[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Książę podszedł i wyjrzał z mini-bunkra, który zajmował szeregowy. Chyba szykują się do powrotu.  Tak, Wasza Wysokość. Szeregowy żałował, że nie ma swojej plazmy.Zwolnilibytrochę. Kiedy otwieramy ogień? Kiedy powie sierżant Jin  odpowiedział książę. Nawet ja nie strzelam, dopókisierżant nie pozwoli! Tak, Wasza Wysokość. Marine jeszcze raz pomacał uprząż i potrząsnął głową.Ostatnim razem dobiegli do murów.Dlaczego nie zacząć strzelać wcześniej?Roger jakby czytał mu w myślach. Ciężko jest czekać, aż tu przyjdą, ale jeszcze gorzej byłoby martwić się o zasadzki stąddo samego morza.Musimy ich wciągnąć i pozabijać, Jimmy, a nie tylko odeprzeć.Dalton nie przypuszczał nawet, że książę zna jego imię. Tak, Wasza Wysokość. Nie jestem chwilowo księciem Rogerem, Jimmy.Jestem po prostu waszym dowódcąplutonu.Mów do mnie poruczniku MacClintock. Tak jest, Wasza.panie poruczniku  powiedział szeregowy.Jakby nie miał się o co martwić.* * *Większość drabin leżała pod murami, więc druga fala Kranolta biegła bez obciążenia. Ognia!  szczeknął Jin, kiedy Mardukanie minęli granicę stu metrów, i wybrał własnycel  wojownika obwieszonego trofeami z rogów. A masz, bydlaku  szepnął, a wódz i dwóch biegnących za nim padło od serii śrucin.Roger wyciągnął następny magazynek i wcisnął go na miejsce, nie przerywając ognia.Poto właśnie zaprojektowano podwójny układ zasobników.Podczas zamiany spadała niecocelność strzału, ale dopóki strzelało się w stłoczoną masę wojowników, musiało się w cośtrafić.Kranolta zwartym tłumem dopadli do murów i zaczęli podnosić drabiny.Tym razem bylimniej zorganizowani, ale w chaosie, który zapanował u stóp muru, nie miało to znaczenia.Tysiące wojowników niemal deptało po sobie, każdy zdecydowany być pierwszym, którystanie na szczycie. Granaty, sierżancie?Roger usłyszał w słuchawkach własny głos i zdziwił się, z jakim spokojem to powiedział.Wystrzelił kolejną serię w skłębioną masę, oddaloną od muru  wychylanie się za blanki, byostrzelać barbarzyńców pod murem, było szkodliwe dla zdrowia. Tak jest, sir  zgodził się Jin i wydał rozkaz.Tuzin granatów spadł na ściśniętychKranolta, eksplodując ze śmiertelną skutecznością, ale masa ciał zmniejszyła efekt,absorbując falę uderzeniową i odłamki, a wyrwy po wybuchach zamknęły się natychmiast,kiedy fala atakujących barbarzyńców rozdeptała mniej szczęśliwych towarzyszy na miazgę. Roger rzucił się do przodu, kiedy w jego sektorze pojawiła się pierwsza drabina.Razemze starszym szeregowym Sticklesem odepchnął ją w bok, przy wtórze wrzaskuszumowiniaków, ale w tym czasie o krawędz oparły się kolejne trzy.Kranolta parli do przodusamą przewagą liczebną, a ludzi było o wiele za mało, by obstawić całą długość muru. Granaty!  szczeknął Pahner. Wszystko, co macie!Roger zerwał z pasa jeden ze stugramowych cylindrów, wcisnął kciukiem aktywator icisnął ładunek za mur w chwili, kiedy na szczycie drabiny pojawił się jeden z barbarzyńców.Książę strzelił jedną ręką, pakując w napastnika dwa pociski, drugą rzucając kolejne dwagranaty, ale Kranolta byli już na górze.Karabin Rogera kliknął sucho, oznajmiając koniec amunicji.Książę cisnął go do swojegobunkra i ruszył do walki z kataną, tak jak poprzednim razem.Walka zamieniła się w zupełnydom wariatów.Przez mury przełaziły tuziny wrzeszczących barbarzyńców, dolnymi rękamitrzymając się drabin, a w górnych dzierżąc rozmaitą broń.Wymieniając ciosy z jednym znich, lepszym od pozostałych, Roger znalazł się nagle plecy w plecy z Cordem i zdał sobiesprawę, że zostali praktycznie sami.Większość marines wycofała się do bastionów, ale naszczycie muru zostało kilka nieruchomych ludzkich ciał. Cord!  