[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Niebyła już córką Wielkiego Księcia, nie była już żołnierzem zagrażającym Luan, nie byłajuż nawet znienawidzonym jeńcem.Była zwykłą niewolnicą.Nie-człowiekiem.Rzeczą.Nikim.A właściwie.niczym.Nadzorca wyprowadził ją na placyk przy cesarskiej] drodze, już poza skrajem zwar-tej zabudowy.Było tam kilkudziesięciu niewolników i niewolnic przygotowywanych dodrogi, gdzieś w nieznane.Jeden ze strażników kazał Achai przechodzić pod zawieszo-nymi na różnej wysokości deskami.Kiedy uderzyła w trzecią z kolei, szarpnął ją, wypy-chając na bok.Cieśla klnąc, bo właśnie pokłócił się o coś z nadzorcą, ustawił ją w szere-gu z jeszcze dwoma dziewczynami i chłopcem.Wszyscy byli równego wzrostu.Cieślapodniósł z ziemi przepiłowaną deskę z kilkoma otworami, ustawił pierwszą grupę nie-wolników i nałożył im deskę na szyje, zatrzaskując tak jak dyby.Cała czwórka była terazpołączona, nie mogąc zrobić nawet kroku niezależnie od innych.Nikt niczego nie mó-166 wił, wokół nie było nikogo znajomego, bo i skąd mógłby być.Strażnicy ledwie się ru-szali otępiali od upału, cieśla klął, nadzorcy od niechcenia bili i tak potulnych niewolni-ków  zakuwanie ciągnęło się niemiłosiernie.Wreszcie jednak ruszyli.Deska ocierała szyję, cała czwórka Achai nie mogła wy-równać kroku, idąca z przodu dziewczyna potknęła się nawet, ale chłopak za nią, kop-nął ją tak, że o mało nie przewrócili się wszyscy.Bat nadzorcy szybko zaprowadził po-rządek.Szli powoli wzdłuż cesarskiej drogi  Achaja poznała ją, to była ta sama Ale-ja Syrinx  a więc zmierzała w kierunku Troy.Miała oczy pełne łez.Ta wspaniała dro-ga, bogate zajazdy, śliczne mosty, gaje, czyste wsie.Co ona tutaj robi? Jako śmieć, jakorzecz, jako coś, co każdy może kopnąć lub zabić bez tłumaczenia się komukolwiek.Każ-dy krok był coraz bardziej ciężki, każdy oddech coraz trudniejszy.Ta zle przepiłowa-na deska wbijała w jej szyję setki drzazg, co chwilę ktoś z jej czwórki mylił krok i moż-na było się udusić.Potem musieli stanąć i ustąpić drogi, którą przemierzał właśnie wspaniały orszak.Nadzorca kazał im kucnąć naraz na poboczu i wypróżnić się, by wykorzystać przymu-sową przerwę w marszu.Achaja myślała, że umrze ze wstydu, ale najgorsze miało do-piero nastąpić.Orszak, który ich wyprzedzał należał do odpowiedzialnego za dyploma-cję Królestwa Troy, Wielkiego Księcia Archentara.Konni i piesi początkowo nie zwra-cali uwagi na grupę niewolników.Kilku jednak, ciekawych obcego kraju, rozglądało sięwokół i.i ktoś rozpoznał Achaję.W orszaku zaczęły się gorączkowe szepty, ukradkowegesty, ktoś zasłaniał oczy, kto inny, wprost przeciwnie, patrzył bezczelnie na jej upoko-rzenie.Sam Książę niczego nie widział, podróżował w zasłoniętej lektyce.Kiedy książęca świta minęła ich wreszcie, niewolnicy podjęli powolny marsz.Acha-ja zrozumiała, że zasady rządzące światem zmieniły się radykalnie.Gdyby mogła, za-padłaby się pod ziemię, zniknęła, przestała istnieć.Dobrze jednak mówił Haran  cią-gle miała wybór.Mogła żyć, mogła umrzeć (choć to drugie wydawało jej się teraz dużotrudniejsze).Jeśli jednak chciała żyć, powinna zgłębić nowe zasady świata, który ją ota-czał.Doświadczyła więcej niż którykolwiek z jej rówieśników, nawet więcej niż w ogólektokolwiek z normalnego świata.Ma teraz szansę na podjęcie decyzji.Może upaść i cze-kać aż ją strażnicy zatłuką na śmierć  nie powinno to być bardziej bolesne niż zabiegiMistrza Anai.Mogła iść dalej.Nie była już Księżniczką, nie była już nawet człowiekiem.Ale mogła jednak zrobić cokolwiek, choćby na swój obecny, zwierzęcy sposób.Opuścili śliczną drogę i ruszyli bezdrożami, przez pustynię, coraz dalej od ludzkichsiedzib.Praktycznie ich nie karmiono.Czasem, może raz na dwa dni, pozwalano w mar-szu sięgnąć garścią po jakąś śmierdzącą paciaję.Za pierwszym razem Achaja o mało niezwymiotowała, pózniej szybko zrozumiała, że głód może być prawie tak dokuczliwy jaktortury.Pić dawano raz dziennie.Ponieważ byli połączeni w czwórki, a nikomu oczy-wiście nie chciało się ich odkuwać, więc podprowadzano kolejno do wielkiego garnca167 wypełnionego ciemnawą cieczą i niech każdy sobie czerpie dłonią, ile może w krótkimczasie, zanim nadejdą inni.Ile doniesie do ust? Jego sprawa.Ile razy zdąży zaczerpnąć?Jego sprawa.Cała czwórka stanie tak, że pierwszy lub ostatni nie dosięgną w ogóle garn-ca? Ich sprawa.Raz tak zdarzyło się Achai.Nie miała pojęcia, co zrobić i przez cały dzieńusychała z pragnienia.Drugim razem o mało nie udusiła dziewczyny przed nią, potrafi-ła nawet kopnąć chłopaka z przodu.Nadzorca patrzył beznamiętnie.Od trzeciego razuzawsze potrafiła popchnąć swoją czwórkę tak, żeby znalezć się przy samym naczyniu.Potem jednak osiągnęli cel swej powolnej, znojnej podróży.Strażnicy wyprowadzili ichdaleko na pustynię, między jakieś skaliste rozkopy.Kiedy zgromadzili się w jednymmiejscu, cieśla zaczął zdejmować deski krępujące ich szyje.Co za ulga.Móc powyjmo-wać nareszcie wbite w skórę drzazgi, poruszyć zdrętwiałym karkiem.Kazali im siadać,więc usiedli, normalnie, po raz pierwszy od wielu dni.Wielu niewolników położyło sięna spalonej słońcem ziemi, pózniej okazało się, że to był ich błąd.Większość strażni-ków odeszła nagle, Achaja rozglądała się ukradkiem.Gdzieś w oddali, pośrodku pusty-ni majaczył regularny, biały pas.Droga? Dołączą do niewolników budujących kolejnącesarską drogę? Nie wiedziała czy to dobrze, czy zle.A gdzie reszta robotników? Pew-nie za tymi skalistymi wzgórzami.Dlaczego odeszli strażnicy? Pewnie.Rozległ się czyjśokrzyk.Zza skał wychynęła nagle wataha oberwańców.Poruszali się jakoś dziwnie, do-piero po chwili Achaja dostrzegła kajdany krępujące ich nogi [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • hanula1950.keep.pl