[ Pobierz całość w formacie PDF ] .W najszerszym z nich - tym za przykucniętym wizerunkiem spoglądającym w stronę wyjścia - pochwycił okiem migocące płomienie pochodni.Przyśpiew dolatywał właśnie stamtąd.Ruszył, na nic nie zważając i po chwili dotarł do jaskini większej niż ta, którą dopiero co opuścił.Tutaj nie było świecącego sklepienia, ale światło pochodni oświetlało jeszcze większy ołtarz oraz jeszcze bardziej sprośnego i odrażającego bożka, który przycupnął na nim jak ropucha.Przed tą to odrażającą boskością klęczał Gorulga ze swą świtą, bijąc pokłony i śpiewając monotonne pieśni.Conan zrozumiał, dlaczego kapłani posuwali się tak wolno.Najwidoczniej wejście do tajemnej krypty zawierającej klejnoty było połączone z całym skomplikowanym rytuałem.Barbarzyńca wiercił się nerwowo, czekając niecierpliwie na zakończenie modłów i pokłonów.Wreszcie kapłani podnieśli się z klęczek i weszli w tunel rozpoczynający się za bożkiem.Ich pochodnie migotały w głębi mrocznej krypty.Podążył za nimi.Niebezpieczeństwo odkrycia prawie nie istniało.On przemykał się z cienia w cień jak nocny stwór, a czarni kapłani byli zupełnie pochłonięci swoją zabawną ceremonią.Najwyraźniej nawet nie zauważyli nieobecności Gwarungi.Wchodząc do jaskini ogromnych rozmiarów, której łagodnie wznoszące się ściany zapełniały rzędy galeriopodobnych występów, na nowo rozpoczęli i modły przed ołtarzem większym i bożkiem jeszcze paskudniejszym, niż dotychczas napotkane.Cymmerianin przyczaił się w ciemnej gardzieli tunelu, spoglądając na ściany odbijające niesamowity blask pochodni.Zobaczył wycięte w kamieniu schody wznoszące się od jednego rzędu galerii do drugiego; pułap ginął w ciemnościach.Conan drgnął nagle, a przyśpiew urwał się gwałtownie.Klęczący kapłani zadarli głowy.Wysoko pod stropem rozległ się nieludzki głos.Kapłani zastygli na kolanach, unosząc ku górze twarze o upiornie niebieskim odcieniu, gdy pod wyniosłym sklepieniem oślepiająco rozbłysło upiorne światło rzucające pulsujący blask.Błysk oświetlił galerie i powtórzony echem krzyk arcykapłana przeszył wszystkich dreszczem.W górze ukazała się im smukła, biała postać, stojąca w bieli jedwabiu, lśniąca złotem i drogimi kamieniami.Potem blask przygasł do drgającej, pulsującej jasności, w której wszystko było niewyraźne, a smukła postać zdawała się zaledwie jaśniejszą plamą koloru kości słoniowej.- Yelaya! - wrzasnął Gorulga, z twarzą barwy popiołu.-Czemu nas śledzisz? Czego żądasz?Pod sufitem zabrzmiał posępny, nieludzki głos, odbijając się wielokrotnym echem od łukowatego sklepienia, wzmocniony i zmieniony nie do poznania.- Biada niedowiarkom! Biada fałszywym dzieciom Keshii! Zguba bluźniercom!Kapłani wydali okrzyk przerażenia, a oświetlony blaskiem pochodni Gorulga wyglądał jak zszokowany sęp.- Nie rozumiem! - wyjąkał.- Jesteśmy wierni.W komnacie wyroczni nakazałaś nam.- Nie wierzcie w to, co usłyszeliście w komnacie wyroczni! - zagrzmiał straszliwy głos, zwielokrotniony tak, jak gdyby niezliczone mnóstwo głosów grzmiało i szeptało to samo ostrzeżenie.