[ Pobierz całość w formacie PDF ] .Mój służbowy platynowy gwizdek.Poza tym jeszcze dwa moskwicze, trzy wołgi, szafa pancerna z pieczęciami miejscowej kasy oszczędności, kawał pieczonego mięsa, dwie skrzynki wódki, skrzynka żigulewskiego piwa oraz żelazne łóżko z niklowanymi gałkami.Wybiegałło wciągnął walonki i oznajmił z pobłażliwym uśmiechem, że można już przystąpić do dyskusji.“Proszę stawiać pytania" - zachęcił obecnych.Dyskusja jednak spaliła na panewce.Rozzłoszczony Magnus Fiodorowicz wezwał milicję.Natychmiast przyjechał gazikiem młodziutki sierżant Kowalow i wszyscy zostaliśmy powołani na świadków.Sierżant chodził dokoła leja, szukając śladów przestępcy.Znalazł olbrzymią sztuczną szczękę i zaczął ją kontemplować w głębokim skupieniu.Korespondenci, którym zwrócono już aparaty, zmienili pogląd na całą sprawę i uważnie słuchali Wybiegałły wygłaszającego znów jakieś demagogiczne androny na temat nieograniczonych i różnorodnych potrzeb.Zrobiło się nudno, marzłem coraz bardziej.- Chodźmy do domu - powiedział Roman.- Chodźmy.Skąd ty wytrzasnąłeś dżina?- Wypisałem wczoraj z magazynu.Dla zupełnie innych celów.- Co to właściwie było? Znów się obżarł?- Nie, po prostu Wybiegałło jest skończonym idiotą - odpowiedział Roman.- To nic nowego.Ale skąd ten kataklizm?- Z tych samych powodów.Mówiłem mu tysiąc razy: “Programuje pan wzorcowego superegocentrystę.Pochłonie wszystkie wartości materialne, znajdujące się w zasięgu jego łap, a potem zwinie przestrzeń i okręcony nią, zatrzyma czas".Ale na Wybiegałłę nie ma siły, w żaden sposób nie wytłumaczysz mu, że prawdziwy tytan ducha nie tyle dba o własne potrzeby, ile myśli i czuje.- To jeszcze nic - mówił dalej, gdyśmy dolecieli do instytutu.- To każdy rozumie.Powiedz mi lepiej, skąd U-Janus wiedział, że wszystko potoczy się właśnie tak, a nie inaczej? Przecież on bezbłędnie przewidział fakty.I ogromne zniszczenia, i to, że ja wpadnę na myśl, jak ukatrupić tytana w zarodku.- Rzeczywiście - przyznałem.- Nawet wyraził ci podziękowanie.Awansem.- Dziwne, prawda? - powiedział Roman.- Musimy to wszystko dokładnie przemyśleć.Przystąpiliśmy zatem do dokładnych przemyśleń.Zajęły nam mnóstwo czasu.Dopiero na wiosnę i dopiero dzięki przypadkowi udało nam się rozwikłać zagadkę.Ale to już zupełnie inna historia.HISTORIA 3POWSZECHNY RWETESROZDZIAŁ LKiedy Pan Bóg stwarzał czas - powiadają Irlandczycy stworzył go w dostatecznej ilości.H.BoliOsiemdziesiąt trzy procent dni w roku zaczyna się jednakowo: dzwoni budzik.Dźwięk ten wdziera się w ostatnie sny to spazmatycznym skrzekotem perforatora wyjściowego, to grzmiącym basem Fiodora Simeonowicza, to zgrzytem pazurów bazyliszka, dokazującego w termostacie.Tego rana przyśnił mi się Modest Matwiejewicz Kamieniojad.Że niby został kierownikiem ośrodka przetwarzania danych i uczy mnie pracy na “Ałdanie".“Modeście Matwiejewiczu - mówiłem do niego - przecież pan bredzi jak w gorączce".A on wrzeszczał: “Wypr-r-raszam sobie! To u pana są br-r-rednie! An-drr-ony!".- Wreszcie uprzytomniłem sobie, że to nie Modest Matwiejewicz, lecz mój budzik “Drużba", na którym mały słonik podnosi trąbę, wymamrotałem: “Słyszę, słyszę" - i zacząłem macać ręką po stole dookoła budzika.Okno było szeroko otwarte, zobaczyłem ciemnobłękitne niebo, poczułem rześki wiosenny podmuch.Po gzymsie łaziły gołębie.Trzy muchy obijały się bezsilnie o szklaną amplę - widocznie pierwsze muchy w tym roku.Co jakiś czas zaczynały miotać się szaleńczo na wszystkie strony i wtedy, na poły we śnie, zaświtał mi genialny pomysł, że muchy pewnie próbują wyskoczyć z przechodzącej przez nie płaszczyzny.Zacząłem współczuć im z powodu tych beznadziejnych wysiłków.Dwie muchy usiadły na