[ Pobierz całość w formacie PDF ] .Zrozumiano? Jeszcze raz, i tym razem naprawdę jeszcze raz! Jeszcze raz usłyszę od was, przeklęte ozdoby trawnikowe, to hejhohejho, zacznie się czas dwuręcznego topora.Zrozumiano? Jesteśmy krasnoludami, do demona! Więc zachowujcie się jak krasnoludy.I ciebie też to dotyczy, Drzemciu!***Klik.Zaryzykuj I Nazwij Mnie Tuptusiem wskoczył na szczyt wydmy i wyjrzał ostrożnie.Pokicał z powrotem.- Wszędzie pusto - zameldował.- Żadnych ludzi.Same ruiny.- Nasze właszne miejszcze - rzekł uszczęśliwiony kot.- Miejszcze, gdzie wszysztkie zwierzęta, niezależnie od rozmiaru i gatunku, mogą żyć wszpólnie w doszkonałej.Kaczor zakwakał.- Kaczor mówi - przetłumaczył Nazwij Mnie Tuptusiem I Giń - że warto spróbować.Skoro już mamy być inteligentne, to możemy korzystać z tej inteligencji jak należy.Chodźcie.Nagle zadrżał.Powietrze nabrało metalicznego posmaku.Niewielki obszar wśród wydm zafalował jak od żaru.Kaczor zakwakał znowu.Nie-Tuptuś zmarszczył nos.Nagle trudno mu było się skoncentrować.- Kaczor mówi.- zająknął się.- Kaczor mówi.mówi.kaczor.mówi.mówi.kwa? Kot spojrzał na mysz.- Miau? - powiedział.Mysz po mysiemu wzruszyła ramionami.- Pii - zauważyła.Królik niepewnie marszczył nos.Kaczor zerknął na kota.Kot wpatrywał się w królika.Mysz spoglądała na kaczora.Kaczor wystrzelił w powietrze.Królik zmienił się w znikającą szybko chmurkę piasku.Mysz pomknęła między wydmy.A kot, czując się o wiele szczęśliwszy niż przez ostatnie tygodnie, rzucił się za nią w pogoń.***Klik.Ginger i Victor siedzieli pod Załatanym Bębnem przy stoliku w kącie.- To były dobre psy - oświadczyła Ginger po długiej chwili milczenia.- Tak - zgodził się smętnie Victor.- Merry i Skallin kopali w ruinach przez całe wieki.Mówią, że na dole są jakieś piwnice i różne takie.Przykro mi.- Tak.- Może powinieneś wystawić im pomnik?- Nie jestem pewien.Jeśli pomyślisz, co psy robią z pomnikami.Może śmierć psów też należy do Świętego Gaju.Sam nie wiem.Ginger obrysowała palcem dziurę po sęku w blacie stolika.- Wszystko się skończyło - powiedziała.- Wiesz o tym, prawda? Nie ma Świętego Gaju.Już po wszystkim.- Tak.- Patrycjusz i magowie nikomu już nie pozwolą robić migawek.Patrycjusz był w tej kwestii bardzo stanowczy.- Nie sądzę, żeby ktoś jeszcze chciał je robić - stwierdził Victor.- Kto teraz będzie pamiętał o Świętym Gaju?- Co masz na myśli?- Ci dawni kapłani stworzyli z tego taką niedopieczoną religię.Zapomnieli, o co naprawdę chodziło.Ale to bez znaczenia.Nie przypuszczam, żeby te śpiewy i ognie były konieczne.Trzeba zwyczajnie pamiętać Święty Gaj.jak on się dawniej nazywał? Trzeba jak najlepiej pamiętać Holy Wood.- Jasne - uśmiechnęła się Ginger.- A do tego potrzebne jest tysiąc słoni.- Rzeczywiście.- Victor parsknął śmiechem.- Biedny Dibbler - dodał.- W końcu ich nie zdobył.Ginger przesuwała wokół talerza kawałek ziemniaka.Coś jej ciążyło - i to nie jedzenie.- Ale było świetnie, prawda? - wyrzuciła.- Przeżyliśmy coś zadziwiającego.- To prawda.- Ludzie uważali, że to jest dobre.Prawda?- O tak - zgodził się z powagą Victor.- Czy nie wprowadziliśmy na świat czegoś wielkiego?- Nie żartuj.