- Strzeżcie się fałszywych bogów i fałszywych proroków! Demon przybrał moją postać, głosząc w pałacu fałszywe proroctwo.Słuchajcie i bądźcie posłuszni, bo tylko ja jestem prawdziwą boginią i daję wam szansę ocalenia od zagłady!Zabierzcie Zęby Gwahlura z krypty, w której je umieszczono tak dawno temu.Alkmeenon nie jest już świętym miejscem, bo został zbezczeszczony przez świętokradców.Złóżcie Zęby Gwahlura w ręce Thutmekriego, Stygijczyka, aby umieścił je w świątyni Dagona i Derkety.Tylko to może ocalić Keshan przed zgubą, uknutą przez demony nocy! Weźcie Zęby Gwahlura i idźcie, wracajcie niezwłocznie do Keshii.Tam dajcie klejnoty Thutmekriemu, schwytajcie cudzoziemskiego diabła - Conana i obedrzyjcie go żywcem ze skóry na wielkim placu!Posłuchano bez zastanowienia.Trzęsąc się ze strachu, kapłani rzucili się biegiem do wejścia, znajdującego się za zwierzęcym bożkiem.Gorulga biegł na czele uciekających.Kłębili się chwilę w przejściu, a w powietrzu rozlegały się wrzaski oparzonych w zamieszaniu pochodniami.Po chwili szybki tupot nóg ucichł w tunelu.Conan nie poszedł za nimi.Przepełniało go gwałtowne pragnienie, by dowiedzieć się prawdy o tej fantastycznej aferze.Czyżby to była naprawdę Yelaya, jak mówił mu zimny pot na czole, czy też to małe ladaco Muriela okazała się mimo wszystko zdrajczynią? Jeżeli to ona.Nim ostatnia pochodnia zniknęła w czarnym tunelu, pędził, żądny zemsty, w górę schodów.Niebieski blask dogasał, ale nadal pozwalał dojrzeć nieruchomą postać stojącą na galerii.Serce niemal stanęło mu w gardle, ale zbliżył się bez wahania.Podszedł ze wzniesionym mieczem i stanął jak uosobienie śmiertelnej groźby nad tajemniczą postacią.-Yelaya! - sarknął.- Martwa jak i przed tysiącem lat!Z ciemnego otworu korytarza za nim wypadł ciemny kształt.Jednakże czuły słuch Cymmerianina pochwycił nagły szmer bosych stóp.Uskoczył zwinnie jak kot, unikając wymierzonego w plecy, morderczego ciosu.Gdy połyskująca w ciemnej ręce stal przeszła ze świstem obok, zadał cios z furią rozdrażnionego pytona.Długa, prosta klinga przebiła napastnika i na półtorej stopy wyszła między łopatkami.- Więc to tak! - Conan wyszarpnął miecz, gdy jego ofiara padała bezwładnie na ziemię.Ciało zadrgało i zesztywniało.W zamierającym świetle Conan zobaczył czarną skórę i hebanowe rysy, odrażające w niebieskawej poświacie.Zabił Gwarungę.Cymmerianin odwrócił się.Więzy na wysokości kolan i piersi utrzymywały boginię w wyprostowanej postawie przy kamiennej kolumnie.Przywiązane do kolumny włosy nie pozwalały opaść głowie.W migotliwym świetle więzy były prawie niewidoczne już z kilku jardów.- Musiał wrócić do komnaty wyroczni, kiedy zszedłem w podziemia - mruczał Conan.- Pewnie podejrzewał, że tam jestem.To on wyciągnął sztylet - Conan pochylił się, wyrwał swoją broń ze sztywniejących palców i umieścił ją na swoim miejscu przy pasie - i zamknął drzwi.Potem zabrał Yelayę, by oszukać tych idiotów, swoich braci.To jego głos słyszeli przed chwilą.Nie można go było rozpoznać przez te echa.I ten błyskający, niebieski płomień - wydawał mi się znajomy.Sztuka stygijskich kapłanów.Thutmekri musiał zdradzić tajemnicę Gwarundze.Gwarunga z łatwością zdołał dostać się do jaskini przed swoimi towarzyszami.Najwidoczniej znał plan jaskiń ze słyszenia lub z map posiadanych przez kapłanów.Wszedł do jaskiń za innymi niosąc boginię, przeszedł okrężną drogą przez tunele i groty, a potem ukrył się wraz ze swym brzemieniem na balkonie w czasie, gdy Gorulga razem z pomocnikami byli zajęci nie kończącym się rytuałem
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plhanula1950.keep.pl
|