[ Pobierz całość w formacie PDF ] .A wiesz, że on już tutaj był?- Też mi odkrycie! - wykrzyknął z pogardą Izia.- Już dawno to zrozumiałem.Ci bez języków przyszli z północy.- Może to właśnie tutaj obcięli im języki? - zapytał Andrzej półgłosem.Izia popatrzył na niego.- Napijmy się, co? - zaproponował.- Nie ma czym rozcieńczyć.- To może ci Wywłokę przyprowadzić?- Idź do diabła.- Andrzej wstał i krzywiąc się poruszał w bucie obtartą nogą.- Dobra, pójdę, zobaczę, co tam słychać - poklepał się po pustej kaburze.- Masz pistolet?- Gdzieś mam.A co?- Dobra, pójdę bez.Wyjmując po drodze latarkę, Andrzej wyszedł na korytarz.Na jego widok Niemowa wstał.Z prawej strony, zza uchylonych drzwi, z głębi mieszkania dobiegała niegłośna rozmowa.Andrzej przystanął.-.W Kairze, Dagan, w Kairze! - mówił z naciskiem pułkownik.- Teraz widzę, że wszystko pan zapomniał, Dagan.Dwudziesty pierwszy pułk strzelców z Yorkshire, a dowodził nim wtedy staruszek Bili, piąty baronet Stratford.- Za pozwoleniem, panie pułkowniku - mówił z szacunkiem Dagan.- Możemy odwołać się do pamiętników pana pułkownika.- Nie trzeba żadnych pamiętników, Dagan! Proszę się zająć swoim pistoletem.Obiecał mi pan jeszcze poczytać.Andrzej wyszedł na klatkę schodową i jak na słup telegraficzny wpadł na Ellizauera, który palił papierosa, schylony i oparty tyłem o metalową poręcz.- Ostatni przed snem? - zapytał Andrzej.- Tak jest, panie radco.Zaraz się kładę.- Niech się pan kładzie jak najszybciej - powiedział Andrzej, mijając go.- Wie pan: więcej śpisz, mniej grzeszysz.Ellizauer zachichotał z szacunkiem.Drągal jeden, pomyślał Andrzej.A spróbuj się nie wyrobić w ciągu tych trzech dni, to ciebie zaprzęgnę do przyczepy.Najniżsi stopniem kwaterowali na parterze (ale srać to się nauczyli na wyższych piętrach).Nie było słychać rozmów – najwidoczniej wszyscy, albo prawie wszyscy, już spali.Z otwartych dla przewiewu drzwi wychodzących na westybul mieszkań dobiegało chrapanie, senne pocmokiwanie, mamrotanie i ochrypły kaszel.Andrzej zajrzał najpierw do mieszkania po lewej.Tutaj byli wojskowi.W malutkim pokoiku bez okien świeciło się światło.Sierżant Vogel w samych majtkach i zsuniętej na kark czapce siedział przy stoliku i starannie pisał jakiś wykaz.W wojsku panował porządek: drzwi od pokoiku były otwarte na oścież, żeby nikt nie mógł wejść czy wyjść niezauważony.Słysząc kroki, sierżant szybko podniósł głowę i zaczął wpatrywać się w ciemność, osłaniając twarz przed światłem lampki.- To ja, Vogel - powiedział Andrzej półgłosem i wszedł.Sierżant błyskawicznie przysuną mu krzesło.Andrzej usiadł i rozejrzał się.Tak, w wojsku był porządek.Wszystkie trzy bidony z wodą stały tutaj.Skrzynki z konserwami i sucharami na jutrzejsze śniadanie - również.I skrzynka z papierosami.Pięknie wyczyszczony pistolet sierżanta leżał na stole.Powietrze w pokoju było ciężkie, obozowo-polowe, przesiąknięte zapachem mężczyzn.Andrzej położył rękę na oparciu krzesła.- Co na śniadanie, sierżancie? - zapytał.- Jak zwykle, panie radco - zdziwił się Vogel.- Niech pan wymyśli coś innego niż zwykle - powiedział Andrzej.- Może ryż z cukrem na gęsto.Są jeszcze owoce konserwowe?- Można by ryż z suszonymi śliwkami - zaproponował sierżant.- Niech będzie ze śliwkami.Wody niech pan wyda podwójną porcję.I po pół tabliczki czekolady.Czekolada jeszcze jest?- Jeszcze trochę zostało - odparł niechętnie sierżant.- No to niech pan wyda.To ostatnia skrzynka papierosów? -Tak jest.- No cóż, trudno.Jutro - tak jak zwykle, a od pojutrza zmniejszajcie racje.Aha, jeszcze jedno.Od jutra pułkownik ma dostawać podwójną porcję wody.- Ośmielę się zameldować.- zaczął sierżant.- Wiem - przerwał mu Andrzej.- Proszę powiedzieć, że to mój rozkaz.-Tak jest.Czy pan radca zechce.Anastasis! Dokąd?Andrzej odwrócił się.W korytarzu, chwiejąc się i przytrzymując ręką ściany, stał zupełnie nieprzytomny, zaspany żołnierz - też tylko w gaciach i butach.- Przepraszam, panie sierżancie.- zamamrotał.Wdać było, że nic do niego nie dociera
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plhanula1950.keep.pl
|