ampli, trzecia gdzieś znikła, a ja obudziłem się na dobre.Najpierw odrzuciłem kołdrę i spróbowałem wzbić się nad łóżkiem.Jak zwykle - przed gimnastyką, tuszem i śniadaniem - skończyło się na tym, że moment odrzutu wgniótł mnie z całej siły w kanapę i z żałosnym jękiem zarwały się pode mną sprężyny.Potem przypomniałem sobie wczorajszy wieczór i zrobiło mi się bardzo przykro, że przez cały dzisiejszy dzień nie będę miał nic do roboty.Wczoraj o jedenastej wieczorem przyszedł do sali maszyn Christobal Junta, jak zawsze podłączył się do “Ałdana", by wspólnie z nim rozwiązać któryś z kolei problem, dotyczący sensu życia, i po pięciu minutach “Ałdan" się zapalił.Nie wiem, co się w nim mogło palić, niemniej stał się na długo nieprzydatny, a ja, zamiast pracować, będę dziś musiał na wzór tamtych kosmatouchych trutni włóczyć się po działach, uskarżać się na los i opowiadać kawały.Skrzywiłem się, usiadłem na łóżku i na początek nabrałem pełne płuca prany zmieszanej z rześkim porannym powietrzem.Czekałem chwilę, aż prana się przyswoi i zgodnie ze wskazówkami myślałem o rzeczach szlachetnych i radosnych.Potem wypuściłem z płuc rześkie poranne powietrze i zabrałem się do porannej gimnastyki.Opowiadano mi, że stara szkoła zalecała ćwiczenia jogów, ale system joga, jak również prawie zapomniany dziś system maja, zabierał piętnaście do dwudziestu godzin na dobę, toteż z chwilą mianowania nowego prezesa AŃ ZSRR stara szkoła musiała ustąpić.Młodzież INBADCZAM-u z rozkoszą łamała tradycje.Przy sto piętnastym skoku wpadł do pokoju mój współlokator, Witek Korniejew.Był jak zwykle z rana pełen humoru, energiczny i nawet niefrasobliwy.Chlasnął mnie mokrym ręcznikiem po gołych plecach i zaczął pływać w powietrzu, wykonując rękami i nogami takie ruchy jak przy żabce.W trakcie tego opowiadał swoje sny interpretując je od razu według Freuda, Merlina oraz panny Lenormand.Umyłem się przez ten czas, po czym ubraliśmy się i poszliśmy na śniadanie.W stołówce zajęliśmy nasz ulubiony stolik pod dużym spłowiałym już plakatem: “Raźniej, towarzysze! Ruszajcie szczękami! G.Flaubert", otworzyliśmy butelki z kefirem i zabraliśmy się do jedzenia, słuchając jednocześnie miejscowych nowin i plotek.Wczorajszej nocy odbył się na Łysej Górze tradycyjny wiosenny zlot.Uczestnicy zachowywali się wręcz skandalicznie.Wij i Choma Brutus, pijani jak bela, włóczyli się po ulicach śpiącego miasta, świntuszyli, zaczepiali przechodniów, w końcu Wij przydepnął sobie lewą powiekę, co go wprawiło w iście zwierzęcą wściekłość.Pobili się z Chomą, przewrócili kiosk z gazetami i skończyło się na tym, że wylądowali w komisariacie milicji, gdzie im wlepiono po piętnaście dni aresztu za chuligaństwo.Kot Bazyli wziął wiosenny urlop - podobno się żeni.Niebawem znów pojawią się w Sołowcu gadające kocięta z dziedzicznie sklerotyczną pamięcią.Louis Siedłowoj z Działu Wiedzy Absolutnej wynalazł jakiś wehikuł czasu i będzie dziś o tym mówił na seminarium.Wybiegałło znów się zaktywizował.Chodzi po instytucie i chwali się, że dokonał fantastycznego odkrycia.Mowa niektórych małp przypomina.tego.zapis mowy ludzkiej na taśmie magnetofonowej, puszczonej z dużą szybkością w kierunku odwrotnym.Wybrał się więc.tego.do małpiego rezerwatu w Suchumi i nagrał rozmowy pawianów na taśmie, po czym przesłuchał ją, puszczając w tył na wolnych obrotach.Rezultat ponoć fenomenalny, ale jaki - na razie nie wyjaśnia.W sali maszyn spalił się “Ałdan", lecz nie z winy Saszki Priwałowa, tylko Christobala Junty, który ostatnio zajmuje się wyłącznie zadaniami nierozwiązalnymi, mimo że owa nierozwiązalność dawno została dowiedziona
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plhanula1950.keep.pl
|