[ Pobierz całość w formacie PDF ] .Do dwunastej piętnaście nic się nie wydarzyło.Przesiadłem się do jeepazaparkowanego nieopodal i na własną odpowiedzialność czekałem na dalszy rozwójwypadków.A potem wydarzenia potoczyły się szybko.Najpierw zauważyłem w noktowizorze postać po prawej stronie gmachu biblioteki.Wyłoniła się z małego okienka piwnicznego korytarza tuż na ziemią.Nie mogłem dostrzec,kim był ów człowiek, a to z uwagi na naciągniętą na głowę kominiarkę i szczelnieprzylegający do skóry czarny kombinezon przypominający takie, w które zaopatrzeni sąpłetwonurkowie.Pod brodą miał zainstalowany mikrofon, a na uszach małe słuchawki.Biegł, ile sił w nogach w naszym kierunku skrajem rzadkiego lasku.Dopiero terazzauważyłem, że miał niewielki plecak.Na moment przystanął pod jakimś drzewem, schyliłsię, podniósł ukrytą tam wcześniej deskorolkę i kontynuował szaleńczy bieg.Był w dobrejkondycji i lada chwila powinien był dotrzeć do betonowego placu za aulą.Zerknąłem napolicyjnego vana, ale widać za wcześnie było jeszcze na uruchomienie silnika.Należałowszak poczekać, aż złodziej wsiądzie do jakiegoś samochodu, a potem go śledzić.Wreszcie obuta w trampki noga złodzieja dotknęła betonowego placu.Błyskawicznierzucił na beton deskorolkę i zaczął oddalać się w kierunku akademików alejką równoległą doulicy Gagarina.Jechał szybko z wprawą wytrawnego użytkownika tego przyrządu.Gdy tylko silnik policyjnego vana zarzęził, przed jego maską wyrósł nagle, ubranypodobnie jak uciekający złodziej, drugi osobnik.Ze zdziwieniem gapiłem się, jak sprawnieprzebija oponę samochodu nożem, a potem drugą, aż pojazd osiadł na felgach z niejakimdostojeństwem.Natychmiast otworzyły się drzwi vana, w których ujrzałem wściekłegokomisarza, ale sprawca szybko dobiegł do porzuconej kilka metrów dalej deskorolki i zacząłumykać za aulę.Zapaliłem silnik jeepa, ale nie ruszyłem za złodziejami.We wstecznym lusterkuzauważyłem biegnącego w moim kierunku zdenerwowanego komisarza Swadę.Całymisternie przygotowany przez niego plan wziął w łeb.- To cwaniaki! - wrzasnął wściekle, pakując się na przednie siedzenie Rosynanta.-Gońmy tego pierwszego złodzieja! Byle szybko!Nadepnąłem pedał gazu z furią, aż zapiszczały na betonie koła, a moją chorą głowęprzeszył tuzin sztyletów.- Jest! - podskoczył na siedzeniu policjant i wskazywał ręką na złodzieja uciekającegosto metrów przed nami za akademikiem.Jechał na deskorolce w kierunku zaparkowanego po drugiej stronie ulicy Gagarinaforda.Nagle złodziej zatrzymał się efektownie przed samochodem i zerknął za siebie w głąbulicy.Uczyniliśmy to samo.Od strony budynku uniwersyteckiej auli, zbliżał się do forda wspólnik.Po chwili buchnęły z rury wydechowej samochodu spaliny i dwie czarne postaciewskoczyły do niego.Pojazd ruszył.Jechaliśmy za fordem niecałe trzydzieści metrów.Komisarz Swada klął jak szewc,gdyż zapomniał zabrać z vana krótkofalówki.- Musieli obserwować teren i znać każdy nasz ruch - warczał.- Zrobili nas na szaro!Niestety, to była prawda.Wprawdzie siedzieliśmy im na ogonie, ale nie wiedzieliśmy,co jeszcze wymyślą.I stało się.Ford zatrzymał się na moment na Rondzie Niepodległości.Ta chwila wystarczyła, abywyskoczył z niego jeden z ubranych na czarno osobników z plecakiem.Szybko wskoczył nadeskorolkę i z impetem ruszył w kierunku Starówki.Musieliśmy złamać przepisy, aby zjechać na przeciwległy pas ruchu i podążyć ślademuciekiniera, gdyż ten wybrał wąską uliczkę biegnącą w stronę Wałów Generała Sikorskiego napółnocnym skraju Starówki.W tym samym czasie ford oddalił się w kierunku PrzedmieściaStaromiejskiego, gdzie mógł wybrać Trasę Lubicką, ciągnącą się wzdłuż Wisły po prawym jejbrzegu, bądz tę na Grudziądz.Ale my nie mieliśmy wyboru, bo trzeba było gonić osobnika nadeskorolce.- Spryciarze - sapał zdenerwowany Swada.- Rozdzielili się i nie wiadomo, gdzie jeststarodruk.Czy w fordzie, czy w plecaku tego na deskorolce? Ale dokąd on biegnie?W oczach miałem gęstą mgłę.Ze zmęczenia i choroby.Ale nie mogłem teraz zemdleć.Musiałem bardzo uważać, gdyż uciekający zmieniał co pewien czas trasę biegu i kluczyłmiędzy uliczkami Starówki.Ale nie ulegało wątpliwości, że zmierzał w kierunku rzeki.- Jak on zamierza dostać się na wyspę? - sapał komisarz.- Przecież nie będzie uciekaćmostem, bo go dogonimy, a jedyna droga prowadzi przez rzekę.- Może chce ją przepłynąć? - odezwałem się.- Woda jest zimna i facet nie dopłynie na drugi brzeg.Wykończy się.To prawiekilometr!W pewnym momencie uciekający znikł nam z pola widzenia.Wsiąkł za muramiobronnymi Starówki.Ucieczka po wąskich uliczkach zabytkowej części miasta nie wchodziław rachubę.W ten oto sposób osobnik na deskorolce zyskał nad nami przewagę.- Zawracam - krzyknąłem i wykręciłem na wąskiej Fosie Staromiejskiej w pobliżuCollegium Minus.- Co pan robi, do diabła?! - wrzasnął komisarz.- Facet ucieka w innym kierunku.Nie słuchałem gadania policjanta i szybko dostałem się na Aleję Jana Pawła II, któraprzechodziła dalej w most Piłsudskiego.Ale po przejechaniu dwustu metrów skręciłem wlewo w Bulwar Filadelfijski towarzyszący Wiśle na odcinku dwóch kilometrów.Stądmieliśmy wyborny widok na betonowe nabrzeże ciągnące się aż do niewidocznego teraz wnocy mostu kolejowego.- Ten facet ma na sobie kombinezon płetwonurka - szybko wyjaśniłem - więc zpewnością chce dotrzeć nad brzeg Wisły pod wodą
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plhanula1950.keep.pl
|