[ Pobierz całość w formacie PDF ] .Jednak todrugi jezdziec przyciągnął uwagę porucznika.Szeroki kaptur skrywał jego oblicze przed ciekawymispojrzeniami.W jakiś sposób Joachim miał pewność, że to Augustyn Kozerski.Co on tu robi?Hirsz zmrużył powieki.Wokół młodzieńca unosiła się niezwykła aura.Wcześniej, w ciemnejizbie, nie dostrzegł niczego podobnego.Jakby w odpowiedzi na zainteresowanie porucznika, cień pod kapturem obrócił się w jegostronę.Joachim poczuł ostrzegawcze mrowienie.Jest oślepiony.Więc skąd to wrażenie?Nieludzki, raniący duszę skowyt odciągnął go od dalszych rozważań.Płomienie objęły już całą sylwetkę Miriam.Nagle dziewczyna przestała się miotać.Jej ciałozwiotczało i osunęło się w dół słupa, podtrzymywane przez więzy.Nikt ze zgromadzonych nieusłyszał cichej eksplozji.Hirsz i Grzegorz Reszko wymienili porozumiewawcze spojrzenia.Patent z ładunkiem prochuumieszczonym pod lewą piersią zawsze się sprawdzał.Zgromadzeni ludzie stopniowo milkli, nieco zawiedzeni tak rychłym końcem widowiska.Potrzech zdrowaśkach na Piekiełku zapanowała cisza.Hirsz przesunął dłonią po wilgotnych włosach.Sprawiedliwości stało się zadość.Ponowniespojrzał w kierunku ślepego zaułka.Jezdzcy zniknęli.Od strony rzeki powiał leciutki wietrzyk, spychając słup dymu w stronę Hirsza.Słodkawysmród uderzył go w nozdrza.Joachim skrzywił się ze wstrętem i zeskoczył z nasypu.Wiedział, że tej nocy spije się do nieprzytomności."Tłum brzęczał na podobieństwo wzburzonego roju much.Radosny dzwięk, przywodzącywspomnienia dawnych tłustych czasów.Rozgrzane powietrze, chłodzone przez powiew bryzy znad ciepłego morza.Wielki ołtarz, osłonięty cieniem posągów z brązu.Kapłan odziany w szaty koloru purpury, wznoszący do ciosu miedziany sierp.Sterta ciał, wokół których kłębiły się tysiące jego skrzydlatych dzieci, zwabionych woniąśmierci i kadzidła.Służki świątynne, oddające się na marmurowych schodach każdemu chętnemu, kobiecie czymężczyznie.Wszystko to przeminęło dawno temu wraz z ludem, który go czcił.Puste oczodoły zwróciły się w kierunku kobiety czekającej na śmierć.Była tak słaba ibezbronna.Inaczej niż wówczas, gdy ON rozpierał się w jej umyśle, tkwił w kościach i mięśniach.Wyczuwał jej strach i przerażenie, karmił się nim.Jego kapłanka, wyznawczyni i ofiara w jednym.Upadli bogowie nie mogą wybrzydzać.Musząkorzystać z każdej sposobności.Ta śmierć będzie należeć do niego.Zaspokoi trawiący go głód,pozwoli nabrać sił potrzebnych, by opuścić to okaleczone ciało.Miriam miotała się, przywiązana do pala, obserwując z przerażeniem pierwsze, jeszcze nieśmiałepłomienie.Nagle zamarła w bezruchu, szarpnęła głową i spojrzała w jego kierunku.Gest ów wywołał zainteresowanie stojącego nieopodal oficera.Wzrok mężczyzny podążył za błagalnym spojrzeniem Miriam.Oficer przechylił głowę izmarszczył brwi jak człowiek, który dostrzega coś na krawędzi cienia.Palące spojrzenie zdawało sięprzebijać wszelkie osłony.Demon wzdrygnął się trwożliwie.Ten człowiek skrywał w sobie wiele tajemnic.Mrocznych jak sama Czeluść.Szczęśliwie oficer odwrócił wzrok i znowu skupił uwagę na spowitej dymem dziewce.Augustyn Kozerski chwycił kurczowo ramię Koptrowskiego, dając znak, że chce wracać dodomu.EpilogZima przyszła w tym roku wcześniej, okrywając dachy elbląskich kamienic białą czapą.Lodowaty wiatr mroził skórę i drażnił podniebienie, cienka warstwa śniegu trzeszczała podpodeszwami butów.Franciszek Hoppe szedł krokiem człowieka zadowolonego.Jego prawa dłoń, skryta w kieszenipłaszcza, ściskała pękatą sakiewkę.Zapłatę dla kolejnego zwerbowanego informatora.Dwór berliński potrafił dbać o służących mu ludzi.Uliczka była ciemna i tak wąska, że wystarczyło rozłożyć ręce, żeby dotknąć murów po obustronach.Rozpierające się nad przejściem kamienne łuki osłaniały przechodniów przed gęstopadającym śniegiem.Była to najkrótsza i co równie ważne, dyskretna droga prowadząca do szpitalaśw.Ducha.W tamtejszym przytułku czekał na niego łącznik z Gdańska.Hoppe podszedł do bocznego wejścia klasztoru.Zacisnął skostniałe od zimna palce i wystukałustalony kod.Po kilku pacierzach furta się uchyliła.W progu pojawił się wysoki mnich.Długikaptur osłaniał oblicze sługi bożego.- Ojciec Otto mnie oczekuje, bracie.Mnich bez słowa odsunął się nieco, by zrobić przejście.Hoppe wszedł do pogrążonej w półmroku sieni.Nagle zamarł z przerażenia.Na posadzce leżałonagie, pulchne ciało z podgoloną głową.Sięgnął błyskawicznie po nóż, jednak za pózno.Silne palce szarpnęły jego głowę w tył i zimneostrze wbiło się w krtań.Szpieg zachłysnął się krwią.Zachwiał się i osunął wzdłuż framugi.Czyjeś mocne dłonieodsunęły poły płaszcza.Po krótkiej chwili odnalazły tajne dokumenty i złoto.Chciał obrócić głowę, żeby spojrzeć w twarz mordercy.Nie potrafił
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plhanula1950.keep.pl
|