- Nie o tamto mi chodzi.Ale wiesz co? Bycie boginią ekranu nie jest takie wspaniałe, jak może się wydawać.- Fakt.Ginger westchnęła.- Koniec z magią Świętego Gaju.- Myślę, że mogło jej trochę pozostać - mruknął Victor.- Gdzie?- Pewnie dryfuje tu i tam.Szuka sposobów, żeby się zużyć.Ginger zapatrzyła się w swoją szklankę.- Co zamierzasz teraz robić? - spytała.- Nie wiem.A ty?- Może wrócę na farmę.- Dlaczego?- Święty Gaj był moją szansą, rozumiesz? W Ankh-Morpork nie ma zbyt wiele pracy dla kobiet.W każdym razie - dodała - nie takiej, jaką chciałabym podjąć.Miałam trzy propozycje małżeństwa.Ód całkiem ważnych ludzi.- Naprawdę? Dlaczego? Zmarszczyła brwi.- Wiesz, nie jestem taka znowu nieatrakcyjna.- Nie to miałem na myśli - zapewnił ją pospiesznie Victor.- Przypuszczam, że jeśli ktoś jest bogatym kupcem, chciałby mieć sławną żonę.To jak posiadać biżuterię.- Spuściła wzrok.- Pani Cosmopilite pytała, czy może wziąć któregoś z tych, których ja nie chcę.Powiedziałam, żeby sobie zabrała wszystkich trzech.- Ja też nie lubiłem takich wyborów.- Victor wyraźnie poweselał.- Ty też? Rozumiesz, jeśli to wszystko, co mam, to wolę nie wybierać.Czym możesz być, kiedy byłeś sobą, tak wielkim, jak to tylko możliwe?- Niczym - przyznał Victor.- Nikt nie wie, jakie to uczucie.- Oprócz nas.- No tak.- Tak.Ginger uśmiechnęła się.Po raz pierwszy Victor zobaczył jej twarz pozbawioną irytacji, gniewu, niepokoju i świętogajowego makijażu.- Pomyślimy o tym jutro - powiedziała.- Mimo wszystko jutro będzie nowy dzień.***Klik.Daleki grzmot przebudził sierżanta Golona ze Straży Miejskiej Ankh-Morpork ze spokojnej drzemki na posterunku przy głównej bramie miasta.Chmura pyłu sięgała od horyzontu po horyzont.Obserwował ją w zadumie przez dłuższy czas.Rosła ciągle, aż w końcu wypluła ciemnoskórego młodego człowieka na słoniu.Słoń podbiegł truchtem pod bramę i wyhamował ciężko przy murze.Colon nie mógł nie zauważyć, że chmura kurzu nadal sięga horyzontu i nadal rośnie.Chłopak podniósł do ust zwinięte w trąbkę dłonie.- Może mi pan wskazać drogę do Świętego Gaju? - krzyknął.- Słyszałem, że nie ma już Świętego Gaju - odpowiedział Colon.Chłopak zastanawiał się przez chwilę.Potem spojrzał na trzymany w ręku kawałek papieru.- A wie pan - zapytał - gdzie mogę znaleźć pana G.S.P.Dibblera?Sierżant Colon powtórzył szeptem inicjały.- Znaczy się Gardło? - upewnił się.- Gardło Sobie Podrzynam Dibbler?- Czy jest u siebie?Sierżant Colon obejrzał się na miasto za plecami.- A kto go szuka?- Mam dla niego towar.Gotówka przy odbiorze.- Gotówka? - Colon zerknął na opadającą chmurę.- Chcesz tu coś gotować?- Nie.Wśród pyłu pojawiły się potężne szare czoła.Unosił się także bardzo wyraźny zapach, charakterystyczny dla tysiąca słoni wypasanych od wielu dni na polach kapusty.- Zaczekaj tu! - krzyknął sierżant.- Przyprowadzę go.Colon schował się w wartowni i szturchnął śpiącego kaprala Nobbsa, który w tej chwili stanowił drugą połowę czujnych sił bojowych, bez ustanku strzegących bezpieczeństwa miasta.- Czego?- Widziałeś dzisiaj Gardło, Nobby?- Tak, był na Łatwej.Kupiłem od niego Kiełbaskę Gigant Niespodziankę
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plhanula1950.keep.pl
|