[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Uspokój się, przyjacielu - rzekł.- I wyjaśnij mi, co ci się przydarzyło w godzinach, które spędziłem z przyjemnością na tutejszym bazarze? Od kiedy to dorosły mężczyzna trapi się zawartością garnka, pyrkoczącego nad ogniem? Po cóż nam, na Allacha, jadło niezwyczajne? Zje się po prostu to, co zęby zgryzą, a żołądek strawi.Czyżbyś naprawdę nie miał większych zmart­wień od zapychania kiszek luksusami?- Nic nie pojmujesz, afandi.Nie o nasze kiszki tu chodzi, lecz o żołądek namiestnika.- Nadżaf otarł kułakiem zaczerwienione powieki i począł wyjaśniać: - Mówiłem ci już, że przed dwoma miesiącami przybył do nas z Buchary nowy namiestnik emira wraz ze swoją rodziną.Wiesz doskonale, druhu mój, że na tym świecie rzadko zdarza się oglądać dostojnika pozbawionego reprezentacyjnego brzucha, nowo przybyły bije jednakże wszelkie rekordy.Wygląda niczym sułtan obżartuchów całego Wschodu.Łeb ma jak kocioł do warzenia płowu, a brzuch sterczący pod złocistym chałatem przypomina przedgórza Tien-szanu.O niczym innym grubas ten myśleć nie potrafi, tylko o jedzeniu.Żarcie mu nieustannie w głowie.Zapełnię jakby zamiast czaszki dźwi­gał na szyi dodatkowy żołądek.- W dalszym ciągu nie rozumiem, Nadżafie, co cię obchodzą kiszki namiestnika?- Zrozumiesz, afandi, gdy ci wszystko opowiem.Zaraz pierw­szego dnia urzędowania namiestnik wezwał przed swoje oblicze co ważniejszych mieszkańców grodu i polecił im sporządzić wy­kaz wszelkich potraw, jakie znali oni, ich rodzice oraz rodzice ich rodziców.Potem według tego spisu kazał sobie dostarczać na obiad co smakowitsze dania.Za najlepsze wyznaczył nawet nagrodę: sakiewkę pełną srebrnych monet.Od dwóch miesięcy obżera się cudzym jadłem, a pieniędzy nikt jeszcze nie widział.I prędzej zobaczy własne plecy niźli jego srebro.Hodża uśmiechnął się pod nosem.- Nie zależy ci chyba aż tak na srebrze dostojnika? Pozbądź się złudzeń, przyjacielu.Sakiewki tej nikt nie ujrzy na oczy.Po cóż zatem zamartwiać się daremnie? Po co myśleć o nienasy­conym żołądku namiestnika?- Po to, że jutro na mnie kolej wizyty w pałacu - wykrzyk­nął Nadżaf zrozpaczonym głosem.- Przed chwilką był tutaj strażnik dworski, by zawiadomić, że na jutro mam przygotować wymyślną potrawę na stół dostojnika.A czym ja nakarmię ob­żartucha? Zupą? Pierożkami? Szaszłykiem? Smażoną baraniną z ryżem i korzeniami? Druhu mój, to go z pewnością nie zado­woli.Hodża machnął lekceważąco ręką.- Nie przejmuj się.Jutro nie wstaniesz z łóżka udając cho­rego, a do pałacu ja pójdę za ciebie.- Pójdziesz? Naprawdę? - uradował się tkacz dywanów i za­raz się zaniepokoił: - Afandi, a skąd weźmiesz potrawę godną namiestnikowego podniebienia?- Danie mi wcale niepotrzebne - odrzekł spokojnie bucharski mędrzec, a na jego obliczu znowu pojawił się uśmiech.- Nie sądzisz chyba, Nadżafie, że będę dźwigać do pałacu garnki pełne jadła? Nie jestem wszakże jucznym wielbłądem.Wystar­czy mi sam przepis.- Szczęśliwy jestem, żeś pozostał aż do dziś w Kermine.Naj­widoczniej sam Allach podpowiedział ci ten krok w trosce o mo­ją biedną głowę - tkacz dywanów promieniał radością.Gdy­byś przedwczoraj wraz z piekarzem Bababułłą wyruszył w drogę powrotną do Suchary, nie byłoby dla mnie ratunku.Z pewno­ścią wylądowałbym w lochu namiestnikowej twierdzy.Hodża Nasreddin, znający ludzi jak nikt inny w Azji Środko­wej, pojął od razu, iż namiestnikowi Kermine można zaimpono­wać jedynie czymś, czego jeszcze w życiu nie próbował.A czego taki wielki pan jeszcze nie mógł mieć w ustach? Naturalnie te­go, czego w ogóle nie było na świecie.Od pomysłu do wykonania droga raz długa, raz krótka.Mędrzec bucharski tym razem cza­su nie zmarnował.Po godzinie, a może po dwóch wymyślił nowe danie.Zupełnie nowe.Nazajutrz pod eskortą dwóch strażników Hodża stawił się w sali przyjęć.- Cóż mi powiesz, człowieku występujący w imieniu Nadżafa, tkacza szlachetnych kobierców? - spadło pytanie z wysoka, z olbrzymiej sterty poduszek.- Niechaj Allach zachowa cię w doskonałym zdrowiu aż do ostatnich dni twoich, sprawiedliwa prawico emira - odpowie­dział uprzejmie Hodża Nasreddin i, jak nakazywał dworski ce­remoniał, z szacunkiem pochylił głowę przed dostojnikiem.- Zamiast karmić cię potrawami, które inni już dawno przetrawi­li, wymyśliłem przepis na zupełnie nowe danie, jakiego do tej pory nie było jeszcze ani na Wschodzie, ani na Zachodzie.Prze­znaczyłem je specjalnie dla ciebie.- Nowe? Specjalnie dla mnie? A jakie? Mów szybko - za­interesował się namiestnik.Wychylony niecierpliwie do przodu kilka razy przełknął głośno ślinę.- Znakomite.Wykwintne.Posłuchaj tylko - odrzekł mę­drzec bucharski.- Nazwałem je sarimsok-chan, co znaczy “czos­nek władcy”.To, naturalnie, na.cześć naszego emira.Akurat w tym momencie do sali zajrzał namiestnikowy synalek.Na widok Hodży Nasreddina podbiegł do ojca i coś mu za­czął szeptem wyjaśniać.Ale dostojnik, z którego głowy wiadomość o cudownej potra­wie wypchnęła wszystkie inne myśli, machnął ręką raz i drugi, jakby opędzał się przed natrętną muchą, a w końcu krzyknął:- Później mi to zdarzenie opowiesz dokładnie.Świat się dzi­siaj nie kończy [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • hanula1950.keep.pl