[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.I z radością stwier-dzam, że odnosi się to do tego przystojnego młodzieńca, próbującegozwrócić na siebie uwagę młodej damy.Proponuję, że podczas gdy jaudam się na poszukiwania pana Faireya, ty upuścisz chusteczkę lub uży-jesz jakiegoś innego kobiecego fortelu, na który, jak podejrzewam, czekaów młody człowiek.- Upuszczę chusteczkę? - powtórzyła z niedowierzaniem.Ale pan Spotts nie odpowiedział, bo już zniknął.Kenzie na próżno wypatrywała wysokiej postaci szefa w tłumie i prze-straszyła się, kiedy jakiś nieznajomy głos tuż nad jej uchem powiedział:- Dobry wieczór!Rozejrzała się i o mało nie zemdlała.Dobry Boże, to on! Wspaniały,urodziwy wiking z lnianymi włosami!Stała, wpatrując się weń jak zahipnotyzowana.Nogi się pod nią ugię-ły, kiedy poczuła na sobie spojrzenie jego wielkich, błyszczących, zielo-noniebieskich oczu.Tak, wielkich, cudownych oczu, przypominającychciepły, skąpany w słońcu basen w sierpniu - taki, w którym ma się ocho-tę zatonąć na zawsze.Z bliska uświadomiła sobie jeszcze coś.Ten wiking miał coś więcej niżtylko zwykłą męską urodę; był bez wątpienia najbardziej interesującymmężczyzną, jakiego kiedykolwiek widziała.Straciła poczucie czasu i nie miała pojęcia, jak długo stali, gapiąc sięna siebie.Nagle znów poczuła się jak podlotek o zbyt długich rękach inogach, nieumiejący sensownie skleić zdania.- Nieznajomy przejął inicjatywę i lekko skinął głową.- Ponieważ nie zostaliśmy sobie przedstawieni, proszę mi pozwolić.Nazywam się Hannes Hockert, ale przyjaciele wołają na mnie Hans.No, wiesz.- Jego uśmiech był zniewalający.-.jak Hans Christian An-dersen.Kenzie uścisnęła jego dłoń, która była silna i twarda, ale zdumiewają-co delikatna.Podobnie, jak jego głos - cichy i łagodny, a jednak posiada-jący dzwięczny, wyraznie męski ton. - MacKenzie Turner - udało jej się wykrztusić; gardło miała tak ści-śnięte, że musiała odchrząknąć.- Przyjaciele wołają na mnie Kenzie alboKenz.- Kenzie.Kenzie.- powtórzył sam do siebie, jakby smakował jejimię.- Mmm.Dość niezwykłe, ale pasuje do ciebie.Tak.Och! - Wskazałna jej kieliszek.- Widzę, że wypiłaś już swój szampan.Szampan.? Patrzyła na niego bezmyślnie.Zgrabnie wyjął pusty kieliszek z jej zdrętwiałych palców, odrzuciłgłowę do tyłu, dopił zawartość swojego, a potem uniósł go i uśmiechnąłsię rozbrajająco.- Jak zauważyłaś - powiedział, puszczając oko równie uwodzicielsko,jak się uśmiechał - tak się akurat złożyło, że ja też.Zaraz wracam.- Zro-bił krótką pauzę.- Mam nadzieję, że nie zabawisz się w Kopciuszka i minie uciekniesz?Ja miałabym uciec? - pomyślała Kenzie.Dobry Boże, czemu miała-bym chcieć zrobić coś takiego?