[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Nigdy nie przewidywałem, że on może próbować Cię szantażować i w ten sposób wciągnąć w tę sprawę.Kiedy myślę, co zrobiłeś, aby mnie chronić, wprost płonę ze wstydu, bo wiem, jak bardzo ten akt był sprzeczny z Twoją naturą.Jednakże Twoje wyznanie wobec P.na temat mojej roli w fikcyjnym spisku mogło znacznie lepiej przekonać go o mojej nielojalności wobec C.niż mój pierwotny plan.Dzięki Tobie moja misja ma przynajmniej szansę powodzenia.Wybacz mi te toporne zdania, piszę w wielkim pośpiechu.Dla mojego dobra natychmiast zniszcz ten list.W rogu widniało postscriptum napisane tak drobnym maczkiem, że oczy mnie rozbolały od jego czytania.W noc przed przekroczeniem przez C.Rubikonu śnił on, że popełnia kazirodztwo z matką.Myślę, że ten sen był boskim znakiem, mówiącym, iż aby zrealizować swoje przeznaczenie, C.będzie musiał popełniać okropne, bezbożne czyny.Przełożył więc przeznaczenie nad sumienie.Tak samo jest ze mną, tato.Aby pójść za głosem obowiązku, zhańbiłem człowieka, który wyzwolił mnie z niewoli i uczynił swym synem.Nie dopuściłem Cię do tajemnicy, pozwoliłem, byś wierzył w kłamstwo.Jestem niegodnym synem.Dokonałem wyboru jak C., a kiedy raz przekroczy się Rubikon, nie ma już powrotu.Wybacz mi, ojcze.Przeczytałem cały list jeszcze raz wolno i uważnie, aby się upewnić, że wszystko dobrze zrozumiałem.Podszedłem potem do paleniska i cisnąłem pęcherz w ogień.Zapach palonej oliwy i świńskiego ciała przypomniał mi Brundyzjum.Zbrodnia, którą popełniłem, aby chronić swego syna, w rzeczywistości pokrzyżowała jego sekretne plany.Moja spowiedź przed Pompejuszem, której dokonałem dla własnego oczyszczenia, pomogła Metonowi osiągnąć zamierzony cel.Świat uwierzył, że uciekł on do Massilii, zdradziwszy Cezara, a on naprawdę stał się jego głęboko zakonspirowanym szpiegiem w obozie wroga.Czy teraz grożące mu niebezpieczeństwo jest mniejsze, czy jeszcze większe?Wróciłem do ogrodu i przysiadłem u stóp Minerwy.Modliłem się o oświecenie i doznałem go.Nic nie było jednak dzięki temu prostsze; każdy nowy strzęp informacji czynił otaczający mnie świat jeszcze bardziej tajemniczym.Od frontu domu dobiegły mnie głosy powracających Bethesdy i Diany.Zawołałem je i po chwili zjawiły się w ogrodzie.– Córko, sprowadź tu Dawusa.Żono, poślij po Ekona.Czas, aby nasza rodzina odbyła spotkanie.Czas, abym powiedział wam.prawdę.Minął kwiecień; maj przyniósł nam czyste niebo i łagodne ciepło.Drzewa pokryły się liśćmi, chwasty wyjrzały przez szpary w bruku.Wiosna dała Rzymowi poczucie ulgi, jakkolwiek iluzoryczne, od okropnej niepewności czasu wojny.Z Galii nadeszły wieści, że Massilia zamknęła bramy przed Cezarem, który zostawił dowodzenie oblężeniem swoim oficerom, a sam podążył dalej do Hiszpanii.Starzy żołnierze sprzeczali się na Forum o to, jak długo potrwa oblężenie.Massylczycy są znani z uporu, zaciętości i dumy.Niektórzy sądzili, że z łatwością mogą oni odpierać ataki tak długo, aż Pompejusz przyśle im posiłki.Inni twierdzili, że Cezarowi sprzyja Fortuna i wszystko skończy się w kilka lub kilkanaście dni.Czy Massylczycy mogą oczekiwać od Cezara takiej samej łaskawości, jaką okazywał w Italii, czy też raczej zrówna on miasto z ziemią, wyrżnie obrońców, a ludność sprzeda w niewolę?Usiłowałem nie wyobrażać sobie, co może czekać szpiega przyłapanego w takich niespokojnych okolicznościach albo wziętego przez swoich za wroga.Któregoś ranka szedłem przez Forum w towarzystwie Mopsusa i Androklesa.Nieskazitelność wiosennego dnia odsunęła ode mnie wszelkie ponure myśli.Mój nastrój szybował w górę, niesiony zefirem ciepłego, przesyconego słońcem powietrza.Kierując się nagłym impulsem, postanowiłem zająć się