[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Faktycznie narobiłem niezłego bigosu - przyznał bosman.- Ale górą nasi, skoro Indiance podjęli się odszukać Sally.Tomek bacznie spojrzał na bosmana.Czyżby nie zdawał sobie sprawy z powagi sytuacji? Marynarz wyglądał trochę markotnie, ale nie było po nim widać strachu.Po krótkim namyśle Tomek doszedł do wniosku, że nie wolno mu pozostawiać przyjaciela w nieświadomości, odezwał się więc zdecydowanym, choć smutnym głosem:Niestety, panie bosmanie, nic już nie będziemy mogli pomóc biednej Sally.- Jak to, brachu? Czyżby Indiance odmówili teraz swego udziału w poszukiwaniach? Ha, nie spodziewałem się tego po nich! Wyglądają przecież na honorowych chłopaków.- Indianie nie cofnęli przyrzeczenia, ale gdy obydwaj zginiemy przy palu męczarni, to sami nie wyruszą na wyprawę - wyjaśnił Tomek zniecierpliwiony słowami przyjaciela.- Do stu zdechłych wielorybów! Chyba słuch mój szwankuje - za­wołał, teraz już przerażony i wściekły zarazem, bosman.- A czego oni znów chcą od ciebie? Byłem przekonany, że to tylko ja mam być zabity!Tomek na chwilę zaniemówił.A więc bosman doskonale znał swe położenie, czyż więc absolutnie nie przejmował się perspektywą mąk i śmierci? Zbierało mu się na płacz.- Więc pan przypuszczał, że pozostawię pana własnemu losowi? Jeżeli naprawdę przyjdzie panu zginąć, to zginiemy razem ramię przy ramieniu, jak przystało przyjaciołom.Bosman gwałtownie szarpnął związanymi do tyłu rękami, aż za­trzeszczały suche rzemienie.Wyprostował się, nie zważając na to, że więzy wrzynają mu się w ciało, i krzyknął ostro:- Nie pleć głupstw! Zakazuję ci w imieniu twego ojca, a ja go tutaj zastępuję! Przez własną głupotę wpakowałem się w tę kabałę i sam zapłacę głową! Ty masz święty obowiązek ratować nieszczęsną Sally.Pamiętaj, że zaparłbym się naszej przyjaźni, gdybyś postąpił inaczej! Każę ci jako twój przyjaciel i zastępca ojca, rozumiesz?!Tomek cofnął się o krok przed groźnym spojrzeniem łagodnego zazwyczaj bosmana.Co by powiedzieli ojciec i pan Smuga, gdybym z założonymi rękami przyglądał się, jak Indianie pana torturują?! - szepnął przejęty grozą.- Czy mógłbym potem spojrzeć im w oczy? Nie, nie panie bosmanie, pan na pewno by tak nie postąpił na moim miejscu i niech pan tego ode mnie nie wymaga.Marynarz nachmurzony milczał.- Prawdziwych przyjaciół poznaje się w potrzebie.Nie opuszczę pana, chociaż tak bardzo mi żal biednej Sally.Poza tym musi pan wiedzieć jeszcze jedno.Czarna Błyskawica doskonale się orientuje, co nas łączy.Przed przyjściem tutaj oznajmiłem mu to i jednocześnie oświadczyłem, że zginę razem z panem.- A co ten piekielnik na to? - ponuro zapytał bosman.-Powiedział, że tak powinien postąpić szlachetny wojownik, którego szczepy Apaczów i Nawajów nazwały swoim bratem.- Ha, więc tacy to oni twoi przyjaciele!- Niech pan nie potępia Czarnej Błyskawicy - zaoponował Tomek.- Indianie mają wysoko rozwinięte poczucie honoru i przyjaźni.Oni by stracili dla mnie cały szacunek, gdybym teraz pana opuścił.- Masz babo placek, ale żebyś miał zginąć razem ze mną.- za­frasował się bosman.- Spokoju nie zaznani w grobie.Co się stanie z tą naszą nieszczęsną sikorką?!- Rozpacz mnie ogarnia, gdy myślę o Sally i pani Allan.- cicho powiedział Tomek.- Sally na pewno oczekuje od nas pomocy.- Nie mów tak, brachu, bo wątroba przewróci się we mnie z żałości.Teraz widzisz sam, że musisz jej pospieszyć na ratunek.Człowiek w moim wieku nie przywiązuje wielkiej wagi do marnego żywota.Przecież z niejednego pieca już się jadło chleb.Raz się było pod wozem, raz na wozie.Trudno! Nosił wilk razy kilka, ponieśli i wilka.Nie bój się, brachu, twój kumpel ani mrugnie okiem przy tym ich paliku.Tym­czasem ty zbieraj się do kupy i odszukaj Sally.- Nie, panie bosmanie! Albo ocalimy się obydwaj, albo razem zginiemy - stanowczo odparł Tomek.- Inaczej być nie może!- Zastanów się tylko, ilu osobom sprawi ból twoja śmierć [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • hanula1950.keep.pl