[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Witaj, Sondy - powiedziała cichym, ale wesołym głosem.- Jak się czujesz?Sondeweere nie odpowiedziała.Jej piękna twarz pozostała obojętna, oczy niewidzące.Ennda pocałowała dziewczynę w czoło, podniosła się i wróciła do Bartana.- W porządku, młody człowieku! Możesz ruszać do miasta i rozerwać się nieco.Zostaw wszystko na mojej głowie - powiedz rai tylko, co zrobić z jedzeniem Sondeweere i.hmmm.konsekwencjami.- Konsekwencjami? - Zdumiony Bartan gapił się na Enndę, dopóki jej zirytowane spojrzenie nie powiedziało mu, o co chodzi.- Aha! Nie musisz nic robić.Sama utrzymuje się w czystości, zaspokaja swe podstawowe potrzeby i je wszystko, co się dla niej przygotuje.Po prostu wydaje się, że nikt inny dla niej nie istnieje.Nigdy nie mówi.Przez cały dzień siedzi na łóżku i wlepia oczy w ścianę, jakby mnie wcale nie było.Może na to zasłużyłem.Może to kara za to, że ją tu przywiozłem.- Nie bądź głupi.- Ennda objęła go, a on przywarł do niej, znajdując ukojenie w promieniującej z niej aurze ciepła, kobiecości i miękkości.- Co my tu mamy? - huknął jowialnie Harro Phora-tere, wchodząc do cienistej kuchni z zalanego słońcem podwórza.- Jedna kobieta ci nie wystarczy, młody Bartanie?- Harro! - Ennda odwróciła się do męża.- Co też ty gadasz?- Przepraszam, chłopcze, nie myślałem, że twoja Sondy jest.- Harro zawahał się, okrągła blizna po ugryzieniu odbiła się wyraźnie na tle zaróżowionego policzka.- Przepraszam.- Nie musisz przepraszać - powiedział Bartan.- Doceniam to, że przyjechaliście.To bardzo wspaniałomyślnie z waszej strony.- Nonsens! Dla mnie to też pożądana przerwa.Zamierzam spędzić podzień na lenistwie i, uczciwie ostrzegam, na skonsumowaniu niemałej ilości twego wina.- Harro zerknął niespokojnie na puste gąsiory w kącie.- Mam nadzieję, że masz jeszcze trochę.- Znajdziesz zapasy w piwniczce, Harro.To jedyna pociecha, jaka mi została i dbam, by nigdy jej nie brakowało.- Mam nadzieję, że nie pijesz zbyt wiele - powiedziała Ennda, okazując pewne zaniepokojenie.Bartan uśmiechnął się do niej.- Tylko tyle, by zapewnić sobie nocny sen.Tu jest cicho.Za cicho.Ennda skinęła głową.- Przykro mi, że sam dźwigasz swoje brzemię, Bartanie, ale teraz, gdy tak wielu z naszej rodziny poddało się i ruszyło na północ, ledwo radzimy sobie z własną farmą.Wiesz, że Wilverowie i Obrigailowie zrobili to samo?- Po włożeniu takiej pracy! Ile rodzin zostało?- Pięć prócz nas.Bartan z przygnębieniem potrząsnął głową.- Gdyby tylko ludzie chcieli zaczekać i.- Jeżeli t y zaczekasz jeszcze trochę, zapadnie noc, nim dotrzesz do tawerny - ucięła Ennda, popychając go w stronę drzwi.- Jedź i rozerwij się.No dalej, ruszaj!Bartan obrzucił ostatnim spojrzeniem żonę, zatraconą w swym niedostępnym dla niego świecie, wyszedł na dwór i gwizdnięciem przywołał niebieskorożca.Po chwili siedział w siodle i jechał na zachód do Nowej Minnett.Nie potrafił otrząsnąć się z wrażenia, że planując spędzenie połowy dnia bez swego przytłaczającego brzemienia pracy i odpowiedzialności robi coś zawstydzającego, ale pragnął pogawędki w miłym towarzystwie i instynkt podpowiedział mu, że ta wyprawa będzie lecznicza.Już sama przejażdżka w sielankowej scenerii podziałała orzeźwiająco, a po przyjeździe