zadaniem, które od samego powrotu do Rzymu odkładałem na później.Szliśmy przez Forum, nie zatrzymując się.Nie chciałem, by katastroficzne plotki zepsuły mi humor.Codzienna dawka chaosu i strachu może poczekać jeszcze godzinę.Chłopcy nie pytali, dokąd idziemy.Nie obchodziło ich to.Już samo wyjście do miasta w taki cudowny ranek było dla nich nagrodą.Na ulicach panowało ożywienie.Sprzedawcy zachwalali swoje towary, niewolnicy dźwigali kosze zakupów.Kobiety otwierały szeroko okiennice, by wpuścić do domów ciepły, słodki oddech wiosny.Dotarliśmy do dzielnicy Carinae u stóp Eskwilinu i ruszyliśmy cichą uliczką do żółto-niebieskiego domu, w którym mieszkała Mecja.Na jego drzwiach wciąż wisiał czarny, żałobny wieniec.Mój radosny nastrój prysnął, ale wziąłem głęboki oddech i zapukałem grzecznie nogą.Przez okienko wyjrzało czyjeś oko.Zanim jednak zdążyłem powiedzieć, kim jestem, drzwi się gwałtownie otworzyły.Mopsus i Androkles aż zapiszczeli uszczęśliwieni.Ich reakcja zaskoczyła mnie prawie tak samo, jak widok górującego nade mną cielska Cykatriksa.Serce zabiło mi szybciej.Napiąłem mięśnie; czyżby jeszcze jeden figiel spłatany mi przez bogów? Czy nieświadomie sam oddałem się w ręce Nemezis pod postacią jednego z wyszkolonych zabójców Pompejusza? Jednak ta myśl nie była racjonalna; to raczej odruch nieczystego sumienia, reakcja na symbol żałoby na drzwiach.Ani Cykatriks, ani Mecja nie mogli wiedzieć o mojej zbrodni, chyba że przez jakąś tajną sieć informacyjną wieść o niej dotarła do nich od samego Pompejusza.Odchrząknąłem i rzekłem:– A więc to tutaj wylądowałeś.To miało sens, wszyscy inni krewni Pompejusza opuścili bowiem Rzym.– Tylko do powrotu Wielkiego.– Cykatriks uniósł brwi, co jeszcze bardziej uwydatniło blizny na twarzy.Burknąłem coś pod nosem, ale wstrzymałem się od komentarza.Olbrzym patrzył na mnie ze złością, ale po chwili błysnął uśmiechem, spojrzawszy na obu malców.– Ale zostawiłem tych dwóch szpiegów na moje miejsce! – zakrzyknął i zaczął ich na niby okładać pięściami.Chłopcy nie pozostali mu dłużni, zanosząc się od śmiechu.– Cykatriksie, kto przyszedł? – dobiegł czyjś głos z wnętrza domu.Niewolnik wyprostował się natychmiast.– Gość do pani.Gordianus – odpowiedział i odsunął się na bok.Do westybulu weszła Mecja.Światło z atrium prześwitujące przez cienką stolę obramowało jej szczupłą sylwetkę niebieską aureolą i rozświetliło upięte w kok włosy.Ze swymi zielonymi oczami i mlecznobiałą cerą była piękna nawet bez ozdób i makijażu już wtedy, gdy widziałem ją po raz pierwszy.Dzisiaj jej widok wręcz zaparł mi dech w piersiach.Zdałem sobie sprawę, że sedno tej przemiany tkwi w jej uśmiechu.Nie widziałem jej jeszcze uśmiechniętej.– Gordianus! Cykatriks mówił, że odpłynąłeś z Pompejuszem do Dyrrachium!Rzuciłem gladiatorowi spojrzenie z ukosa.– Nie sprawdzona plotka – odparłem.– Tak wiele ich krąży dzisiaj po mieście.– Wejdź, proszę.A twoi niewolnicy.– Myślę, że chętnie dotrzymają towarzystwa Cykatriksowi.Jeśli to nie przeszkodzi mu w wypełnianiu obowiązków.– Oczywiście, że nie.Mogą mu pomóc pilnować domu.Przeszliśmy do atrium.Tam, gdzie wtedy wystawione były mary ze zwłokami Numeriusza, dziś zobaczyłem tylko słoneczny blask.Przez kolumnadę portyku widać było ogród; między rozkwitłymi krzewami ujrzałem sylwetkę siedzącej kobiety.– Masz gościa, Mecjo? Jeżeli przeszkadzam.– Nie, cieszę się, że przyszedłeś.Posiedzimy sobie razem na słońcu i porozmawiamy chwilę.Dzień jest zbyt piękny, by marnować go na cokolwiek innego.Ale najpierw chcę zamienić z tobą kilka słów na osobności.– Poprowadziła mnie do małej izby przyległej do atrium.Zniżyła głos do szeptu [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • hanula1950.keep.pl