[ Pobierz całość w formacie PDF ] .Moja piękna sąsiadka spotkała się raz z Jerzym Baturą, ale zanim Dziewuch nas zawiadomiła,jego już nie było.Wreszcie odbyliśmy krótki rekonesans po Magdalence, pragnąc wytropićkryjówkę Batury.Nie mieliśmy szczęścia.Wybieraliśmy się tam kolejny raz z płonnyminadziejami, gdy do mojej kawalerki zapukał Walduś.- Dawno się nie widzieliśmy - zażartowałem w przedpokoju, zakładając kurtkę.- Cosłychać, chłopcze?-A pan dokąd się wybiera?- Na przejażdżkę.- Jeśli do Magdalenki, jadę z panami - palnął bez ogródek.-A twoja matka? - zaprotestowałem.- Mam same kłopoty z jednym naszympracownikiem, który zniknął.Nie chcę kolejnych problemów.- Kiedy ja chcę panu pomóc.- Jak? Ty wiesz, że gra toczy się o wielką stawkę? Może być niebezpiecznie.Walduś podał mi jakiś kwitek.- Co to jest? - oglądałem kawałek papieru.- Kwit parkingowy z ulicy %7łurawiej.Po comi to dajesz?- Znalazłem to w kieszeni płaszcza mamy - wyjaśnił.- To tam mama spotyka się z tymblondynem jeżdżącym BMW.We włoskiej restauracji przy skrzyżowaniu z Kruczą.- Mogła być z koleżanką - zauważył Paweł.- Dlaczego od razu z Baturą?- Bo ja tam dzisiaj poszedłem i wypytałem umiejętnie kelnera!- Hm, to zmienia postać rzeczy.Jako że Regina nie wróciła jeszcze z pracy, pojechaliśmy w trójkę do Magdalenki.Alei ta wizyta nie przyniosła żadnych rezultatów - nie natrafiliśmy na kryjówkę Batury.- Może przesłyszałeś się - zagadnąłem chłopca w drodze powrotnej z podwarszawskiejmiejscowości.- Może nie chodziło o Magdalenkę, a o inną miejscowość?- Magdalenka - upierał się Walduś.- Mogło być tak, że Baturę zaproszono do kogoś, a ten zabrał ze sobą panią Reginę -wtrącił się Paweł.- W takim razie niepotrzebnie go szukamy, bo nie ma go w Magdalence.- Mogło tak być - pokiwałem głową.Na klatce schodowej nadzialiśmy się na wracającą z miasta Reginę.Była zmęczona,ale starała się być dla mnie miła.- Dokąd tak ciągle razem jezdzicie? - zapytała nas podejrzliwie.- Macie jakieś męskietajemnice?- A ty, Regino, nie masz swoich damskich tajemnic? - popatrzyłem w jej oczy zlekkim wyrzutem.Regina wyczuła w moim pytaniu, a może przede wszystkim w moim spojrzeniu aluzję,więc nieco się zmieszała.- Co konkretnego masz na myśli, Tomaszu?- Nic konkretnego - bąknąłem.- Nieprawda - zaprotestował żywo Walduś i spojrzał zły na matkę.- Ciągle gdzieśłazisz!Szturchnąłem chłopaka lekko w plecy, aby przestał paplać.Bałem się, że zagalopujesię w zarzutach i zdradzi matce nasz męski sekret.Zresztą już od dawna podejrzewałem, żeWalduś powtarzał matce to wszystko, co mu mówiłem o sprawie fałszerza.- Nie masz czasu dla pana Tomasza - ciągnął z wyrzutem, z pasją, która w przypadkujego osoby zakrawała na cudowną przemianę osobowości.- Jak się tutaj wprowadziliśmy,były kolacje.- I kto to mówi?! - prychnęła Regina.- Przecież jak pan Tomasz był u nas, to tychrapałeś w najlepsze.- Skąd wiesz? A może tęskniłem za Poznaniem? A może chciałem być z tatą? -zdenerwował się.- Z moim tatą! Nie z tym przyszywanym!Zanosiło się na namiętną kłótnię rodzinną i to w dodatku odbywającą się na klatceschodowej przy świadkach.- Cicho, smarkaczu! - uspokajała Regina syna, ale że sama była zdenerwowana,jeszcze bardziej zaostrzała konflikt, ich głosy kotłowały się dudniącym echem po klatce.- Niemów takich rzeczy przy panu Tomaszu!- Dlaczego mam nie mówić? - drażnił się chłopak z matką.