[ Pobierz całość w formacie PDF ] .Wierzę, że ludzkość zmierza do gwiazd.Wierzę, że cukierki naprawdę smakują lepiej w dzieciństwie.Wierzę, że prawa aerodynamiki nie pozwalają trzmielowi latać, że światło to jednocześnie fala i cząsteczka, że gdzieś w pudełku siedzi kot jednocześnie żywy i martwy (choć jeśli nie otworzą pudełka i nie nakarmią go, w końcu będzie martwy na dwa różne sposoby) i że we wszechświecie można znaleźć gwiazdy starsze o miliardy lat od samego wszechświata.Wierzę w mojego osobistego boga, który o mnie dba; martwi się i pilnuje wszystkiego, co robię.Wierzę w boginię uniwersalną, która stworzyła wszechświat, a potem odeszła zabawiać się ze swoimi dziewczynami i nie wie nawet, że żyje.Wierzę w pusty, pozbawiony Boga wszechświat, którym kieruje chaos, szum i ślepe szczęście.Wierzę, że każdy, kto twierdzi, iż przeceniamy znaczenie seksu, po prostu nigdy porządnie się nie kochał, a ci, którzy twierdzą, że wiedzą, co się dzieje, kłamią, choćby w drobnych sprawach.Wierzę w absolutną szczerość i małe kłamstewka.Wierzę w prawo kobiety do wyboru, prawo dziecka do życia i w to, że choć ludzkie życie jest rzeczą świętą, nie ma nic złego w karze śmierci, o ile można zaufać bez reszty wymiarowi sprawiedliwości.Wierzę też, że jedynie kretyn mógłby zaufać wymiarowi sprawiedliwości.Wierzę, że życie to gra, okrutny żart, to co dzieje się, gdy żyjemy, toteż równie dobrze możemy się nim cieszyć.Umilkła i odetchnęła głęboko.Cień miał ochotę nagrodzić ją oklaskami.Zamiast tego rzekł tylko:- W porządku.Jeśli więc opowiem ci o tym, czego się dowiedziałem, nie uznasz mnie za świra.- Może - rzekła.- Spróbuj.- Czy uwierzyłabyś, że wszyscy bogowie, których wyobrażali sobie ludzie, wciąż żyją wśród nas?- Może.- I że istnieją też nowi bogowie, bogowie komputerów, telefonów i innych takich, i jedni i drudzy uważają, że dla nich wszystkich nie wystarczy miejsca, więc szykują się do wojny.- I ci bogowie zabili tamtych dwóch facetów?- Nie.Zrobiła to moja żona.- Zdawało mi się, że mówiłeś, że ona nie żyje.- Bo nie żyje.- Zabiła ich przed śmiercią?- Po.Nie pytaj.Sam uniosła rękę i odrzuciła z czoła kosmyk włosów.Wjechali w Main Street i zatrzymali się przed barem.Na szyldzie wymalowano pijaczka: w jednej ręce trzymał kufel piwa, w drugiej lśniącą monetę.Cień zabrał torbę z książką i wysiadł.- Czemu mieliby walczyć? - spytała Sam.- To jedno wydaje mi się bez sensu.Co mogliby wygrać?- Nie wiem - przyznał Cień.- Łatwiej wierzyć w obcych niż w bogów - oznajmiła.- Może pan Town i pan jakiś tam to naprawdę faceci w czerni pracujący dla obcych.Stali na chodniku przed “Ostatnim Groszem”.Sam zatrzymała się nagle.Spojrzała na Cienia.Z jej ust uleciał obłoczek pary.- Powiedz po prostu, że grasz po stronie dobrych.- Żałuję, ale nie mogę.Choć naprawdę się staram.Zmierzyła go wzrokiem i przygryzła dolną wargę.W końcu skinęła głową.- To mi wystarczy.Nie zdradzę cię.Możesz mi kupić piwo.Cień otworzył przed nią drzwi.Nagle zalała ich fala gorąca i muzyki.Weszli do środka.Sam pomachała do znajomych.Cień pozdrowił skinieniem głowy ludzi, których twarze - choć nie nazwiska - zapamiętał z poszukiwań Alison McGovern, albo których spotkał rankiem u Mabel.Chad Mulligan stał przy barze, otaczając ramieniem plecy drobnej, rudowłosej kobiety - pewnie dalekiej kuzynki - pomyślał Cień.Ciekaw był, jak wygląda, stała jednak do niego tyłem.Na widok Cienia Chad uniósł dłoń w geście pozdrowienia.Cień uśmiechnął się szeroko i pomachał ręką.Rozejrzał się w poszukiwaniu Hinzelmanna, lecz tego wieczoru stary najwyraźniej nie odwiedził baru.Dostrzegł pusty stolik i ruszył ku niemu.I wtedy ktoś zaczął krzyczeć.Był to przejmujący, rozpaczliwy krzyk - krzyk histeryczny, z rodzaju “zobaczyłem ducha!”.Wszyscy umilkli.Cień rozejrzał się, pewien, że ktoś kogoś morduje.I nagle uświadomił sobie, że wszystkie twarze zwracają się w jego stronę.Nawet czarny kot, za dnia śpiący w oknie, stał na szafie grającej, unosząc ogon i wyginając grzbiet, i patrzył na Cienia.Czas zwolnił bieg.- Łapcie go! - wrzeszczała kobieta na granicy histerii.- Na miłość boską, niech ktoś go zatrzyma.Nie pozwólcie mu uciec, proszę!Znał ten głos.Nikt nawet nie drgnął.Patrzyli na Cienia.On odpowiedział im spojrzeniem.Chad Mulligan wystąpił naprzód, przeciskając się przez tłum.Obok niego stąpała ostrożnie drobna kobieta.Szeroko otwierała oczy, jakby szykowała się do kolejnego krzyku.Cień ją znał.Oczywiście, że ją znał.Policjant wciąż trzymał w dłoni szklankę z piwem.Odstawił ją na najbliższy stolik.- Mike - powiedział.- Chad - odparł Cień.Audrey Burton chwyciła Chada za rękaw.Twarz miała białą.W jej oczach lśniły łzy.- Cień - rzuciła.- Ty draniu!- Jesteś pewna, że znasz tego człowieka, kochanie? - Chad sprawiał wrażenie zakłopotanego.Audrey Burton spojrzała na niego z niedowierzaniem.- Oszalałeś?! Od lat pracował dla Robbiego
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plhanula1950.keep.pl
|