Roger uchylił się przed ciosem i rozpruł atakującego Kranolta od uda pomostek. Musimy zejść z muru! Bez wątpienia!  odkrzyknął szaman i przebił włócznią kolejnego napastnika.Barbarzyńca runął w dół, ale jego miejsce zajęło trzech innych, którzy nie zamierzaliatakować po jednym. Jak?Roger rniał właśnie odpowiedzieć, ale nagle wytrzeszczył oczy, odwrócił się iszczupakiem rzucił na Corda.Uderzył go dość mocno, by obaj wpadli do mini-bunkra wchwili, kiedy na murze wylądowały granaty z bastionu trzeciego plutonu.Eksplozje chwilowo oczyściły blanki, zamieniając Kranolta w mielone mięso.Większośćmarines nie ucierpiała od odłamków, ale nieopancerzeni barbarzyńcy zostali zmasakrowani.Odłamki posiekały również nogi Corda.Roger rzucił się mu na tors, ratując od śmierci,ale tubylec został straszliwie poraniony, a sam książę był w nie najlepszym stanie.Zaczął się gramolić na nogi; dzwoniło mu w uszach, widział podwójnie i był prawieogłuszony, kiedy nagle poczuł, że ktoś podnosi go i zarzuca sobie na ramię. I co  warknęła Despreaux.Zauważył, że widzi ją do góry nogami. Skończyłeś się jużbawić w bohatera? Wezcie Corda  zaskrzeczał książę.Musiał to być St.John albo Mutabi; nikt inny nie był dość wielki. Już go mamy  powiedziała plutonowy, łapiąc z jednej strony za nosze szamana.Z całego muru ściągano rannych marines i zbierano ich broń.Ostatnią rzeczą, jaką Roger zapamiętał, był odwrócony do góry nogami szumowiniak,wychylający się zza parapetu i wznoszący topór nad głową Despreaux. * * *Pahner wysłuchał meldunków i pokiwał głową. Jeszcze raz na mury.Ale upewnić mi się tym razem, że wszyscy zdążyli się schować dobastionów.Wyjrzał na morze szumowiniaków i potrząsnął głową.Zciśnięty tłum wyglądał, jakby nieponiósł żadnych strat, ale było to złudzenie.Kranolta stracili już prawie jedną piątąwojowników podczas szturmów na mury i od ostrzału granatników.Teraz przyszła porazacząć zabijać na poważnie. Wysadzić bramę.Drewniana zapora, ustawiona w miejscu zrujnowanych wrót, została bardzo dokładniezbudowana.Początkowym celem założenia na niej ładunków wybuchowych byłoumożliwienie wycieczki pancerzom wspomaganym, ale to, co zrobiono z myślą owypuszczeniu marines, równie dobrze nadawało się do wpuszczenia Mardukan.Strata tarana ograniczyła możliwości Kranolta pod bramą do darcia pazurami i rąbaniadesek.Ich sfrustrowane wycia były wyraznie słyszalne mimo zgiełku bitwy, tak samo jakwrzaski agonii, kiedy ładunki eksplodowały, masakrując atakujących i odrzucając ich w tył.Wojownicy za nimi nie przejęli się tym.Runęli do przodu po wijących się jeszczepobratymcach, wywrzaskując okrzyki wojenne i rozbiegając się po dziedzińcu.Brama padła,forteca była zdobyta.* * * Kapitanie, to było podłe z pana strony  szepnął Julian, wyglądając przez strzelnicę naotwartą bramę [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • hanula1950.keep.pl