do miasta Bartan był zaskoczony swoją reakcją na widok nieznajomych ludzi, budynków różnej wielkości i stylów, oraz pełnomorskich statków zakotwiczonych na rzece.Kiedy po raz pierwszy zobaczył Nową Minnett, miasto wydało mu się maleńką i zagubioną placówką na kresach cywilizacji - teraz, po długim przymusowym pobycie na farmie, miał wrażenie, że wjechał do najprawdziwszej metropolii.Podjechał wprost do budynku pozbawionego frontowej ściany, służącego jako tawerna.Z radością ujrzał znowu wielu miejscowych, którzy niegdyś powitali jego i jego łódź powietrzną w czasie pierwszej, jakże dawnej, wizyty.W porównaniu z przygnębiającym i znojnym życiem w Koszu, mieszkańcy miasta trwali jakby zawieszeni w czasie, niemal tak jak zostawił ich tutaj wtedy.W tawernie siedział główny sędzia miasta Majin Karrodall ze swym małym mieczem i pulchny Otler, ciągle zażarcie protestujący przeciwko swej trzeźwości, i tuzin innych, których oczywiste i radosne pogodzenie z losem dowodziło, że życie generalnie warte jest życia.Bartan z zadowoleniem napił się z nimi ciemnego mocnego piwa, łatwo znajdując miejsce na kolejne kufle.Doceniał to, że mężczyźni - łącznie z Otlerem, który raczej nie słynął z taktu - nie nawiązywali do nieprzerwanego eksodusu jego ludzi z Nawiedzonego.Jak gdyby znając powód jego wizyty, rozmawiali wyłącznie na tematy ogólne, głównie omawiając najświeższe nowiny dotyczące dziwnej wojny toczonej na niebie wysoko po drugiej stronie planety.Ich wyobraźnię rozpalała wzmianka o nowym pokoleniu wojowników, którzy jeździli po niebie na grzbietach silników odrzutowych, bez pomocy balonów.Bartana uderzyło, jak często pada imię lorda Maraquine'a.- Czy to prawda, że ten Maraąuine zabił dwóch królów w czasie Migracji? - zapytał.- Oczywiście! - Otler z rozmachem walnął kuflem w stół.- A jak myślisz, dlaczego nazywają go Królobójcą? Ja tam byłem, przyjacielu! Widziałem to na własne oczy!Przez ogólne drwiny przebił się wykrzyknik Karrodalla.- Brednie!- No cóż, może nić widziałem, co się stało - przyznał niechętnie Otler - ale za to widziałem statek króla Prada spadający jak kamień.- Odwrócił się plecami do innych i teraz przemawiał do Bartana.- Byłem wtedy młodym żołnierzem - Czwartego Sorkańskiego Regimentu - i leciałem w jednym z pierwszych statków opuszczających Ro-Atabri.Nigdy nie myślałem, że szczęśliwie zakończę tę podróż, ale to całkiem inna historia.- Którą słyszeliśmy tysiąc razy - dodał jeden ze słuchaczy, szturchając łokciem sąsiada.Otler odpowiedział wulgarnym gestem.- Widzisz, Bartanie, statek Prada splątał się z tym, którym leciał Toller Maraquine.Chakkell, który był wówczas księciem, oraz Daseene i ich troje dzieci znajdowali się na statku Tollera, i on uratował im życie.Rozdzielenie obu statków wymagało siły trzech mężczyzn, ale on zrobił to w pojedynkę, i statek Prada spadł.Widziałem, jak przelatywał obok mnie, i nigdy nie zapomnę Prada stojącego przy relingu.Stał wysoki i wyprostowany, bez śladu strachu, a jego jedyne oko płonęło niczym gwiazda.Jego śmierć oznaczała, że królem zostanie książę Leddravohr, i trzy dni później, po wylądowaniu, Leddravohr i Toller stoczyli pojedynek, który trwał sześć godzin [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • hanula1950.keep.pl