[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Zeskoczyła w śnieg.Upa­dając poczuła ból w plecach.Jej karabin ślizgał się po lodzie, zaczepiwszy się jakoś o cugle Tildie.Sarah przetoczyła się na brzuch i krzyknęła:- Nie!Podniosła się na kolana.Tęgi mężczyzna z maczetą, który wcześniej zaatakował ją pomiędzy sosnami, zbliżał się.Odwróciła się.Klacz nie była nawet zadraśnięta.Sarah wstała i po­biegła tam, gdzie był koń i karabin, lecz nagle poślizgnęła się i upadła.Broń była wciąż kilka stóp przed nią.Kobieta przekrę­ciła się na bok, sięgając pod wełniany płaszcz i koszulę po “czterdziestkę piątkę”.Wyciągnęła ją prawą ręką, odciągając jednocześnie kciukiem kurek.Mężczyzna z maczetą zawył i rzucił się w jej kierunku.Wskazującym palcem nacisnęła spust.Masywne ciało napastnika potoczyło się ku niej.“Dlaczego inni ludzie wyglądali na zagłodzonych, a ten jest tłusty?” - zastanowiła się.Gdy sturlał się jeszcze bliżej, zobaczyła, że miał na sobie naszyjnik z ludzkich zębów.- Ty bydlaku! - wrzasnęła, gdy wyciągnął ku niej głowę i zaczął się czołgać, usiłując dosięgnąć ją ręką ociekającą krwią.Strzeliła z pistoletu w jego twarz.Raz, drugi i trzeci.Odczoł­gała się do tyłu, trzymając rewolwer wyciągnięty przed siebie w kierunku nalanej twarzy, która napawała ją obrzydzeniem.- Bydlę! - krzyknęła.Usłyszała rżenie Tildie.Przetoczyła się na brzuch i sięgnęła po AR-15.Wyciągnęła go przed siebie i strzeliła w kierunku innych zbirów, którzy zbliżali się ku niej.Wystrzeliła jeszcze parę razy.Przewiesiła karabin przez plecy i chwyciła klacz za strzemię.Dosiadła konia, trzymając się grzywy i siodła.Tildie zachwiała się i zarżała, po czym ruszyła w dół.Sarah uniosła jeszcze swój AR-15, strzeliła kilka razy w kierunku tamtych ludzi.Zamek pozostał otwarty, nie było już naboi.- Naprzód! - krzyknęła.Klacz skoczyła do przodu, gdy kobieta pociągnęła ją za grzywę.Stanęła dęba, zachwiała się i ruszyła.W oddali stał Michael z Annie.Czarna grzywa konia smagała chłopca po twa­rzy.Annie przytulała się do pleców brata.Sarah wsparła się na Tildie.- Zabierz mnie stąd - wyszeptała i poczuła, jak łzy spływają jej po twarzy.- Zabierz mnie stąd - powtórzyła.ROZDZIAŁ XZadecydował, że nie przysporzy to większej chwały Matce Rosji.Kiedy major Borozeni wszedł do opuszczonego domu na farmie, wydawało mu się, że usłyszał szelest - znak obecności szczurów.Odwrócił się do swego sierżanta mówiąc:- Krasny, każcie dokładnie wysprzątać to miejsce.Nie mam zwyczaju sypiać ze szczurami.- Tak jest, towarzyszu majorze - zasalutował sierżant.Borozeni kiwnął zwyczajnie głową i wyszedł.Jego ludzie ustawili się, zajmując swoje miejsca.Wschodnie obszary Stanów Zjednoczonych były ogarnięte przez potworne żywioły.Wszędzie szerzyła się rebelia.Począwszy od ucieczki żołnierzy Ruchu Oporu w Savannah, prowadzonych przez kobietę, która mu się wymknęła, bunt rozprzestrzeniał się wzdłuż południowo-wschodniego wybrzeża.Cień uśmiechu przemknął po spękanych wargach majora, gdy otrzepał płaszcz ze śniegu.Ściągnął rękawiczki i wyjął pa­pierosa.- Wszystko gotowe, towarzyszu majorze - powiedział sier­żant Krasny salutując.Gdy Borozeni wchodził do domu, minął go oddział żołnie­rzy z latarkami.- To dopiero kobieta, Krasny.- Kto, towarzyszu majorze?- Ta Amerykanka, która zdołała zbiec.Chciałbym ją spotkać i zobaczyć, jak wygląda bez karabinu maszynowego czy pisto­letu w rękach.I poza tym, gdy nie będzie cała przemoczona.- Tak jest, towarzyszu majorze.Borozeni kiwnął głową, drepcząc w miejscu, aby nie zma­rzły mu nogi.Pomimo zimna niezbyt odpowiadał mu dom, w którym miał schronić się przed śnieżycą.Później miał zabrać swoich ludzi do Knoxville w Tennessee.Zastanawiał się, co było w tym mieście? “Ach tak, były tam kiedyś Targi Światowe” - przypomniał sobie.Był wtedy na Środkowym Wschodzie, ćwi­czył partyzantów.Jednak niezbyt mu się to podobało.Nigdy nie lubił Środkowego Wschodu, chociaż mógłby się przyzwyczaić do gorącego klimatu.Jakaś kobieta siedząca w ciężarówce opo­wiadała o uciekinierce.- Sarah - wymówił cicho jej imię, żeby sprawdzić, jak brzmi.Podobno była czyjąś żoną.Może jednego z więźniów, którzy zostali zwolnieni? Wątpił w to.A może była wdową po jednym z rozstrzelanych mężczyzn? Zastanawiał się, czy byłaby zdolna zabić go, rosyjskiego oficera, jednego z od­powiedzialnych za wojnę.Rzucił papierosa w śnieg.Najpra­wdopodobniej była teraz bezpieczna w ramionach swego mę­ża.albo nie była.Uśmiechnął się sarkastycznie.Przedzieranie się przez śnieg, zablokowane drogi, lód, mróz.Byli gdzieś w Karolinie Południowej.Nie mógł zapamiętać nazwy miasta, które mieli przed sobą.Zapalił następnego pa­pierosa.Przyglądał się, jak jasny płomień zapalniczki tańczył na biało-niebieskim tle śniegu.- Sarah - wyszeptał znowu.Był to z pewnością typ kobiety, którą zawsze chciał spotkać i której nigdy więcej nie zobaczy.Pokręcił głową.Uśmiechnął się smutno i odwrócił, ruszając w kierunku domu.ROZDZIAŁ XINatalia studiowała mapę.Jeśli pogoda się polepszy, to będą w środkowej Indianie za pół dnia.Mogła przekonać Paula, aby ja tam zostawił.Patrzyła w skupieniu na mapę.Ponownie usły­szała jakiś dźwięk za zasłoną.Sięgnęła do sznurowadła śpiwo­ra, w który była opatulona.Rozwiązała je [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • hanula1950.keep.pl