[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Też pytanie.! - mruknęła.- Przecież w tę stronę chodziła Mizia.Panią Krystynę zamurowało.Takiego skutku zwykłej, towarzyskiej uprzejmości doprawdy nie potrafiła przewidzieć.Nie zdążyła się otrząsnąć po ciosie, bo w tym właśnie momencie rozległo się pu­kanie do drzwi i na mechaniczne zaproszenie pana Romana wszedł porucznik.Nikt z obecnych na jego widok nawet nie drgnął, tylko Chaber powitał go życzliwiei przyjaźnie.- Dobrze, że państwa jeszcze zastałem - po­wiedział porucznik.- Bałem się, że państwo już na plaży, bo blisko południe, przepraszam za najście, ale dzieci są bardzo ważnymi świadkami i muszę z nimi porozmawiać.Można?Pani Krystyna nie zdołała jeszcze odzyskać rów­nowagi.- Obawiam się, że tu nie dzieci zawiniły, tylko ja - powiedziała bardzo zdenerwowana.- Za te ich wykroczenia graniczne ja jestem odpowiedzial­na.Oczywiście poniosę wszelkie konsekwencje.- Proszę? - zdziwił się porucznik.- To przeze mnie dzieci zostawiły te ślady na granicy.Proszę ich nie winić.Jestem gotowa zaraz wyjaśnić całą sprawę, gdzie trzeba.- Moja droga, opamiętaj się! – powiedział błagalnie pan Roman.Porucznik usiłował nie okazywać zbyt wielkiego zaskoczenia.- Przepraszam państwa, ale chyba nic nie rozumiem.Najpierw dzieci wyznały,że popełniły jakieś wykroczenie.Teraz pani.Czy może pan też.!- Nie - zaprzeczył pan Roman energiczni - Ja nie! A przynajmniej nic o tym nie wiem!A wyjaśnieniami chętnie służę.- W takim razie zacznijmy od tego zbiorowego przestępstwa.Przyszedłem wprawdziew innej sprawie, ale mam dziwne wrażenie, że jakoś się wiąże.Słucham państwa.Historia zrujnowanego mrowiska została opowiedziana po raz drugi, tym razem bardziej przez rodziców niż przez dzieci, które pilnowały tylko ścisłości szczegółów.Porucznik słuchał, nie przerywając, z jakimś dziwnym wyrazem twarzy.- No tak.- powiedział w końcu i odchrząknął kilkakrotnie.- No tak.Wykroczenie jesti to niewątpliwe, ale.To dlatego nie chcieliście nic mówić? - zwrócił się nagle do Janeczki.Janeczka kiwnęła głową.- Chcieliśmy najpierw mieć zasługę – powiedziała smętnie.- Za porządną zasługę mogliby nam to darować.- Ale przecież macie zasługę! Mogliście udzie­lać informacji sukcesywnie, stopniowo.- E tam! - przerwał gniewnie Pawełek.- Sa­mo gadanie to żadna zasługa.Chcieliśmy im to ode­brać i przynieść panu, i dopiero wtedy powiedzieć.- Baliśmy się, że pan ich za wcześnie połapie i wtedy oni powiedzą, a my nic - uzupełniła Jane­czka.- Łysy nas widział.- A rozumiem.! No cóż.Chyba mogę wam powiedzieć, sprawa jest prosta i właściwie już rozwi­kłana.Rozgłaszać rzecz jasna, nie należy.Otóż fa­ktycznie te wasze ślady po różach narobiły zamie­szania i straż graniczna trochę się zainteresowała.A dalszy ciąg był taki, że ci wasi znajomi zauważyli to.Zorientowali się, że czegoś tu się pilnuje, nie wiedzieli, o co chodzi, no i postanowili przeczekać.Dzięki temu zdążyliśmy ich złapać.No więc w su­mie możliwe,że to się trochę zrównoważy.- I co? - spytała z nadzieją Janeczka.- Nie będą nas pchali do domu poprawczego?- Jeżeli nie zmalujecie nic więcej, to raczej nie.- A ja? - spytała niespokojnie pani Krystyna.- Pani również nie grozi dom poprawczy, za to ręczę.Pan Roman zakrztusił się nagle i gwałtownie zaczął wycierać nos prychając i pokasłując.Porucznik patrzył na niego z wyrzutem.- Mógłby mi pan nie utrudniać - mruknął wrócił się do dzieci.- To jak? Będziemy rozmawiać w cztery oczy, czy można przy rodzicach?- Co tam! - odparł Pawełek, odrywając wreszcie brodę od stołu.- Tyle wiedzą, to niech się dowiedzą i reszty.I tak by nie popuścili!- Możemy opowiedzieć wszystko od począt­ku - dodała wspaniałomyślnie Janeczka.– Chyba że pan woli inaczej?- Nie, dziękuję, inaczej już było.Teraz wolę od początku.Skąd się o nich w ogóle dowiedzieli­ście? O tym rudym i łysym?- Od Chabra.To on nas zaprowadził na cmentarz od razu, od pierwszego dnia, prostoz tamtego campingu.Porucznik słuchał opowieści o kolejnych odkry­ciach z wielką uwagą, państwo Chabrowiczowie z zapartym tchem i lekką zgrozą.Janeczka i Pawełek, którym zniknęło z oczu widmo domu popra­wczego, ożywieni nowym duchem, wyjawiali taje­mnice bez oporów.Potknęli się dopiero na panu Jo­natanie.- No więc z tymi brukowymi słowami to nie była całkiem prawda - wyznał nieco zakłopotany Pawełek.- On mówił nie tylko “ty".Mówił więcej.Mówił “oddaj to" i “coś z tym zrobił, sprzedałeś, przyznaj się, dawno znalazłeś".- Ach.! - krzyknęła nagle pani Krystyna.- Nie, ja wszystkiego nie będę powtarzał - zapewnił ją czym prędzej Pawełek.- Ja mówię tylko to, co było pomiędzy słowami.- I pan Jonatan w ogóle był przeciwny wtrąciła żarliwie Janeczka.- Nie chciałim pokazać, gdzie to jest.- Chwileczkę! - przerwał porucznik.- Proszę dokładnie.Kto mówił o pokazywaniu?- Ten z uszami.Ten plastyk.- Powiedział “pokazać, gdzie to jest'?- Nie, tylko pokazać.Powiedział “a pokazać pan nie chciał", a pan Jonatan krzyknął “ja ci pokażę".I tak dalej.- Rozumiem.Więc on po prostu nie chciał po­kazać.Czy ten plastyk na cmentarzu bywał?- Nie, chyba nie.Chaber mówił, że nie.On tyl­ko miał z nim konszachty i Rudy Sprężynowiec mu płacił.- A pan Jonatan nie miał z nim konszachtów?- Nie, on tylko z plastykiem.I w ogóle co to za konszachty, cały czas się kłócili.- Bo plastyk pewnie chciał, żeby pan Jonatan mu pokazał ten grób na cmentarzu, i dopiero wtedy chciał tam iść i powiedzieć tamtym - oznajmiła na­gle Janeczka, przyglądając się pilnie porucznikowi [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • hanula1950.keep.pl