwszy.Ja, Guthlaf, syn Svena, proszę o tenzaszczyt, pani.Yennefer długo patrzyła mu w oczy.- Dobrze - powiedziała.- A zaszczycona jestem ja.- Też się zgłosiłem - powiedział Asa Thjazi.- Ale Guthlaf się nie zgodził.Ktoś, rzekł, musi komendętrzymać na "Tamarze".W rezultacie zgłosiło się piętnastu.W tym Hjahnar, jarlu.Crach an Craite uniósł brwi.*****- Ilu potrzeba, Guthlaf? - powtórzyła czarodziejka.- ilu jest niezbędnych? Proszę, byś to precyzyjniewyliczył.Seneszal milczał czas jakiś, kalkulował.- W ośmiu damy radę - rzekł wreszcie.- Jeśli nie za długo.Ale przecie ci tutaj to sami ochotnicy, nie matedy musu.- Wyznacz ośmiu spośród tych piętnastu - przerwała ostro.- Wyznacz sam.I każ wybranym przejść na"Alkyone".Reszta zostaje na "Tamarze".Aha, jednego, który zostaje, wyznaczę ja.Hjalmar!- Nie, pani! Nie możesz mi tego uczynić! Zgłosiłem się i będę u twego boku! Chcę być.- Milcz! Zostajesz na "Tamarze"! To rozkaz! Jeszcze słowo, a każę cię przywiązać do masztu!*****- Opowiadaj, Asa.- Magiczka, Guthlaf a owa ósemka ochotników weszli na "Alkyone" i pożeglowali na Głębię.Myśmy, na"Tamarze", wedle rozkazu na uboczu się trzymali, ale tak, by zanadto nie odstać.Z pogodą zaś, która do tejpory nad podziw nam sprzyjała, jakieś diabelstwo zaczęło się nagle dziać.Tak, iście dobrze gadam, żediabelstwo, bo nieczysta to była siła, jarlu.Niech mnie pod stępką przeciągną, jeśli łżę.- Opowiadaj.- Tam, gdzie myśmy byli, "Tamara" znaczy, spokojnie było.Choć wicher trochę świszczał i nieboskłonpociemniał od chmur tak, że z dnia noc się niemal uczyniła, Ale tam, gdzie była "Alkyone", tam piekło sięrozpętało znienacka.Piekło prawdziwe.%7łagiel "Alkyone" załopotał nagle tak gwałtownie, że słyszeli to łopotanie mimo dzielącej drakkaryodległości.Niebo poczerniało, chmury skłębiły się.Morze, które wokół "Tamary" wydawało się zupełniespokojne, wzburzyło się i zagotowało grzywaczami przy burtach "Alkyone".Ktoś krzyknął nagle, ktośzawtórował, a po chwili krzyczeli wszyscy.Pod godzącym w nią stożkiem czarnych chmur "Alkyone" tańczyła na fali jak korek, kręcąc się, wirując ipodskakując, zapadając w fale już to dziobem, już to rufą.Momentami drakkar zupełnie niemal znikał im zoczu.Momentami widać było tylko pasiasty żagiel.- To czary! - wywrzeszczał ktoś za plecami Asy [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • hanula1950.keep.pl