- Nie - szepnęła i w rozmarzeniu śledziła go wzrokiem, kiedy oddaliłsię z wdziękiem tancerza lub jakiegoś zmysłowo gibkiego dzikiego kota,póki nie pochłonął go tłum.Dopiero wtedy, kiedy zginął jej z oczu, zaczęła się zastanawiać, jakmogła zwrócić na siebie uwagę takiego niesamowicie cudownego faceta -i to nawet nie zabiegając o to!O, rety, pomyślała.Hannes Hockert alias Hans był dokładnie w jejtypie.Zabójczo przystojny, nieodparcie męski i niesłychanie szarmancki.Musiała się uśmiechnąć.Nie trzeba było zbytnio wysilać wyobrazni,by ujrzeć go jako Leifa Erikssona - dumnego, przemierzającego morzawojownika, stojącego za sterem długiej łodzi wikingów, z jasnymi, je-dwabistymi włosami rozwiewanymi przez wiatr.O, tak, pomyślała z zachwytem skąpca podziwiającego w ukryciu swójskarb.Hannes naprawdę był dla niej ideałem męskiej urody - i wszyscyinni mężczyzni nie dorastali mu nawet do pięt.Wszyscy, jak świat długi iszeroki.* * *Lex Bugg skakał, kręcił się i biegał jak fryga.Początkowo Zandrę bawiła jego niespożyta energia, gdy tak krążył odjednej grupki znajomych do następnej.Ledwo mogąc dotrzymać mukroku, ściskała niezliczone dłonie, uśmiechała się i starała się połączyćtwarze z nazwiskami. Daremny wysiłek.Lex przedstawił Zandrę zbyt wielu osobom w zbyt krótkim czasie, byktokolwiek wrył jej się w pamięć.Wszyscy zlali się w jedną, bezkształtnąmasę.- Czy jest ktoś, kogo nie znasz? - spytała dobrodusznie.- Tylko ci, którzy się nie liczą - odparł niezwykle poważnie, wolnoobracając głowę, kiedy obserwował morze twarzy, wyławiając nowoprzybyłych gości.I właśnie wtedy dziewczyna uświadomiła sobie, że Lex po prostukoszmarnie ją wykorzystuje.Nic dziwnego, że jej początkowe rozbawie-nie zmieniło się w oburzenie.Być przedstawianą nieznajomym ludziomto jedna sprawa, ale zupełnie co innego, gdy pokazują cię wkoło, jak ja-kieś cenne trofeum; Bugg wymieniał jej nazwisko i tytuł jedynie dlatego,by wywrzeć wrażenie na sławnych gościach.No cóż, nie pozwoli mu na to.Dostrzegłszy znanego fotografa, Lex wziął ją pod ramię.- Chodz! - powiedział podniecony.- To Francesco Scavullo!Zaczął przeciskać się w tamtym kierunku, ale Zandra się zbuntowała.Miała tego dosyć i była wściekła.- No, chodz! - ponaglał ją.- Co cię zatrzymuje?Zwróciła się w jego stronę z rozognioną twarzą i wycedziła przez zęby:- Do cholery, Lex! Prawdziwy z ciebie gnojek! Wiesz o tym?Wyglądał na zaskoczonego.- Co się stało? - zapytał zmieszany.- Co się stało? - powtórzyła z pogardą.- Powiem ci, co się stało! Dlatwojej informacji nie zgadzam się dłużej na to, żebyś wykorzystywałmnie w charakterze marchewki! Nie jestem przynętą, którą możesz wy-machiwać przed nosem każdego, kogo ci się spodoba! Wykorzystujeszmnie.Udawał całkowite niewiniątko.- Moi?- Tak, vous.- Zandra obrzuciła go gniewnym spojrzeniem.Zmarszczył brwi widząc, że nagle całkowicie się zmieniła.Jakby po-trzebował takiej sceny! Kto by pomyślał, że to taka wariatka?- Czy naprawdę tak się czujesz? - spytał, starając się zachować pa-nowanie nad sobą.- Tak, naprawdę tak się czuję! - Jej głos był ochrypły, cichy, ale silny,a coś w jej twarzy przypominało mu hartowaną stal. Zaczerpnął głęboko powietrza, wydął policzki, a potem wolno wypu-ścił powietrze z płuc, postanawiając ją ułagodzić, by uniknąć publicznegoprzedstawienia.- Dobrze już, dobrze - powiedział.- Masz prawo być na mnie zła.Zmrużyła oczy, krzyżując ręce na piersiach.Nie należała do naiwnia-czek i prawidłowo oceniła jego słów [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • hanula1950.keep.pl