- Pan Tomasz i tak wie otobie co trzeba.Próbowałem otworzyć usta, aby cokolwiek powiedzieć, ale nie wiedziałem za bardzo,co niby miałbym rzec.A sytuacja była niewesoła.Walduś posunął się w rozmowie za daleko.Bałem się, że rozwścieczy ostatnią uwagą matkę i przy okazji zdradzi nasze zamiary wobecBatury.- Pan Tomasz?! - zmarszczyła czoło gniewnie.- A co on może wiedzieć? O czym? Cotutaj jest grane?- To raczej, co ty kombinujesz z tym blondynem w BMW?! - wypomniał jej syn.Reginę poirytował przebieg rozmowy.Nie patrzyła mi w oczy, co pośrednioświadczyło o przyznaniu się do stawianych przez Waldusia zarzutów.Troszeczkęzawstydzona ruszyła ku swojemu piętru i zawołała syna przez ramię.Nawet mnie niepożegnała.Wzruszyłem ramionami i przystawiwszy palec do ust, nakazałem Waldusiowimilczenie, a następnie wygnałem chłopaka do domu.Smutno jest spędzać samotne wieczory w domu, gdy myśli się o jakiejś kobiecie, któraoddala się od nas, a jednak wciąż zaprząta nasz umysł.Długo nie mogłem zasnąć, wierciłemsię z boku na bok, aż wreszcie po północy trzepnęło mnie błogosławione skrzydło Morfeusza.W środę rano w departamencie znalazłem przypadkiem bardzo ważny dokument.Natknąłem się na niego w szufladzie biurka kolegi %7łmijewskiego.%7łe też wcześniej nieprzyszło mi do głowy przeszukanie tego miejsca.- Co pan znalazł, szefie? - zapytała Monika, widząc, jak zaniemówiłem z wrażenia,czym natychmiast odciągnęła Pawła od komputera.- Nie słyszy pan?Potrząsnąłem kartkami papieru wyjętymi przed chwilą z szuflady.- Wiecie, co zrobił nasz kolega %7łmijewski? - zapytałem w tonie triumfalnym.-Skopiował spis pracowników Muzeum Narodowego.- I co z tego? - wzruszył ramionami Paweł.- Przetrząsnęliśmy wszystkie akta od 1991roku do dziś i nic.Mówię panu, szefie, że szukaliśmy wszystkiego.- Ale kolega %7łmijewski był nadgorliwy i skopiował po cichu akta pracowników sprzed1991 roku.- To rzeczywiście był nadgorliwy - skomentowała to złośliwie Monika.- Dlaczego mówi pani o %7łmijewskim w czasie przeszłym? - przeraziłem się nagle.-Skąd to był" w pani ustach? Tak się zwykło mówić o osobach, które zginęły.A nasz magisterzaginął!- O Jezu! - obruszyła się.- Tak się mówi.Tak mi się wyrwało.- Nastraszyła mnie pani.- Ale co tam znalazł pan w tych aktach? Znowu pan miga się od prostej odpowiedzi.- Szef zawsze lubi - dodał od siebie Paweł - wystawiać naszą cierpliwość na próbę.- Zanim wam powiem, usiądę sobie - westchnąłem.- To sensacyjna wiadomość.Gotów jestem upaść z wrażenia.- Znowu pan zaczyna? - fuknęła Monika.Usiadłem.- Wyobrazcie sobie - zmieniłem ton na bardzo poważny - że nasz kolega %7łmijewskizaznaczył w aktach nazwisko Wróblik!Moje słowa spowodowały, że Paweł zerwał się na równe nogi.- Jakim cudem?! - czochrał z podniecenia dłońmi swoją jasną czuprynę.- Proszę mi topokazać!Zerknął, a potem łapczywie wziął ode mnie akta i studiował je.- Niejaki Stefan Dworzak - mówił przeglądając akta - pracownik MuzeumNarodowego do 1987 roku, strażnik na pierwszym piętrze.miał za żonę Stanisławę Wróblik.Są chwile, że po wygłoszeniu mowy w jakimś pomieszczeniu zalega cisza.W naszymministerialnym biurze zaległa cisza absolutna.Patrzyliśmy na siebie zdumieni i zaciekawienidokonanym odkryciem.- Jakim cudem Seweryn wpadł na trop Wróblika przed nami? - nie mógł się nadziwićPaweł.- Niesłychane! Niesamowite! Nieprawdopodobne!Miał chłopak rację - to było wielce zdumiewające.Nazwisko Wróblik pojawiło się wnaszej sprawie w związku z obrazami w złotych ramach.Bez namysłu wykręciłem numer przyjaciela w Muzeum Narodowym
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plhanula1950.keep.pl
|